— Dzięki twojemu błędowi zdołam wreszcie sprostać legendzie „Black Jacka”! Powstrzymam flotę Syndykatu, moi przodkowie… nasi przodkowie będą ze mnie dumni. Jak sądzisz, stryjeczny dziadku, ile czasu zdoła przetrwać mój okręt?
Geary z trudem utrzymywał nerwy na wodzy. To przez niego „Obrońca” zostanie zniszczony. A jeśli Michael nie powstrzyma pogoni Syndykatu wystarczająco długo, dopadną również „Tytana”. Desygnowanie większej liczby okrętów do jego ochrony mijało się z celem.
Odetchnął głęboko. Nie chciał okazywać gniewu. Nie w takiej sytuacji i nie w obliczu człowieka, który był jedynym łącznikiem z dawno zmarłym bratem.
— Powstrzymuj ich tak długo, jak tylko zdołasz. Pamiętaj jednak, że przynajmniej kilka jednostek może próbować ominąć twoją pozycję.
— Nie dadzą rady. Mam czyste pole ostrzału na wszystkie wektory obejścia. — Denerwujący uśmiech wreszcie zniknął z twarzy Michaela. — To nie będzie łatwe zadanie, prawda? Powoli zaczyna to do mnie docierać. Uwierz mi, nie chciałem działać w ten sposób. Rób, co do ciebie należy, i nie oglądaj się na mnie. Przodkowie zadecydują, jaki będzie rezultat tej bitwy. Musisz po prostu… Wiem, ze nie możesz zwolnić na tyle, aby móc przechwycić członków załogi „Obrońcy”, którzy przeżyją to starcie. Z pewnością trafią do niewoli. Obiecaj mi, że któregoś dnia wrócisz, żeby ich uwolnić. Nie zapomnij o moich ludziach.
Kolejna prośba. W dodatku tym razem ze strony kogoś, kto wiedział, że kieruje ją do zwykłego człowieka, i mimo to wierzył w jej spełnienie.
— Daję ci słowo, że o nich nie zapomnę i uczynię wszystko, co w mojej mocy, aby któregoś dnia wrócili do domów.
— Będę o tym pamiętał. Nasi przodkowie także. — Michael zaśmiał się nerwowo i spojrzał w bok, poza ekran. — Lada chwila zrobi się tutaj gorąco. Czas na mnie. Zabierz stąd tę flotę, cholerny dziadu… — zamilkł na moment. — Mam siostrę. Służy na „Pancernym” gdzieś w przestrzeni Sojuszu. Powiedz jej, że przestałem cię nienawidzić. — Połączenie zostało przerwane. Obraz zamigotał i zniknął, ale Geary wciąż miał przed oczami wspomnienie twarzy krewniaka.
W końcu zerknął na Desjani i zorientował się, że cały czas go obserwowała. Pewnie próbowała odgadnąć, na ile rozmowa z dowódcą „Obrońcy” miała prywatny charakter.
— „Obrońca” spróbuje powstrzymać szpicę sił Syndykatu wystarczająco długo, aby umożliwić „Tytanowi” dotarcie do punktu skoku — powiedział na tyle chłodno, na ile tylko potrafił.
Kapitan wyglądała na zmieszaną.
— Powinien pan wiedzieć, że oficerem dowodzącym „Obrońcą” jest…
— Wiem, kim on jest — burknął. Dotarło do niego, że przesadził, i zaczął się zastanawiać, jak odebrali tę reakcję przebywający na mostku oficerowie. Chociaż w tym momencie było mu wszystko jedno.
Desjani patrzyła na niego jeszcze przez chwilę, wyraźnie zaskoczona, a potem odwróciła głowę.
Kolejne minuty, które dla niego zdawały się trwać wiecznie, poświęcił na obserwację wyświetlacza. „Tytan” wciąż niemrawo zmierzał do celu, a okręty wroga z każdą chwilą zwiększały prędkość, jakby wyczuły ofiarę. Niektóre osiągnęły już 0,1 świetlnej i wciąż przyspieszały.
— Do jasnej cholery, czy naprawdę nie istnieje żaden pieprzony sposób, żeby „Tytan” poruszał się szybciej?!
Wszyscy oficerowie spojrzeli na przełożonego, ale nikt nie odpowiedział. Geary skupił uwagę na „Obrońcy”, mimo że obiecywał sobie nie tracić z oczu całościowego obrazu sytuacji Wiedział, że od losu tej jednostki zależy powodzenie planu. Pozostałe okręty wciąż przyspieszały, ograniczając jednak tempo, aby nie pozostawić z tyłu tych najmocniej uszkodzonych. Mimo to przepaść między „Obrońcą” a głównym zgrupowaniem powiększała się w zastraszającym tempie. Krążownik mocno zwalniał, wyłamując się z szyku, jakby został całkowicie pozbawiony napędu. W tej chwili od „Nieulękłego” dzieliło go już czterdzieści pięć sekund świetlnych. Geary dokonał w pamięci szybkich obliczeń. Jeśli się nie mylił, „Obrońca” wejdzie w kontakt z wrogiem, gdy ten dystans zwiększy się do minuty.
Flota nieprzyjaciela zmieniła formację ze zwartej ściany w poszarpany stożek, którego podstawę stanowiły najcięższe okręty. Lżejsze i szybsze wyrwały do przodu, jakby rywalizując o to, który pierwszy dopadnie „Tytana”. Geary nagle pojął, że tak wielkie rozproszenie sił wroga stwarzało okazję do wykonania skutecznego kontrataku. Okazję, której „Black Jack”, bohater Sojuszu, nie powinien przepuścić.
Muszę jednak pamiętać, myślał, że gdy już rozgromię przednią straż floty Syndykatu, wpadnę wprost na cięższe jednostki. A nie jestem tym „Black Jackiem”, za którego wszyscy mnie uważają. Nie jestem cudotwórcą.
Na jego oczach wszystkie jednostki Syndykatu zaczęły wykonywać synchroniczny zwrot w kierunku osamotnionego „Tytana”. Jak tancerze zbiegający się ku sobie tuż przed finałową sceną baletu, pomyślał Geary. Do akcji włączył się jednak „Obrońca”. Trzej Łowcy-Zabójcy lecący na czele pościgu usiłowali ominąć krążownik Sojuszu przy prędkości znacznie przekraczającej 0,1 świetlnej. Interesował ich tylko „Tytan” i jego eskorta. Geary miał świadomość, że obserwuje przekaz spóźniony o ponad minutę. Widział, jak „Obrońca” wolno wykonuje obrót w stronę przeciwnika. Zbyt wolno. Najwidoczniej uszkodzenia silników były tak duże, że okręt utracił zdolność swobodnego manewrowania.
Ostatnie raporty nie mówiły jednak o tak poważnej niesprawności. Dlaczego więc „Obrońca” rusza się jak mucha w smole? — zadał sobie pytanie Geary. Zrozumiał to, gdy zobaczył, że ŁZ-ety kierują się wprost na krążownik. Jego dowódca symulował uszkodzenie jednostki, by piloci Syndykatu zignorowali zagrożenie. To był jedyny as w rękawie Michaela i rozegrał go naprawdę znakomicie. Szkoda, że nie miałem okazji bliżej poznać tego człowieka, pomyślał Geary.
„Obrońca” powoli dokonał zwrotu wokół własnej osi, jednocześnie unosząc dziób. W ostatniej chwili wystrzelił wiązki kinetyczne kartaczy na przewidywane wektory przejścia wrogich myśliwców. Szybkość, z jaką poruszały się ŁZ-ety, była tak wielka, że efekt relatywistyczny utrudniał ich pilotom obserwację przestrzeni. Jeśli dodać do tego opóźnienia czasowe, związane z odległościami, z którymi mieli do czynienia, potrzebowali naprawdę sporo czasu na wykrycie i uniknięcie zagrożenia.
Albo kompletnie je zlekceważyli, albo w ogóle nie zdążyli zareagować i weszli wprost na strumienie kartaczy. Tarcze czołowe myśliwców zaiskrzyły, absorbując energię uderzeniową stalowych kul. Mimo to wszystkie jednostki przetrwały i kontynuowały lot w stronę „Tytana”.
— Brak trafień bezpośrednich — mruknął Geary.
Desjani pokręciła głową.
— Nie było zbyt dużej szansy na choćby jedno, ale tyle trafień z pewnością znacznie osłabiło ich osłony, zwłaszcza przy takiej prędkości zderzenia. Będą musieli zredukować energię tarcz burtowych i rufowych, żeby odbudować dziobowe.
— Widzę — powiedział Geary, choć tak naprawdę śledził wydarzenia, które należały już do przeszłości. ŁZ-ety minęły „Obrońcę”, nie obawiając się kolejnych ataków, ale zanim wyszły z jego zasięgu, krążownik dokonał niezwykle ciasnego i szybkiego zwrotu, kierując ogień najcięższych baterii na tor ich lotu. Syndycy prawdopodobnie nie zauważyli tego manewru, kontynuowali lot w kierunku „Tytana” po linii prostej. To pozwoliło kanonierom „Obrońcy” na oddanie precyzyjnego strzału.
Wiązka piekielnych lanc uderzyła w pierwszego ŁZ-eta. Okręt Sojuszu skorygował położenie i odpalił kolejną salwę w stronę drugiego punktu przechwycenia. I ta salwa dotarła do celu. Na tak krótkim dystansie zmasowane ładunki energetyczne bez trudu przebijały osłabione tarcze i cienkie pancerze, wdzierając się do wnętrza myśliwców, rozrywając ich kadłuby na strzępy dosłownie w okamgnieniu.