Z westchnieniem wstała z łóżka i powlokła się do łazienki. Doprowadziła się do ładu, umyła zęby i włożyła trykotowe spodnie i luźny, wygodny podkoszulek. Właśnie kończyła rozczesywać potargane włosy, kiedy z parteru dobiegł ją dźwięk tłuczonego szkła. Podskoczyła i serce zaczęło jej walić jak młotem.
Uspokoiła się na myśl, że to Noah wrócił i przypadkiem coś stłukł. Odłożyła szczotkę, wyszła z łazienki i pospieszyła na dół.
– Noah? – zawołała i zatrzymała się jak wryta na widok stłuczonej szybki w drzwiach wejściowych i okruchów szkła, leżących na podłodze w holu. Przez uchylone drzwi wpadał do wnętrza poranny wietrzyk. Pod wpływem chłodnego powietrza skóra dziewczyny pokryła się gęsią skórką, pomimo fali gorąca, która ogarnęła całe jej ciało.
Wzrok Natalie pobiegł ku umieszczonemu na ścianie systemowi bezpieczeństwa. Migająca czerwona lampka wskazywała, że system został włączony. Najwyraźniej ktoś się włamał.
Zadzwonił telefon, głośny dzwonek przerwał ciszę i pobudził do życia sparaliżowane nerwy Natalie. Modląc się, by był to Noah albo przynajmniej ktoś z agencji ochroniarskiej, Natalie przeskoczyła nad rozsypanym po podłodze potłuczonym szkłem, pobiegła do kuchni i podniosła słuchawkę. Ale zanim zdążyła się odezwać, po drugiej stronie blatu pojawił się znany już jej mężczyzna i wyrwał ze ściany kabel telefoniczny. Natalie została z głuchą słuchawką w dłoni.
Krzyknęła ze strachu i cofnęła się kilka kroków. Ogarnęła ją zgroza na widok człowieka, który najwyraźniej nie miał żadnych oporów, by włamać się do cudzego domu i zdobyć to, czego chciał. A chciał jej.
Boże!
Na jego wargach pojawił się arogancki uśmiech.
– Cześć, Natalie – powiedział, ale nie zrobił najmniejszego ruchu w jej stronę.
Nadal rozdzielał ich blat oddzielający kuchnię od pokoju jadalnego, ale Natalie czuła emanującą z niego skrywaną wrogość. Zaczęła dygotać, z całej siły zacisnęła palce na słuchawce.
– Ch…Ch…Chad – wykrztusiła, zaskoczona, że w ogóle może jeszcze mówić.
Mężczyzna uniósł do góry jasną brew. Wyglądał na bardzo zadowolonego, że Natalie w końcu go rozpoznała.
– Wreszcie mnie sobie przypomniałaś. A już zacząłem podejrzewać, że na skutek amnezji i wpływu Noaha na zawsze wymazałaś mnie z pamięci.
Jego niski głos drżał z nienawiści. Natalie przelatywały przez głowę jakieś oderwane wspomnienia, obraz wykrzywionej złością twarzy Chada i jego nastrojów, z którymi musiała sobie radzić. I nagle jej wspomnienia nabrały wyrazistości. Padła już kiedyś ofiarą tej wściekłej furii i to właśnie było przyczyną, dla której opuściła Chada i zaczęła nowe życie w Oakland. Stała oszołomiona powrotem pamięci, a zarazem przerażona stanem umysłowym Chada i tym, co mógł jej zrobić.
– Wynoś się stąd. Natychmiast – rzuciła twardo.
– Wyjdziemy stąd razem – powiedział aż zbyt spokojnym głosem. – Wiesz, jak długo czekałem, żeby cię wreszcie przyłapać samą? To nie było łatwe, bo bez przerwy miałaś przy sobie tego psa stróżującego.
Natalie bała się odwrócić do Chada plecami, cofała się więc tyłem, krok po kroku zbliżając się ku jedynej drodze ucieczki – schodom prowadzącym na piętro. Myślała bez przerwy o schowanym w sypialni na górze rewolwerze Noaha, zdając sobie sprawę, że to najlepszy sposób obrony przed tym szaleńcem.
Ale najpierw musiała dotrzeć do broni.
– Zawsze będziesz moja, Natalie – stwierdził Chad zaborczo, znów zwracając na siebie uwagę dziewczyny.
Serce jej się ścisnęło, gdy usłyszała znajome słowa. Te same słowa widniały na dołączonym do bukietu bileciku, który doręczono jej w szpitalu. Zrozumiała, że to nie Noah przysłał jej tamte kwiaty. To Chad.
– Nie powinnaś mnie była opuszczać – łajał ją, okrążając blat zwodniczo powolnym, niespiesznym krokiem, nie spuszczając z niej mrocznego, świdrującego spojrzenia. – Naprawdę myślałaś, że nie zdołam cię odnaleźć? Aż trudno uwierzyć, że twój kochanek mógł przypuszczać, iż nie zdołam cię dopaść, jeśli zamkniesz się w tym domu. Jesteś moja i tym razem nie pozwolę ci odejść.
Był zbyt blisko, był zbyt niebezpieczny, a Natalie stanowczo miała już dosyć. Skorzystała z jedynej dostępnej jej w tej chwili broni i rąbnęła Chada w głowę słuchawką telefonu, którą ciągle ściskała w ręku. Telefon okazał się całkiem celną bronią i trafił napastnika w skroń. Chad złapał się za głowę i zawył z bólu, a Natalie odwróciła się i pędem pobiegła po schodach na górę, żeby dopaść broni Noaha.
Wpadła do sypialni i błyskawicznie zamknęła drzwi na klucz. Rzuciła się do komody, w której Noah trzymał rewolwer. Serce omało nie wyskoczyło jej z piersi, bo słyszała na schodach ciężkie kroki rozjuszonego Chada.
W gorączkowych poszukiwaniach rozrzuciła po podłodze podkoszulki Noaha, a kiedy wreszcie zrozumiała, że broń zniknęła, z gardła wyrwał jej się rozpaczliwy szloch. Musiał zabrać pistolet dziś rano. Nie pamiętała, by zakładał pas z kaburą, ale to o niczym nie świadczyło. Tak przywykła do jego broni, że uznała ją niemal za część ciała Noaha i prawie nie zwracała na nią uwagi.
Tak czy owak broń zniknęła, Natalie była uwięziona na piętrze, a pod drzwiami czaił się szaleniec.
Wykonane z solidnego drewna drzwi sypialni tylko zadrżały, kiedy Chad próbował je wyważyć kopniakiem, ale to zdopingowało Natalie do znalezienia czegoś, co mogłoby jej posłużyć do obrony. Przeszukała następne dwie szuflady, rozglądając się za jakimkolwiek ostrym bądź tępym narzędziem, kiedy drzwi trzasnęły pod naporem powtarzających się ataków Chada, a potem stanęły otworem.
Natalie odskoczyła do tyłu i zachłysnęła się powietrzem na widok stojącego w drzwiach mężczyzny. Z rozcięcia na skroni ciekła mu krew. Jego rysy wyrażały morderczą furię.
Ogarnęło ją przerażenie.
– Lada moment spodziewam się powrotu Noaha – rzuciła z nadzieją, że to prawda. – Radzę ci zniknąć, zanim przyjdzie.
Chad wtargnął do pokoju, najwyraźniej nie przejmując się jej groźbą.
– Ach, Noah, twój tak zwany narzeczony – wycedził jadowitym tonem i parsknął śmiechem. – Naprawdę wierzysz w te kłamstwa, których ci naopowiadały
Natalie potrząsnęła głową i powoli cofała się w najdalszy kąt pokoju, by zachować jak największą odległość od napastnika. Instynktownie uznała, że najlepszą taktyką jest odwlekanie ataku przez prowadzenie z nim rozmowy.
– Jakie kłamstwa?
– Wy nie jesteście zaręczeni. – Machnął ręką ze zniecierpliwieniem. – Śledziłem cię wystarczająco długo, by mieć pewność, że nie byliście parą, przynajmniej do tego wieczoru, kiedy miałaś wypadek.
Jego słowa huczały w głowie Natalie, w pierwszej chwili chciała protestować, zaprzeczać. Oczywiście, że była zaręczona z Noahem! Żyli ze sobą. Należała do niego duszą i ciałem. Kochała go.
Ale wraz z gwałtownym sprzeciwem zadźwięczały jej w uszach te fragmenty rozmowy z Noahem, w których unikał tematu ich zaręczyn. Przypomniała sobie o braku pierścionka zaręczynowego, o nieustalonej dacie ślubu, o niejasnych odpowiedziach na temat ich związku.
Przed oczami stanęły jej niepokojące obrazy… Noah w barze, rozmawia z nią i flirtuje, wychodzi za nią tamtego wieczoru, kiedy miała wypadek i… ona sama żartobliwie odrzucająca jego względy. Byli przyjaciółmi, znajomymi, nikim więcej. Pamięć podsuwała jej wspomnienia tak żywe i tak bardzo rzeczywiste, że nie miała wyjścia: musiała uwierzyć Chadowi.
Nie była zaręczona z Noahem.