— Znalazłam go na dworze, przed komisariatem — powiedziała z wyraźnym sztokholmskim akcentem.
— A jak wszedł do środka? — rzucił opryskliwie Mellberg, odwracając się na pięcie. Chciał wrócić do gabinetu.
— To jest Paula Morales — pośpiesznie wtrąciła Annika.
Mellberg przystanął. Prawda, ta dziunia, którą mu mieli przysłać, nosiła jakieś z hiszpańska brzmiące nazwisko. Kurde, ale mała. Niska, drobna. Za to spojrzenie bynajmniej nie łagodne. Podała mu rękę.
— Miło mi. Pies biegał przed budynkiem. Sądząc po wyglądzie, jest bezpański. A już z pewnością nie jest własnością nikogo, kto by potrafił się nim opiekować.
Wyrażała się w sposób kategoryczny. Mellberg był ciekaw, do czego zmierza. Pytającym tonem powiedział:
— To może proszę go gdzieś oddać?
— Tutaj nie ma schroniska dla psów. Annika zdążyła mnie już poinformować.
— Nie ma? — zdziwił się Mellberg.
Annika potrząsnęła głową.
— W takim razie… Będzie pani musiała go zabrać do domu — powiedział Mellberg, usiłując odgonić łaszącego mu się do nóg psa. Nie zważając na to, pies usiadł mu na prawej stopie.
— To niemożliwe. My już mamy psa. Sukę. Nie lubi towarzystwa — spokojnie odparła Paula, nadal patrząc na niego przeszywającym wzrokiem.
— A ty, Annika? Nie mógłby… zostać z twoimi psami? — spytał coraz bardziej strapiony Mellberg. Z jakiej racji ma się zajmować takimi drobiazgami? W końcu jest tu szefem!
Annika zdecydowanie potrząsnęła głową.
— Moje psy akceptują tylko siebie. Nigdy by się nie pogodziły z obecnością innego psa.
— Musi pan go wziąć — powiedziała Paula i podała mu smycz.
Mellberg był tak zdumiony jej bezczelnością, że wziął smycz. Pies zaskomlał i jeszcze mocniej przywarł do jego nóg.
— Widzi pan, że on pana lubi.
— Ale ja nie mogę… ja nie mam… — jąkał się Mellberg. Pierwszy raz nie wiedział, co powiedzieć.
— Nie masz w domu żadnych zwierząt — powiedziała Annika. — Obiecuję, że popytam, może ktoś go szuka. W przeciwnym razie trzeba będzie mu znaleźć dom. Nie można go puścić samopas, bo go rozjedzie samochód.
Mellberg wbrew sobie poczuł, że mięknie. Spojrzał na psa, a on odpowiedział błagalnym spojrzeniem wilgotnych oczu.
— Kurde, no dobrze. Wezmę tego kundla, skoro wam tak zależy. Ale tylko na kilka dni. I żebyś mi go wykąpała, zanim go zabiorę do domu.
Pogroził palcem Annice, a jej wyraźnie ulżyło.
— Wykąpię go w komisariacie. Nie ma problemu — odparła z zapałem. A potem dodała: — Wielkie dzięki, Bertil.
— Ma być wypucowany! Bo go nie wpuszczę za próg! — burknął Mellberg.
Wyszedł na korytarz. Widać było, że jest zły. Trzasnął drzwiami gabinetu.
Annika i Paula wymieniły uśmiechy. Kundel zaskomlał i radośnie zamerdał ogonem.
— Miłego dnia. — Erika pomachała Mai, ale Maja to zignorowała. Siedząc na podłodze, wpatrywała się w podskakujące na ekranie telewizora Teletubisie.
— Będzie bardzo fajnie. — Patrik pocałował Erikę w policzek. — Będziemy sobie świetnie radzić przez parę najbliższych miesięcy.
— Można by pomyśleć, że wyjeżdżam za morze — zaśmiała się Erika. — Zejdę do was na lunch.
— Jak myślisz, uda ci się pracować w domu?
— Spróbuję. A ty spróbuj udawać, że mnie nie ma.
— Nie ma problemu. Dla mnie przestaniesz istnieć z chwilą, gdy zamkniesz drzwi gabinetu. — Patrik mrugnął do niej.
— To się jeszcze zobaczy. — Erika weszła na schody. — W każdym razie warto spróbować. Może nie będę musiała wynajmować biura.
Weszła do gabinetu i z mieszanymi uczuciami zamknęła za sobą drzwi. Po roku, który spędziła w domu, opiekując się Mają, bardzo czekała na tę chwilę. Marzyła o tym, żeby przekazać pałeczkę Patrikowi i zająć się zwyczajnymi dorosłymi sprawami. Znudziły ją śmiertelnie place zabaw, piaskownice i telewizyjne programy dla dzieci. Trzeba to wyraźnie stwierdzić: perfekcyjne wykonanie babki z piasku nie było dla niej wystarczającym wyzwaniem intelektualnym. Czuła, że choćby nie wiem jak kochała swoją córeczkę, wkrótce zacznie rwać sobie włosy z głowy, jeśli kolejny raz będzie musiała śpiewać piosenkę o pajączku. Kolej na Patrika.
Uroczyście zasiadła przed komputerem i włączyła go. Rozkoszowała się znajomym szumem. Termin złożenia w wydawnictwie nowej książki o autentycznej zbrodni upływał dopiero w lutym, ale już mogła zacząć pisać. Latem zdążyła zgromadzić część materiału. Kliknęła w Worda i otworzyła dokument zatytułowany „Eliasz”. Tak miała na imię pierwsza ofiara mordercy. Położyła palce na klawiaturze i nagle przerwało jej ciche pukanie.
— Przepraszam, że ci przeszkadzam. — Patrik nieśmiało wsunął głowę. — Chciałem tylko spytać, gdzie powiesiłaś kombinezon Mai.
— Jest w suszarce.
Patrik kiwnął głową i zamknął drzwi.
Erika znów położyła palce na klawiaturze i zaczerpnęła tchu. Znów pukanie.
— Jeszcze raz przepraszam. Zaraz dam ci spokój, tylko musisz mi coś powiedzieć: jak mam ją dzisiaj ubrać? Jest dość chłodno. Z drugiej strony, Maja łatwo się poci, a wtedy jeszcze łatwiej o przeziębienie… — Patrik uśmiechał się z głupią miną.
— Pod kombinezon włóż jej tylko cienki sweterek i spodenki. Na główkę wkładam jej bawełnianą czapeczkę. Inaczej się zgrzeje.
— Dziękuję.
Patrik znów zamknął drzwi. Erika już miała zacząć pisać pierwszy wiersz, gdy z dołu zaczął dobiegać coraz głośniejszy wrzask. Po dwóch minutach nasłuchiwania westchnęła, odsunęła się na krześle od biurka i zeszła na dół.
— Pomogę ci. Ubieranie jej to koszmar.
— Dzięki, właśnie widzę. — Patrik aż się spocił, zmagając się ze złoszczącą się i coraz silniejszą Mają.
Pięć minut później Maja była markotna, ale ubrana. Erika dała obojgu buziaka i lekko wypchnęła za drzwi.
— Idźcie na długi spacer, żeby mama mogła spokojnie popracować — powiedziała.
Patrik się zawstydził.
— Przepraszam… pewnie będę potrzebował paru dni, żeby się wdrożyć, ale obiecuję, że potem będziesz miała spokój.
— W porządku — odparła i zdecydowanym ruchem zamknęła za nimi drzwi. Nalała sobie spory kubek kawy i wróciła do gabinetu. Wreszcie będzie mogła przystąpić do pisania.
– Ćśśś… Nie hałasuj tak!
— E, matka mówi, że chyba obaj wyjechali. Przez całe lato nikt nie odbierał poczty. Nie dopilnowali tego, więc matka już od czerwca opróżnia ich skrzynkę. Spoko, możemy hałasować do woli.
Mattias zaśmiał się, ale Adam był nieufny. Stary dom budził w nim grozę. Ci starzy faceci też. Mattias może sobie mówić, co chce. On zamierza się zachowywać jak najciszej.
— Jak się dostaniemy do środka? — spytał z niepokojem. Wiedział, że to zabrzmiało płaczliwie. Trudno. Często myślał, że chciałby być taki jak Mattias. Odważny, wręcz zuchwały. Nic dziwnego, że lecą na niego wszystkie dziewczyny.
— To się okaże. Zwykle którędyś daje się wejść.
— Wiesz to z własnego doświadczenia, co? Często się włamujesz? — Adam zaśmiał się, ale nie za głośno.
— Robiłem mnóstwo rzeczy, o których nie masz bladego pojęcia — odparł wyniośle Mattias.
A jakże, pomyślał Adam, ale nie odważył się zaprzeczyć. Mattias czasem lubił zgrywać twardziela, niech mu będzie. W każdym razie nie ma co się wdawać w dyskusję.
— Jak myślisz, co on tam trzyma?