Выбрать главу

Bob Shaw

Niedorzeczne facsimile

Coburn patrzył na swoją dziewczynę ze wzrastającym przerażeniem. Słyszał, że coś takiego nachodzi czasem zupełnie normalne młode kobiety, ale zawsze sądził, że Eryce to nie zagraża.

— Nigdy dotychczas nie wspominałaś o małżeństwie — rzekł drętwo — a poza tym jesteś zoologiem.

— Chcesz przez to powiedzieć, że mam pchły? Czy może brucelozę? — Eryka podniosła się, tak że jej zielone oczy znalazły się o pół cala nad jego oczyma. Ten ruch uczynił wysportowane ciało Szwedki jeszcze bardziej atrakcyjnym, ale jednocześnie przywiódł Cobur-nowi na myśl kobrę groźnie unoszącą łeb.

— Nie, nie — powiedział szybko. — Miałem tylko na myśli, że ktoś pracujący w tej dziedzinie co ty, musi sobie zdawać sprawę, jak nienaturalnym stanem jest monogamia wśród…

— Zwierząt. Bo tak mnie traktujesz, prawda?

— No, przecież nie jesteś ani warzywem, ani minerałem. — Coburn uśmiechnął się bezradnie. — Wiesz, że żartowałem, kochanie.

— Wiem, skarbie. — Eryka nieoczekiwanie zmiękła i pochyliła się ku niemu, obezwładniając go siłą swego ciepła, złocistych włosów, zapachu perfum i mącących umysł krągłości. — Chyba nie powinieneś mieć nic przeciwko małżeństwu z takim zdrowym zwierzakiem jak ja, prawda?

— Oczywiście, ja… — Urwał uświadamiając sobie, co się dzieje.- Problem polega na tym, że ja się nie mogę z tobą ożenić.

— Dlaczego nie?

— No bo rozumiesz… — Myśli Coburna odbywały dziką gonitwę w poszuhiwnniu wyjaśnienia. — Jeśli mam być szczery… hmmm… wstąpiłem do Kosmicznej Marynarki Handlowej. Eryka żachnęła się.

— Zęby uciec ode mnie.

— Nie. — Coburn powiódł dokoła błędnym wzrokiem w nadziei, że zrobi wrażenie człowieka, który połknął bakcyla kosmicznego. — Ciągnie mnie w kosmos, kochanie. Nic na to nie poradzę. To zew niezbadanych czarnych przestrzeni. Stopy mnie świerzbią, żeby deptać powierzchnię nieznanych gwiazd.

— Planet — sprostowała.Eryka z całym okrucieństwem.

— Wlaśn-t' l^; miałem na myśli.

— W tej sytuacji ja też wyjadę. — Jej oczy wydawały się powiększone p.-7cz łzy. — Żeby zapomnieć o tobie.

Coburn był młodym człowiekiem o miękkim w zasadzie sercu i przykro mu było zadawać ból dziewczynie, ale pocieszał się myślą, że jednak udało mu się uniknąć małżeństwa, które, jak wiedział każdy obywatel dwudziestego pierwszego wieku, było straszliwym anachronizmom.

Z tym większym więc zdziwieniem odkrył — w trzy dni po tym, jak Eryka wyruszyła na wyprawę do jakiegoś zapadłego zakątka świata — że życie jest nic niewarte. Wszystkie przyjemności, które wydawały się tak ponętne wtedy, kiedy groziło małżeństwo, teraz straciły urok.

Wreszcie — uznawszy, że znalazł się na dnie — zrobił rzecz w tej sytuacji jeaynie logiczną.

Wstąpił do Kosmicznej Marynarki Handlowej.

Później Coburn przekonał się, że z tym dnem to była nieprawda. Dokonał tego odkrycia nagle, po trzech miesiącach służby.

Bez żadne.go doświadczenia w prowadzeniu statków kosmicznych i właściwie bez żadnych predyspozycji do tej pracy zdołał jednak w dwa tygodnie skończyć kurs podstawowy dzięki Kabinie Uniwersalnej mającej zastosowanie we wszystkich praktycznie środkach transportu, od samochodów poczynając poprzez samoloty i łodzie podwodne, a na statkach kosmicznych kończąc. Kabina ta pozwalała pilotowi skoncentrować się na samym celu podróży zamiast na tym, jak go osiągnąć.

I właśnie tym był pochłonięty Coburn — transportem ładunku świetlistych futer z jednego systemu gwiezdnego na drugi, gdzieś daleko na Obrzeżu — kiedy poczuł na karku ucisk zimnego meta-lu. Okrzyk zdziwienia, jaki wydał, był wywołany głównie odkryciem, że na jego statku o załodze jednoosobowej znajduje się pasażer na gapę; okrzyk wzbogacił się o tony paniki, kiedy Coburn ustalił wstępnie," że jedynym, co ów pasażer na gapę mógł mu przyłożyć do karku, była broń.

— To jest broń — potwierdził szorstki głos. — Rób, co ci mówię, jeśli nie chcesz mieć kłopotów.

— - Jedyne, co bym chciał, te wrobić du domu, o ile ci to n;e przeszkadza.

— Owszem, przeszkadza mi. — Intruz wysunął się zza fotela Co-burna i znalazł się w jego polu widzenia. Był to potężnie zbudowany ryżawy mężczyzna około czterdziestki z wygoloną głową. Twarz i czaszkę miał pokryte taką samą rudą szczeciną.

Coburn skinął głową..

— Gdybyś chciał lecieć tam, gdzie ja,;,cbyś się nie ujawnił do końca podróży, tak?

— Słusznie.

— Z togo wnoszę, że sobie życzysz, żebym wylądował gdzieś indziej?

— I znów masz rację, synu. Kieruj się na drugi.świat Tonera, o tam. — Rudzielec wskazał jaskrawo błyskający punkt po jednej stronie przedniego ekranu.

— Chyba nie zamierzasz tam lecieć, ten świat jest nie zami"-szkany!

— Właśnie dlatego chcę tam lecieć, synu. Jestem Patsy Eckert. Na dźwięk tego nazwiska Coburn natychmiast dostał skurczu żołądka. Trudno było nazwać Eckerta asem przestępczości — na to zbyt wiele razy wpadał — ale poszukiwano go na jakichś stu światach jako człowieka wyraźnie niezdolnego do popełnienia jednego zgodnego z prawem czynu. Kradzież, szantaż, gwałt i morderstwo były dla niego czymś tak naturalnym jak dla innych praca i zabawa.

— Myślałem — wyszeptał Coburn — że zostałeś…

— Stracony? Nie tym razem. Udało mi się uciec, ale odnoszę wrażenię, że na kilka lat powinienem się ukryć. Gdzieś, gdzie nie przyjdzie im do głowy mnie szukać.

Coburn nie był głupi, próbował więc powstrzymać bieg myśli, który musiał go nieuchronnie doprowadzić do określonych wniosków dotyczących jego własnego losu.

— Ale przecież możesz sobie znaleźć jakieś lepsze ukrycie. — Wskazał na otaczające ich ekrany. — Popatrz, ile miejsca jest w galaktyce. Każdy z tysięcy tych punktów świetlnych to jakaś planeta…

— Gwiazda — przerwał mu Eckert, przyglądając się Coburnowi ciekawie.

— Właśnie to chciałem powiedzieć. 'Z pewnością gdzieś w tych pustych przestrzeniach… Eckert uniósł broń.

— Wiesz co, bracie, zanim trochę tej pustej przestrzeni znajdzie się u ciebie w głowie, wyląduj dokładnie tam, gdzie ci powiedziałem.

Coburn skinął głową ponuro i zaczął naciskać odpowiednie klawisze, by zaprogramować zmianę kursu statku w kierunku najbliższego słońca i lądowanie automatyczne na jego drugiej planecie. Było oczywiste, że po wylądowaniu Eckert nie pozwoli statkowi kontynuować lotu, a w tej sytuacji najlepsze, czego mógł się Coburn spodziewać, to że zostanie uwięziony na nieznanej planecie. Alternatywą była szybka śmierć wkrótce po wylądowaniu. Zachowywał ponure milczenie, statek dokonywał poślizgów przestrzennych, system docelowy zaś tracił na ostrości, powiększając się skokami na przednim ekranie, aż wreszcie druga planeta przybrała rozmiary krążka wielkości talerza wprost przed nimi. Było to białe, zwiewne ciało niebieskie, całkowicie przysłonięte przez chmury.

— Nie ma tu żadnych urządzeń naprowadzających — powiedział Coburn — nie możemy się wśliznąć, musimy dokonać lądowania linearnego w normalnej przestrzeni.

— Nie przejmuj się, ja już od dawna myślę o tej planecie. Pod tą-chmurą kryje się jedna wielka równina.

Podczas kiedy Coburn sprawdzał tę informację na radarze dalekiego zasięgu, Eckert znów przesunął się za niego i wsadził mu lufę broni w zagłębienie u podstawy czaszki. Coburn z rozrzewnieniem, acz na próżno, pomyślał^ o błogich rozkoszach małżeństwa, w których mógłby się pławić z Eryką, gdyby nie był na tyle głupi, żeby porzucić i ją, i ciepłą przytulność Ziemi. O, to jest właśnie — pomyślał, kiedy statek zagłębił się w mętną, mglistą atmosferę — dno mojego życia, już gorzej być nie może.