Teraz, kiedy miał już pewien dystans do tamtych wydarzeń, nietrudno mu było zrozumieć, że oboje, na skutek tragicznych wspomnień, uciekali od życia. Oboje pielęgnowali w sobie lęk przed prawdziwą bliskością, bali się zaufać innemu człowiekowi całym sercem i duszą. Noah pragnął być z nią na zawsze i nie zamierzał już więcej kryć się za bolesną przeszłością, skoro Natalie była spełnieniem wszelkich jego marzeń. A to oznaczało, że musi wykorzystać każdą szansę… na przykład kupić pierścionek zaręczynowy, na który dziewczyna naprawdę zasługiwała, symbol jego zaufania i trwałości ich związku. Najwyższy czas, by zmierzył się ze swoimi lękami i podjął ryzyko zawierzenia własnym uczuciom. I Natalie.
Nie miał już nic do stracenia. Poza własnym sercem.
W sobotni poranek Natalie stała na środku mieszkania i nie mogła uwierzyć, że całe jej życie dało się zapakować do kilku pudełek. To było wszystko, czego się przez lata dorobiła. Pozostało jeszcze kilka kruchych drobiazgów, które trzeba starannie zapakować, ale poza tym wszystko już było gotowe, by wyprowadzić się z Oakland i zacząć wszystko od nowa… kolejny raz.
Serce ścisnęło jej się z bólu, do którego powinna już przywyknąć przez ostatni tydzień spędzony bez Noaha, ale z każdym dniem stawał się silniejszy i trudniejszy do zniesienia. Miała nadzieję, że odległość złagodzi cierpienie. W poniedziałek już jej tu nie będzie, stanie się tylko wspomnieniem dla wszystkich, którzy pojawili się w jej życiu tylko na chwilę, choć odegrali w nim znaczącą rolę.
Ogarnął ją smutek, ale natychmiast zwymyślała się za poddawanie się rozpaczy. Przyzwyczaiła się do tego, że może liczyć wyłącznie na siebie, zaczynanie wszystkiego od nowa też nie było jej obce. Wychowując się w wielu rodzinach zastępczych, nauczyła się ignorować swoje uczucia, nauczyła się także nie przywiązywać się zbytnio do ludzi i miejsc.
Na skutek amnezji wszystkie reguły, którymi kierowała się w życiu, poszły w zapomnienie. Nie pamiętała, że powinna chronić swe uczucia przed Noahem, co pozwoliło obudzić się uśpionym dotychczas cechom osobowości. Była wobec niego otwarta i pozbawiona zahamowań, naprawdę wolna. I choć przez tyle lat wszyscy spotykani przez nią mężczyźni, z Chadem włącznie, traktowali ją jak obiekt seksualny o długich nogach i bujnych piersiach, przy Noahu nigdy nie miała wrażenia, że jest zainteresowany tylko jej ciałem. Postępował wobec niej szlachetnie (ostatecznie sama go uwiodła), był szczerze przejęty jej bezpieczeństwem i tak niezwykle troskliwy, słodki i czuły.
Przeszedł ją dreszcz na myśl o tym, jak wiele straciła. Natalie nie miała najmniejszych wątpliwości, że Noah był mężczyzną godnym zaufania, któremu mogłaby powierzyć swe serce i przyszłość. Ale oboje uciekli z przerażeniem przed uczuciem, które w tak krótkim czasie zdążyło ich połączyć. Niczego w życiu nie pragnęła bardziej, niż spędzić resztę życia z Noahem, ale nawet to pragnienie zdołał stłamsić obezwładniający lęk przed ponownym zranieniem i zależnością. Uciekła przed miłością w stare nawyki, zapominając o tym, na czym jej naprawdę zależało.
Wyprostowała się i buntowniczo uniosła głowę.
– Już czas, żebyś przestała uciekać, Natalie – powiedziała do siebie surowo.
Nadeszła pora, by wreszcie zacząć kierować własnym życiem i wziąć przyszłość we własne ręce, a nie bez przerwy oglądać się ze strachem za siebie. A jedynym sposobem, by zrealizować to słuszne postanowienie, było pozostanie w Oakland i budowanie tutaj dalszego życia, tak jak planowała. Powinna wreszcie pójść za głosem serca i podjąć wyzwanie, zamiast wycofywać się jak zawsze.
Chad został oskarżony o popełnienie kilku przestępstw, co powinno zatrzymać go za kratkami przez ładnych parę lat. Miała u Murphy'ego pracę, którą lubiła i tylko rok studiów dzielił ją od dyplomu pracownika socjalnego. A jeśli pragnęła prawdziwego związku, to musiała wyjść Noahowi naprzeciw, spotkać się z nim w pół drogi pod każdym względem – także zaufania. Oczywiście, jeśli nadal interesował go związek z nią. Nie była tego pewna, zważywszy na sposób, w jaki odeszła z jego życia w miniony weekend, i późniejsze staranne unikanie kontaktów.
Drgnęła, usłyszawszy pukanie do drzwi. Pewna, że to administrator budynku przyniósł jej zwrot czynszu za połowę miesiąca, otworzyła. Za progiem stał…
– Noah! – zawołała, czując przypływ nadziei i niepokoju zarazem.
Leniwy uśmieszek uniósł kąciki jego ust, jakby na niczym mu nie zależało. Przypominał teraz Natalie tego wolnego lekkoducha, jakim był, zanim wziął ją pod opiekuńcze skrzydła jako swoją „narzeczoną".
– Cześć, Natalie – wycedził głębokim, podniecającym głosem, na który ciało dziewczyny zareagowało natychmiastową gotowością. – Mogę wejść?
– Oczywiście – zawołała, przywołując na twarz coś, co w założeniu miało być olśniewającym uśmiechem.
Noah przesunął się obok niej, by wejść do mieszkania, w którym poza łóżkiem stało tylko kilka absolutnie niezbędnych mebli. Natalie zamknęła za nim drzwi i przepraszającym gestem wskazała otwarte pudła na podłodze i zgniecioną narzutę na łóżku.
– Przepraszam za bałagan.
Omiótł spojrzeniem pokój, zanim powrócił wzrokiem do Natalie. Tylko lekkie drżenie mięśni szczęki zdradzało jego napięcie.
– Słyszałem, że wyjeżdżasz – mruknął.
Natalie nonszalancko wsunęła ręce do kieszeni szortów, choć z całego serca tęskniła do jego dotyku, ciepła. Boże, jak strasznie za nim tęskniła przez ten ostatni tydzień! Jak mogła uwierzyć, że mogłaby zostawić tego mężczyznę, który stał się jedynym celem jej życia?
– Myślałam o przeprowadzce do San Diego – stwierdziła.
– Chciałaś wyjechać bez pożegnania? – Noah pokiwał głową ze zdumieniem.
– Noah…
Podszedł do niej, jakby nie chciał słyszeć, co miała do powiedzenia, i był przy tym tak oszałamiająco męski, że słowa zamarły jej na ustach. Zatrzymał się tuż przy niej, wsunął palce w jej włosy i odchylił jej głowę do tyłu, tak że musiała spojrzeć w jego namiętne, błękitne oczy.
– W takim razie przyjmij pożegnalny prezent – szepnął i nakrył jej wargi ustami.
Całował namiętnie i głęboko, a Natalie otworzyła się na jego przyjęcie, gotowa wziąć wszystko, co miał jej do zaoferowania. Już myślała, że stanie w ogniu jak pochodnia, kiedy Noah zakończył powoli pocałunek i rozbudziwszy jej namiętność, zostawił ją ze swym ciepłem i smakiem na ustach, topniejącą w środku jak wosk.
Po chwili, która wydawała się wiecznością, Noah podniósł głowę, a jego twarz wyrażała równocześnie gniew i czułość, kiedy oceniał wzrokiem reakcję dziewczyny na swój pożegnalny dar.
Natalie oparła obie dłonie na jego piersi, żeby utrzymać równowagę.
– To w niczym nie przypominało pocałunku na pożegnanie – stwierdziła głosem ochrypłym z pożądania, które Noah rozbudził w niej z taką łatwością.
– Masz rację, to nie był pożegnalny pocałunek – zgodził się Noah i przeciągnął kciukiem po dolnej wardze dziewczyny w delikatnej pieszczocie. – Ten pocałunek był prośbą, żebyś dała mi szansę, dała nam szansę. – Przesunął kostkami dłoni wzdłuż jej policzka, och, jak delikatnie. – Musisz tylko powiedzieć „tak", Natalie.
O niczym bardziej nie marzyła, ale jej ostrożna natura podsuwała niepokojące pytanie: Czy aby nie przyszedł tu z jakiegoś dziwnie pojętego poczucia obowiązku? A może motywem jego postępowania było poczucie winy?
Mogła się tego dowiedzieć tylko w jeden sposób.
– Czy tej ostatniej wspólnie spędzonej nocy, kiedy powiedziałeś, że mnie kochasz, mówiłeś szczerze? – zapytała i wstrzymała oddech, czekając na odpowiedź.