Kiedyś myślałam, że umrzeć to nic trudnego, lecz rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Teraz zaś… teraz chyba będzie jeszcze trudniej.
Odwiedziłam ją dzisiaj, wykorzystując nieobecność matki. Nadal przebywa w sektorze pani Pretty, jest znękana do granic wytrzymałości, a palce krwawią jej bardziej niż kiedykolwiek, ale nie płacze.
– Mogę znieść wszystko – mówi – skoro wiem już, po co.
Czuję w niej płomień dawnej żarliwości, lecz ukrywa go skrzętnie pod kloszem opanowania. Drżę ze strachu, że strażniczki dostrzegą go i odgadną prawdę. Boję się, że wyczytają coś z moich oczu, jak dzisiaj, gdy chyłkiem przemykałam przez więzienie. Podobnie jak za pierwszym razem uświadomiłam sobie ogrom budowli i jej przytłaczający ciężar: mury, rygle i zamki, czujnych strażników w wełnianych uniformach, wszechobecny smród i zgiełk. Idąc, pomyślałam, że byłyśmy głupie, wierząc, że można stąd uciec! I dopiero na widok jej żarliwości zwątpienie minęło jak ręką odjął.
Rozmawiałyśmy o koniecznych przygotowaniach. Mówi, że będziemy potrzebowały pieniędzy, wszystkich pieniędzy, jakie zdołam zebrać, a także ubrań, butów oraz kufrów. Aby nie wzbudzać podejrzeń w pociągu, nie możemy zwlekać z ich kupnem do przyjazdu do Francji: musimy wyglądać jak dama i jej towarzyszka, dlatego bagaż jest niezbędny. W przeciwieństwie do niej nie wzięłam tego pod uwagę. Myśląc o tym w zaciszu swojego pokoju, miałam świadomość, że nasze zamiary są absurdalne. Lecz gdy słuchałam, jak z roziskrzonym wzrokiem układała plany i wydawała polecenia, sytuacja wyglądała zgoła inaczej.
– Będą nam potrzebne bilety na pociąg i prom – szeptała. – I paszporty.
Mogę je zdobyć, z opowiadań Arthura pamiętam, że to nic trudnego. Zaiste, znam wszystkie kwestie dotyczące wyjazdu do Włoch; siostra nie szczędziła nam szczegółów swej podróży poślubnej.
– Kiedy do ciebie przyjdę, musisz być gotowa – dodała Selina. Dotąd nie wspominała, jak dokładnie zamierza to uczynić, dlatego zatrzęsłam się od stóp do głów.
– Boję się! Czy to będzie bardzo dziwne? Mam siedzieć po ciemku albo wypowiedzieć jakieś magiczne zaklęcie?
Uśmiechnęła się pobłażliwie.
– Myślisz, że to potrzebne? Wystarczy kochać i pragnąć. Jeśli pragniesz mnie dostatecznie mocno, przyjdę.
Kazała mi tylko robić dokładnie to, o co prosi.
Dziś wieczorem, gdy matka zażyczyła sobie, bym jej poczytała, sięgnęłam po "Aurorę Leigh". Jeszcze miesiąc temu nigdy bym się na to nie odważyła. Spojrzała na okładkę.
– Przeczytaj fragment opisujący powrót Romneya. Biedak, taki skrzywdzony i zaślepiony.
Ale ja nie chciałam. Chyba już nigdy nie będę mogła tego przeczytać. Wybrałam księgę siódmą, gdzie Aurora wygłasza mowę do Marian Erie. Czytałam godzinę, a kiedy skończyłam, matka zauważyła z uśmiechem:
– Jak słodko brzmi dzisiaj twój głos, Margaret!
Nie wzięłam dziś Seliny za rękę. Nie pozwala mi na to, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Podczas naszej rozmowy usiadłam, a ona stanęła bardzo blisko. Dotknęłam butem jej trzewika. I odrobinę uniosłyśmy suknie, wizytową i więzienną, by stopy złączyły się w pocałunku.
23 grudnia 1874
Dzisiaj otrzymaliśmy przesyłkę od Pris i Arthura z listem zawierającym dokładne informacje na temat ich powrotu szóstego stycznia oraz zaproszeniem do Marishes, gdzie matka, ja, Stephen, Helen i Georgy mielibyśmy zabawić aż do wiosny. Rozmawialiśmy o tym od miesięcy, nie wiedziałam jednak, że matka pragnie jechać tak szybko. Postanowiła wyruszyć dziewiątego, czyli za niespełna trzy tygodnie. Wiadomość ta wzbudziła we mnie panikę. Zapytałam, czy państwo młodzi istotnie życzą sobie tak rychłych odwiedzin. Przecież Pris będzie teraz panią wielkiego domu. Może powinnyśmy dać jej trochę czasu na przyzwyczajenie się? Otrzymałam odpowiedź, że właśnie na tym etapie młoda żona potrzebuje matczynej rady. Nie możemy bowiem polegać na życzliwości sióstr Arthura.
Następnie matka wyraziła nadzieję, że przynajmniej teraz okażę Priscilli więcej serca niż podczas ślubu.
Myśli, że przejrzała wszystkie moje słabości. Lecz największa z nich znajduje się poza zasięgiem jej wzroku. Prawdę powiedziawszy, od ponad miesiąca nie myślałam o Priscilli i jej trywialnych sukcesach. Zostawiłam to daleko za sobą. Ba, powoli odgradzam się od wszystkich aspektów dawnego życia. Od ludzi także – od matki, Stephena, Georgy'ego…
Pomiędzy Helen a mną również wyrosła niewidzialna bariera. Była tu wczoraj wieczorem.
– Czyżby matka miała rację, mówiąc, że odzyskałaś spokój i nabierasz sił? – Dodała, że nie może oprzeć się myśli, iż po prostu stałam się bardziej skryta.
Popatrzyłam na jej miłą twarz o regularnych rysach. Powiedzieć czy nie powiedzieć, zastanawiałam się w duchu. Jakież byłoby jej zdanie? I pod wpływem nagłego impulsu pomyślałam: powiem! Trudno wyobrazić sobie coś prostszego i bardziej oczywistego, któż bowiem zrozumiałby mnie lepiej niż Helen? Wyznać: Zakochałam się, Helen! Zakochałam! Poznałam cudowną, niezwykłą dziewczynę i oddałam jej swoje życie!
Wizja była tak wyrazista, iż żar owych słów niemal wycisnął mi łzy z oczu i poczułam się, jakbym naprawdę je wyrzekła. Ale nie, Helen wciąż spoglądała na mnie z życzliwą troską i czekała, co powiem. Wówczas wskazałam na obraz Crivellego przypięty nad biurkiem i musnąwszy go palcami, zapytałam na próbę:
– Podoba ci się?
Zamrugała. Odrzekła, że na swój sposób jest bardzo ładny. Nachyliła się, żeby lepiej widzieć.
– Rysy dziewczyny są bardzo niewyraźne – dodała. -Biedactwo wygląda, jakby ktoś wymazał jej twarz.
Wtedy zrozumiałam, że nie może się dowiedzieć. Gdybym jej cokolwiek wyjawiła, nie usłyszałaby mnie. Gdybym przyprowadziła do niej Selinę, nie dostrzegłaby jej twarzy, podobnie jak nie widziała ostrych, ciemnych konturów "Veritas". Są dla niej zbyt subtelne.
Ja też staję się subtelna, niematerialna. Ewoluuję. Oni niczego nie zauważają. Patrzą na mnie i widzą uśmiechy oraz rumieńce; matka twierdzi nawet, że przytyłam! Nie mają pojęcia, że trwam wśród nich wyłącznie za sprawą silnej woli. To ogromnie wyczerpujące. Gdy siedzę sama, jak teraz, jest inaczej. Spoglądam na własną skórę i widzę pod nią blade zarysy kości. Z każdym dniem robię się coraz bledsza.
Moje ciało niknie w oczach. Staję się własnym duchem!
Z chwilą gdy rozpocznę nowe życie, będę chyba nawiedzać ten pokój.
Lecz stare jeszcze trwa. Dzisiejszego popołudnia w Garden Court, kiedy matka i Helen zabawiały Georgy'ego, podeszłam do Stephena, aby go o coś zapytać.
– Wyjaśnij mi kwestię pieniędzy moich i mamy – powiedziałam. – Nic o tym nie wiem.
Swoim zwyczajem odparł, że nie muszę wiedzieć, gdyż to on jest moim pełnomocnikiem, ale tym razem nie ustąpiłam. Wyraziłam wdzięczność, że po śmierci taty wspaniałomyślnie wziął na siebie odpowiedzialność za nasze sprawy, ale sama też chciałabym zyskać pewne rozeznanie.
– Podejrzewam, że matka lęka się o losy naszego domu – dodałam – oraz bezpieczeństwo dochodów, które miałabym uzyskać po jej śmierci. – Gdybym orientowała się w tej kwestii, wyjaśniłam, mogłybyśmy ją sobie omówić.
Po chwili wahania położył dłoń na moim nadgarstku. Zapewne mnie też dręczą pewne obawy, odrzekł ściszonym głosem. Powinnam jednak wiedzieć, że drzwi domu jego i Helen zawsze będą dla mnie otwarte.
"Najlepszy człowiek, jakiego znam" – powiedziała kiedyś Helen. Teraz jego dobroć wydała mi się upiorna. Jak bardzo ucierpi, przyszło mi nagle do głowy, jak bardzo ucierpi jako prawnik, jeśli zrealizuję swoje plany? Przecież po naszym wyjeździe wszyscy pomyślą, że to nie duchy, lecz ja pomogłam Selinie w ucieczce. Dowiedzą się o biletach, paszportach…