– A jakże – odrzekła natychmiast pani Jelf. Wyjaśniła, że Selina nie życzyła sobie odwiedzin; cóż, to zrozumiałe, że nie chciała, by pokojówka oglądała swą panią w takim miejscu.
– Zważywszy na jej dobroć, była to tak niewielka przysługa. Pozostałe strażniczki również przekazują więźniarkom drobiazgi od przyjaciół. Proszę tylko nic nie mówić, bo z pewnością wyparłyby się wszystkiego!
One, dodała, robią to dla pieniędzy. Pani Jelf wystarczyło, że sprawia Selinie odrobinę radości. Zresztą, "nie było w nich nic zdrożnego", jedynie życzliwe słowa, czasem kwiaty. Często widziała, jak Selina płacze nad tymi kwiatami. Wtedy musiała odwracać wzrok, gdyż i jej łzy napływały do oczu.
Czyż mogło to Selinie zaszkodzić? Czy listy wynoszone potajemnie z jej celi mogły spowodować coś złego? Komu przeszkadzało, że pani Jelf dawała jej papier oraz atrament i świecę? Strażniczka z nocnej zmiany nigdy nie miała nic przeciwko temu, pani Jelf dała jej szylinga. O poranku świeca była wypalona do cna. Musiały tylko uważać, aby nie rozlać wosku…
– A potem wiedziałam, że listy kryją wiadomości dla pani, i kiedy prosiła, bym wyjęła coś z jej pudełka… Cóż. – Blada twarz pani Jelf zarumieniła się z lekka. – Przecież to nie kradzież, prawda? Wzięłam tylko to, o co mnie poprosiła…
– Włosy – mruknęłam.
– Stanowiły jej własność! – odparła bez namysłu. – Któż mógłby…?
Włosy zostały opakowane w brązowy papier i wysłane do Vigers. To jej ręka ułożyła je na poduszce.
– A Selina twierdziła, że wysłała je za pośrednictwem duchów…
Słysząc to, pani Jelf przechyliła głowę i zmarszczyła brwi.
– Duchy? Ale dlaczego miałaby mówić coś podobnego?
Nie odpowiedziałam. Znów chwyciły mnie dreszcze. Chyba podeszłam do kominka i oparłam czoło o marmurowy gzyms. Pani Jelf wstała i położyła mi rękę na ramieniu.
– Czy pani wie, co zrobiła? – spytałam. – Czy pani wie? Oszukały nas obie, a pani im w tym pomogła! Pani, z jej dobrocią!
– Oszukały – powtórzyła. – Ależ skąd, ja nic nie rozumiem…
Odparłam, że rozumiem wszystko, chociaż nie rozumiałam, jeszcze nie, nie do końca. Jednakże to, co wiedziałam, wystarczyło, by mnie zabić. Przez chwilę stałam nieruchomo, a następnie uniosłam głowę i z całej siły opuściłam ją na gzyms.
Gdy uderzyłam czołem o marmur, aksamitny pasek zacisnął mi się na gardle; odskoczyłam od kominka i uniosłam rękę, próbowałam zedrzeć obróżkę z szyi. Pani Jelf spoglądała na mnie z dłonią przyciśniętą do ust. Odwróciwszy się, szarpałam wąską wstążkę, usiłując odpiąć zamek tępymi paznokciami. Lecz on ani myślał ustąpić! Wreszcie rozejrzałam się dokoła w poszukiwaniu jakiegoś narzędzia; pewnie w ostateczności chwyciłabym panią Jelf i przycisnęłabym jej usta do swojej szyi, zmuszając, by przegryzła aksamit, lecz oto mój wzrok padł na ojcowski nożyk do cygar. Porwałam go z biurka i zaczęłam przecinać obróżkę.
Na ten widok pani Jelf wydała z siebie przeraźliwy okrzyk: wrzasnęła, że zrobię sobie krzywdę! Podetnę sobie gardło! Ostrze ześlizgnęło się z materiału i poczułam na palcach krew, zaskakująco ciepłą na zimnej skórze. Jednocześnie dopięłam swego: obróżka spadła na podłogę, skręcając się na kształt litery S.
Rzuciłam nóż i rozdygotana stanęłam przy biurku, wprawiając w drżenie ołówek i pióro papy. Pani Jelf zbliżyła się z wahaniem i chwyciła mnie za ręce, po czym zwinąwszy chusteczkę, zrobiła z niej prowizoryczny opatrunek na moją krwawiącą szyję.
– Panno Prior – odezwała się. – Moim zdaniem jest pani bardzo chora. Proszę mi pozwolić zawołać pannę Vigers. Panna Vigers panią uspokoi. Zaiste, uspokoi nas obie! Niech pani ją wezwie i wysłucha, co ma do powiedzenia…
Powtarzała: panna Vigers, panna Vigers; nazwisko to cięło mnie niczym piła. Wróciłam myślami do włosów Seliny pozostawionych na mojej poduszce. I do medalionu, wyniesionego z pokoju, kiedy spałam.
Ołówek i pióro nadal podskakiwały na biurku.
– Dlaczego to robiły, pani Jelf? – zapytałam. – Dlaczego robiły to potajemnie?
Pomyślałam o gałązkach drzewka pomarańczowego i o obróżce wsuniętej między kartki.
I o dzienniku, w którym zapisywałam wszystkie sekrety: historię mojej namiętności, miłości oraz szczegóły naszej ucieczki…
Pióro i ołówek znieruchomiały. Przycisnęłam dłoń do ust.
– Nie – jęknęłam. – Ach, pani Jelf, nie, tylko nie to!
Ponownie wyciągnęła ku mnie rękę, ale ją odepchnęłam. Potykając się, wyszłam z pokoju na cichy i ciemny korytarz. "Vigers" – zawołałam; straszny, chrapliwy okrzyk poniósł się echem po pustym domu, po czym zapadła jeszcze okropniej sza cisza. Podeszłam do dzwonka i szarpałam za sznur, dopóki go nie urwałam. Zajrzałam przez drzwi prowadzące do piwnicy: nic. Wróciłam na korytarz, gdzie podchwyciłam zalęknione spojrzenie pani Jelf; zakrwawiona chustka wypadła jej z ręki. Ruszyłam po schodach na górę i skierowałam się najpierw do salonu, następnie do pokoju matki oraz Pris, wołając cały czas: "Vigers! Vigers!".
Lecz w całym domu panowała cisza przerywana jedynie moim urywanym oddechem oraz tupotem i szuraniem moich własnych nóg na schodach.
Wreszcie dotarłam do otwartych na oścież drzwi swojego pokoju. W pośpiechu zapomniała je zamknąć.
Zabrała wszystko prócz książek: te wyjęła z kartonów i bezładnie rozrzuciła na dywanie. Ich miejsce zajęły drobiazgi z mojej szafy: suknie i peleryny, kapelusze, trzewiki, rękawiczki oraz broszki. Rzeczy, które miały zamienić ją w damę, o które dbała podczas pobytu w tym domu, które czyściła, prasowała i składała, utrzymując w porządku, gotowe na tę okazję. Oczywiście zabrała też ubrania kupione dla Seliny. Prócz tego pieniądze, bilety oraz paszporty na nazwiska "Margaret Prior" i "Marian Erie".
Wzięła nawet złoty warkocz; pewnie owinie go wokół głowy Seliny, by ukryć ślady więziennych nożyczek. Zostawiła tylko dziennik, bym miała w czym pisać. Położyła go równiutko na biurku, bez śladu kurzu, tak jak schludna pokojówka zostawiłaby książkę kucharską, wyjąwszy z niej przepis.
Vigers. Ponownie powtórzyłam to nazwisko, wyplułam je: tkwiło we mnie jak trucizna, czułam, jak wzbiera, oblekając czernią moje ciało. Vigers. Kim ona dla mnie była? Nie pamiętałam nawet rysów jej twarzy, jej zachowania ani spojrzenia. Nie pamiętałam i dalej nie pamiętam, koloru jej włosów, oczu, kształtu warg – wiem tylko, że była brzydka, brzydsza nawet ode mnie. A jednak muszę myśleć: Ona zabrała mi Selinę. Muszę myśleć: Selina z tęsknoty wypłakiwała za nią oczy.
Muszę myśleć: Selina odebrała mi życie, ażeby móc odzyskać życie zVigers!
Teraz to rozumiem. Wówczas tego nie wiedziałam. Myślałam tylko, że Vigers wyprowadziła mnie w pole, że lisim podstępem omotała Selinę, zmuszając ją do zdrady. Myślałam, że Selina mnie kocha. Dlatego po wyjściu z pokoju skierowałam się nie na dół, gdzie nadal czekała pani Jelf, tylko na wąskie schody prowadzące na strych, do pokojów dla służby. Nie pamiętam, kiedy ostatnio na nie wchodziłam, pewnie w dzieciństwie. Niegdyś pewna pokojówka złapała mnie na podglądaniu i uszczypnęła tak mocno, że wybuchnęłam płaczem; od tamtej pory wąskie stopnie przejmowały mnie strachem. Wmawiałam Pris, że na ich szczycie mieszka troll, służące zaś chodzą tam nie po to, by spać, ale by usługiwać mu potajemnie.
Teraz weszłam po skrzypiących stopniach, ponownie czując się jak dziecko. A jeśli ona tam jest, pomyślałam. Jeśli wyjdzie i zastanie mnie na schodach?
Ale oczywiście jej nie było. Pokój okazał się zimny i pusty: najbardziej pusty pokój, jaki można sobie wyobrazić, niemal tak pusty jak cele w Millbank, pozbawiony kształtu, faktury i zapachu. Zobaczyłam bezbarwne ściany oraz gołą podłogę z paskiem chodnika zdartego do cna. Szafkę z miednicą, zaśniedziały dzban i łóżko z kłębowiskiem zażółconej pościeli.