– Zapytaj Vigers. Vigers, powiedz panu Priorowi, że czuję się doskonale.
Zamrugała, po czym schowała za plecami wiaderko z węglem. Jej policzki poróżowiały: teraz rumieniliśmy się wszyscy troje!
– Ma się rozumieć, panienko – odrzekła. Następnie popatrzyła na Stephena. Ja również przeniosłam na niego wzrok.
– Cóż, bardzo się cieszę – odpowiedział zmieszany. Zrozumiał, że nie może mi jej odebrać. Skłoniwszy się, poszedł do salonu. Usłyszałam trzask otwieranych i zamykanych drzwi.
Poszłam na górę, do swojego pokoju. Usiadłam i wyjąwszy czek, ponownie zapatrzyłam się na miejsce, gdzie należało wpisać sumę. I znów urosło w moich oczach. Odniosłam wrażenie, jakby pokrywała je zamarznięta szyba; lód rozpuścił się pod moim spojrzeniem i czekałam, że zaraz ujrzę pod spodem kontury i barwy przyszłego życia.
Z dołu dały się słyszeć jakieś odgłosy; otworzyłam szufladę i wyjęłam dziennik, aby schować czek między kartkami. Lecz pamiętnik był jakiś dziwnie wybrzuszony; kiedy go przechyliłam, ze środka wysunął się jakiś wąski, czarny przedmiot. Spadł na moją spódnicę i znieruchomiał. Gdy go dotknęłam, wydał się ciepły.
Widziałam go pierwszy raz w życiu, a mimo to natychmiast rozpoznałam. Aksamitna obróżka z miedzianym zapięciem. Dawniej należała do Seliny, teraz była nagrodą za moją przebiegłość w rozmowie ze Stephenem!
Stanęłam przed lustrem i włożyłam ją na szyję. Odrobinę ciśnie: czuję pod nią bicie własnego serca. Zupełnie jakby Selina pociągała za niewidzialną nić, przypominając mi o swym istnieniu.
6 stycznia 1875
Od ostatniej wizyty w Millbank minęło pięć dni, lecz teraz, kiedy wiem, że mnie odwiedza – że wkrótce przybędzie, by zostać na zawsze! – nie czuję wielkiej potrzeby, by tam chodzić. Z przyjemnością zostaję w domu, rozmawiam z gośćmi, a nawet z matką. Ona bowiem też ostatnio rzadziej opuszcza dom. Godzinami przygotowuje suknie na wyjazd i każe pokojówkom znosić ze strychu kufry, pudła oraz osłony, które położą na meble i dywany po naszym wyjeździe.
Napisałam: po naszym wyjeździe. Poczyniłam pewne postępy. Znalazłam sposób, jak wykorzystać jej plany jako przykrywkę dla własnych.
Tydzień temu spędzałyśmy razem wieczór: ona z kartką i piórem, zajęta sporządzaniem list, ja z książką na kolanach i nożem w ręku. Rozcinałam kartki, w pewnej chwili jednak utkwiłam wzrok w ogniu i zastygłam bez ruchu. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopóki matka nie uniosła głowy i nie cmoknęła. Jakim cudem stać mnie na taką bezczynność i spokój? Za dziesięć dni wyjeżdżamy do Marishes i zostało jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia. Czy wydałam Ellis polecenia co do swoich sukien?
Nie odrywając wzroku od kominka, powoli przeciągnęłam nożem wzdłuż zagięcia.
– Cóż za odmiana – odparłam. – Jeszcze miesiąc temu mama ganiła mnie za ruchliwość. Czyżby teraz należało udzielać mi reprymendy za nadmiar spokoju?
Zwykle rezerwuję ten ton wyłącznie na użytek dziennika. Matka natychmiast odłożyła swoją listę. Spokój, dobre sobie, powiedziała. Na naganę zasługuje raczej moja impertynencja!
Spojrzałam na nią wyniośle. Rozleniwienie minęło jak ręką odjął. Czułam się – być może to Selina przemawiała za moim pośrednictwem! – czułam się ozłocona blaskiem, który nie pochodził ode mnie, o nie.
– Nie jestem posługaczką, żeby mnie rozstawiać po kątach – odparłam. – I, jak mama słusznie kiedyś zauważyła, nie jestem dzieckiem. A mimo to mama nadal mnie tak traktuje.
– Dosyć! – zawołała. – Nie pozwolę, by córka mówiła do mnie w ten sposób pod moim własnym dachem. W Marishes też na to nie pozwolę…
Nie, odpowiedziałam. Oczywiście, że nie. Nie pojadę do Marishes, przynajmniej nie od razu. Postanowiłam zostać tu sama, ona niech jedzie z Helen i Stephenem.
Zostać tutaj, sama? Cóż to znowu za brednie? Wcale nie brednie, odrzekłam. Wręcz przeciwnie, doskonale wiem, o czym mówię.
– Przemawia przez ciebie twój dawny upór, ot co! Margaret, rozmawiałyśmy o tym setki razy…
– Dlatego tym bardziej nie powinnyśmy teraz się kłócić. Uważam temat za zamknięty. Z radością spędzę samotnie tydzień lub dwa. I jestem pewna, że sprawi to wszystkim niemałą ulgę!
Nie odpowiedziała. Ponownie zaczęłam rozcinać kartki, tym razem szybciej; szmer sprawił, że zamrugała powiekami. Zapytała, co pomyślą o niej znajomi, jeśli wyjedzie i zostawi mnie samą? Odparłam, że niech sobie myślą, co chcą, odparłam, może im powiedzieć, co jej się żywnie podoba. Na przykład, że przygotowuję listy taty do publikacji: wymarzone zajęcie w pustym domu.
Potrząsnęła głową.
– Dopiero co byłaś chora – nie ustępowała. – A jeśli znowu zachorujesz i nie będzie nikogo, kto by się tobą zajął?
Nie zachoruję, zresztą nie zostanę sama, tylko z kucharką: ona może sprowadzić chłopca, który będzie sypiał na dole, tak jak po śmierci taty. Poza tym będzie też Vigers. Niech zostawi Vigers i zabierze do Warwickshire Ellis…
Tak powiedziałam. Nie myślałam o tym wcześniej: zupełnie jakby słowa wyfruwały z książki za każdym płynnym ruchem noża. Na twarzy matki pojawił się wyraz głębokiego namysłu, nadal jednak marszczyła brwi.
– Jeśli zachorujesz… – powtórzyła.
– Dlaczego miałabym zachorować? Niech mama zobaczy, jak dobrze wyglądam!
Popatrzyła. Spojrzała mi w oczy, ożywione laudanum, i na policzek, zaróżowiony od ognia albo energicznych ruchów ręki trzymającej nóż. Spojrzała na moją suknię, starą, śliwkową suknię, którą kazałam Vigers wyjąć z szafy i dopasować, gdyż żadna z moich czarnych i szarych nie zakrywała aksamitnej obróżki, którą nosiłam na szyi.
I chyba suknia ostatecznie ją przekonała.
– Niech mama powie, że się zgadza – nalegałam. – Przecież nie musimy wszędzie jeździć razem, prawda? Czy Stephen i Helen nie będą zadowoleni, mogąc spędzić trochę czasu beze mnie?
Było to sprytne posunięcie, lecz powiedziałam tak całkiem bezwiednie. W życiu nie przyszło mi do głowy, że matka posiada wyrobioną opinię na temat moich uczuć wobec Helen. Że śledzi moje spojrzenia, nasłuchuje, w jaki sposób wymawiam imię bratowej i widzi, jak odwracam wzrok, kiedy całuje Stephena. Teraz usłyszała mój lekki, obojętny ton i kiedy popatrzyłam na jej twarz, ujrzałam na niej może nie ulgę i satysfakcję, lecz coś bardzo do nich zbliżonego, i zrozumiałam, że właśnie to robiła. Robiła to wszystko od ponad dwóch lat.
I zastanawiam się, co by było, gdybym skrzętniej skrywała swoje uczucia lub w ogóle ich nie żywiła. Czy to wpłynęłoby na nasze stosunki?
Poruszyła się na krześle i wygładziła spódnicę. Powiedziała, że nadal ma pewne wątpliwości. Ale skoro zostanę z Vigers i przyjdę do nich po trzech, czterech tygodniach…
Oświadczyła, że przed podjęciem ostatecznej decyzji musi skonsultować się z Helen i Stephenem. I kiedy odwiedziliśmy ich następnym razem, w wigilię Nowego Roku… cóż, nie odczuwam teraz żadnej potrzeby, by patrzeć na Helen, a gdy Stephen pocałował ją o północy, tylko uśmiechnęłam się lekko. Matka opowiedziała im o moich planach; spojrzeli na mnie, zapewniając ją, że to przecież nic złego, przecież przywykłam do samotności. Pani Wallace zaś, która również gościła w Garden Court, dodała, iż z pewnością rozsądniej jest pozostać na Cheyne Walk niż narażać na szwank zdrowie, podróżując pociągiem!
Wróciłyśmy do domu o drugiej nad ranem. Długo stałam w płaszczu przy uchylonym oknie, pozwalając, by noworoczny deszczyk zrosił mi twarz. Jeszcze o trzeciej słyszałam dzwonki i nawoływania dochodzące od strony rzeki oraz okrzyki wyrostków biegających po ulicy. Lecz w pewnej chwili zgiełk ustał i wokół zapanowała niezmącona cisza. Kropił lekki deszcz, zbyt delikatny, by zmącić lśniącą jak szkło powierzchnię Tamizy; w miejscach, gdzie lampy mostu i schodów prowadzących ku wodzie rozjaśniały taflę, widać było rozedrgane serpentyny żółtego i czerwonego światła. Chodniki połyskiwały błękitem jak porcelanowe talerze.