Przerwał, przypatrując się uważnie Kennethowi, który wyglądał na zbyt przytłoczonego wieściami, by się odezwać.
– Rozumie pan, poruczniku lyw-Darawyt? Przeszliście kawał drogi wewnątrz Mroku. Oddychaliście tamtejszym powietrzem i piliście tamtejszą wodę. Jako jedyni ludzie od... nie wiem od kiedy, wróciliście z drugiej strony. Co się stanie, jeśli te wieści się rozejdą?
Kailean i Dag wymieniły spojrzenia. Każda Świątynia, każde bractwo magów, wszyscy szpiedzy świata rzucą się na nich jak głodne sępy na padlinę. Oficer Straży też to rozumiał, bo choć kilka razy otworzył usta, pozostał przy rozsądnym milczeniu.
– Szczurza Nora może wam zapewnić... nie, nie bezpieczeństwo, ale przynajmniej częściową ochronę. Zatarcie śladów, podrzucenie kilku dokumentów sugerujących, że byliście tam, gdzie was nie było. W zamian będziecie do ich dyspozycji. Nie rób takiej miny, synu... Nie tak, jak myślisz, nie szpiegując innych żołnierzy ani nie donosząc na nieprawidłowości przy wydawaniu sucharów. Być może czasem ktoś wam coś pokaże, opowie, zabierze w jakieś miejsce, żebyście rozpoznali jakąś rzecz, no i oczywiście dobrze byłoby, gdybyście uważali na wszystko. Na Północy też robi się dziwnie... Wasza wiedza i doświadczenie stały się bezcenne. Oczywiście mapę, którą narysowaliście, wędrując po drugiej stronie, zatrzymamy. Coś jeszcze?
No. Wreszcie Kenneth wyglądał na należycie wstrząśniętego. Jak człowiek przechodzący kładką, który odkrywa, że dołem płynie strumień lawy, a deski zaczynają trzeszczeć i dymić.
– Wyruszycie jeszcze dziś. Może pan odejść.
Oficer wstał, przez mgnienie oka wydawało się, że zasalutuje, ale skinął tylko sztywno głową i wyszedł. Laskolnyk odprowadził go wzrokiem.
– Uparty sukinsyn – mruknął z uznaniem i odwrócił się do Kailean. – Wiesz już, dlaczego cię wezwałem? Żeby nie powtarzać wszystkiego raz po raz. Wędrowałyście z Dag przez Mrok. Sprawdziliśmy to dokładnie. Tylko Mrok zostawia taki... osad na człowieku. Przez najbliższy miesiąc macie się trzymać z dala od Mistrzów Magii i Wielkich Kapłanów. Dlatego też wysyłam strażników na zachód, zanim dotrą do Belenden, też będą czyści. Wróciłyście. Masz coś jeszcze do dodania?
– Poza tym że to miejsce było kiedyś zamieszkane? Że trwała tam wojna, która zniszczyła wszystko? Że tamtejsze skały płaczą?
– Płaczą?
– Gdy się dziś rano zdrzemnęłam, słyszałam ten płacz. Jakby... nie wiem, obudziłam się i też płakałam. I że z tego miejsca wyciągnął nas chłopiec, który zabijał ludzi jak ryś króliki? Że ona ma z tym coś wspólnego? – Kailean wskazała na blondynkę. – Że z jej powodu wyrżnięto setki ludzi w górach? Poza tym nie mam nic do dodania. Co się dzieje, kha-dar?
Laskolnyk przez chwilę wyglądał, jakby żuł coś paskudnego.
– Sześć lat temu wydarzyło się coś... coś przeszło przez Mrok do nas, coś potężnego i dzikiego. I zaraz znikło. Nie potrafimy tego odnaleźć.
Laiwa podniosła głowę, jeden z siedzących obok niej mężczyzn chrząknął i wskazując więźnia, powiedział:
– Ona przeszła zaraz po tych wydarzeniach. Razem z garścią sług albo przyjaciół. Twierdzi, że chciała uciec od matki. Żeby przeskoczyć Mrok, przebyć go bezpiecznie, użyli potężnych czarów, dusza za duszę... zabili ponad dwustu ludzi i zostali tutaj, w Olekadach. Ktoś z zewnątrz ich wyśledził i zaczął polowanie. Wiesz, że czasem na miejscu masakry znajdowano żywych ludzi, którzy potem popełniali samobójstwo? Niedawno to sprawdzono i zawsze tą ostatnią żywą osobą był ktoś, kogo historia w Olekadach liczy mniej niż sześć lat. To było... jak kara. Zabijano rodziny i przyjaciół tych ludzi, na ich oczach, a potem okaleczano ich i wypuszczano. Wiemy, że nie da się przejść na drugą stronę Mroku, próbowaliśmy. Ciało i dusza zostają rozdzielone. Czary, których ona użyła, są dla nas niedostępne. Ale ktoś odkrył sposób, jak przechodzić, by nie stracić duszy.
– My też przeszliśmy – zaoponowała Daghena.
– Nie. Weszliście w Mrok, wędrowaliście w nim i wyszliście po tej samej stronie. Gdybyście spróbowali wyjść po drugiej, tam, skąd ona pochodzi, najpewniej wasze dusze zostałyby wyrwane z ciał. O ile wiemy, ci szarzy zabójcy są jedynymi, którzy to potrafią.
Jasnowłosa dziewczyna poruszyła się mocniej, potrząsnęła głową, jej spojrzenie uciekło w dal.
– Ewelunrech nie mają duszy. Nie ma dla nich bramy... zrodzeni z martwych ciał, mogą wędrować między królestwami... znienawidzeni... robią, co chcą... malują świat w biel i czerwień... bo mogą. Dla nich słodycz i gorycz smakuje tak samo...
Uwagę Kailean przyciągnął towarzysz szpakowatego, niski i chudy. Gdy dziewczyna mówiła, siedział z przymkniętymi oczyma i bezgłośnie powtarzał jej słowa. Wśród ludzi krążyły legendy o Żywych Księgach Szczurzej Nory, czarownikach, których aspekty były tak nietypowe, że nie nadawały się do niczego konkretnego – poza zapamiętywaniem różnych rzeczy. Jeśli legendy mówiły prawdę, to nawet na łożu śmierci mężczyzna zdoła dokładnie powtórzyć słowa Laiwy, łącznie z akcentem i przerwami na zaczerpnięcie oddechu. Spojrzała na „hrabiankę”, dziewczyna wciąż miała nieobecny wzrok. Trzeba było to wykorzystać.
– Ten chłopak nie był szarym.
– Kanaloo? Och, kanaloo... Mój brat... zrodzony z tego samego łona... powinnam powiedzieć: z tej samej matki, ale... Gdy się urodził, nim przecięto pępowinę, założono mu a’sanwerh... potem zasłonili mu usta i nos, i czekali, aż umrze... złapali duszę... zamknęli ją w pajęczynie... i ożywili noworodka. Można zmienić ciało... które duszy nie ma, bardziej niż takie zamieszkane. Dusza nie pozwala na zmiany... Rósł... ciało i dusza razem, lecz osobno, dusza, która nie poznała dotyku matki, smaku jej mleka, pocałunku... dusza czysta i niewinna, jak nowo narodzony. Mógł przejść, bo nie można duszy wyrwać z ciała, które jej nie ma. Miał być moją dłonią... uczyli go walczyć i zabijać, a przecież...
Szpakowaty otworzył usta, Kailean uniosła ostrzegawczo dłoń.
– A ty go spróbowałaś zabić?
– Prowadził ich do mnie! Nie zabraliśmy go tu... był zbyt inny... ale on nie umarł, jak powiedziała Sainha... Przeżył... a potem...
– Szukał cię, prowadził pościg od uciekiniera do uciekiniera... Coraz bliżej...
– Tak... więc zwabiłyśmy go na wieżę i tam go zabiłam. Widziałam, jak spadał.
– Ale on przeżył i znalazł sobie nową panią... nową siostrę... Bo gdy ci szarzy chcieli zabić Key’lę i Nee’wę, coś w nim się złamało. Wychowano go, by chronił dziewczynę... A ona zaopiekowała się nim... nakarmiła i napoiła, gdy był ranny. Stała się jego nową panią.
– To niemożliwe! – Laiwa szarpnęła głową i nagle wyraz oszołomienia znikł z jej twarzy. – Rozumiesz?! Niemożliwe! Ja jestem jego panią! Tylko ja! Nie mógł tego zrobić! A’sanwerh nie pozwoliłby mu tego zrobić!
– Dotknął cię, pamiętasz? Zranił. Już nie jesteś jego panią. Bo Key’la opatrzyła go, nakarmiła i napoiła. I nigdy nie żądała niczego w zamian. Nie doceniasz siły takich gestów. I zaprowadził nas do niej, bo potrzebowała pomocy.
– I co z tego?!
Kailean poczuła smak popiołu w ustach. Właśnie. I co z tego? Kilka spalonych wozów i wuj z włosami pokrytymi siwizną.
– Czeka nas wojna z twoimi ludźmi?
Chichot „hrabianki” zabrzmiał upiornie.
– Nie będzie wojny... Dobrzy Panowie nigdy nie walczą. Matka brzydzi się przemocą... co innego w rodzinie. Zamiast tego...