Выбрать главу

Oba ŁZ-ety wciąż leciały z prędkością ponad 0,1 świetlnej, ale przestały przyspieszać — zamienione w bryły złomu nie stanowiły najmniejszego zagrożenia. Geary zdążył jednak o nich zapomnieć. Obserwował teraz trzecią jednostkę w takim napięciu, jak gdyby oglądał starcie dziejące się w czasie rzeczywistym, a nie retransmisję z wydarzeń zakończonych przeszło sześćdziesiąt sekund temu. Na wyświetlaczu pojawiła się ogromna kula, która mknęła od „Obrońcy” w stronę wrogiego myśliwca. Na moment zwolniła, gdy zetknęła się z jego osłonami, a potem wniknęła w kadłub. W tym samym momencie ŁZ przestał istnieć. Jedna trzecia okrętu po prostu wyparowała, a resztę szczątków rozrywały na strzępy wtórne eksplozje.

— Co to… co to było, do cholery? — wybełkotał Geary.

— Pole zerowe. — Twarz Desjani zdobił szeroki uśmiech. — Zasada działania pokrywa się mniej więcej z nazwą. Czasowo wyzerowuje łączenia pomiędzy atomami.

— Żartuje pani…

— Nie. — Wskazała na szczątki ŁZ-eta. — Atomy w polu rażenia rozpadają się, a materia przestaje istnieć.

Geary spojrzał najpierw na nią, a potem na ekran. Materia. Z materii składają się okręty, z niej zbudowani są ludzie. A rozpad oznacza całkowite zniszczenie. Nie śmierć, ale odejście w niebyt.

— Czy wszystkie jednostki są wyposażone w generatory pola zerowego?

— Nie. Tylko największe, a i to nie wszystkie. — Uśmiech zniknął z ust Desjani. — To stosunkowo nowa broń. Ma niewielki zasięg i wymaga długiego czasu ładowania. „Obrońca” zdecydował się na jej użycie, ponieważ tylko w ten sposób mógł powstrzymać ostatnią jednostkę. Prawdopodobnie nie będzie miał okazji do kolejnego strzału, nie sądzę, by którykolwiek z okrętów Syndykatu odważył się teraz podejść dość blisko.

— Czy tarcze mogą zatrzymać takie pole?

— Tak. Pod warunkiem że są mocne. Piekielnie mocne — zamilkła na moment, a po chwili kontynuowała ze strapioną miną: — Pola zerowego nie można ładować w pobliżu silnego źródła grawitacji, a sam ładunek musi zostać wystrzelony zaraz po osiągnięciu pełnej mocy. Ze względu na to dotychczas nie udało nam się wykorzystać tej broni przeciw celom planetarnym.

— Przeciw planetom. Chodzi pani o zamieszkane planety.

Desjani wyglądała na zniecierpliwioną.

— Oczywiście.

Oczywiście. Uderzenie na zamieszkaną planetę bronią, która zamieni ją w masę wolnych elektronów, skwitowała zwykłym „oczywiście”.

Co się z wami stało? — zachodził w głowę Geary. Co sprawiło, że możecie tak beztrosko myśleć o zagładzie całych światów?

Powrócił do obserwacji przebiegu bitwy. Kolejny klucz ŁZ-etów zamierzał ominąć „Obrońcę”, który znów wykonał szybki zwrot, zaskakująco szybki, zważywszy na jego rozmiary oraz masę, i skierował większość wyrzutni piekielnych lanc w stronę pierwszego z nadlatujących myśliwców. Jednostka nieprzyjaciela nie miała dość czasu, by zareagować. Jej osłony zamigotały, poddając się zmasowanemu uderzeniu, i w jednej chwili smukły kadłub zamienił się w masę złomu.

Desjani zwróciła uwagę Geary’ego na fakt, że krążownik strzela z maksymalną szybkością, wypluwając raz za razem kolejne widma, ledwie znajdą się w wyrzutniach. Systemy obrony drugiego ŁZ-eta zdołały zneutralizować tylko część pocisków. Reszta dopadła celu, rozrywając osłony, i w jednej chwili kolejny myśliwiec przestał istnieć.

— Zużyli prawie wszystkie widma, komodorze — zameldowała Desjani. — Dowódca „Obrońcy” wykorzystał niemal całą dostępną broń, by powstrzymać najbardziej wysunięte jednostki nieprzyjaciela.

Geary powoli skinął głową. Starał się ukryć targające nim emocje.

Nie będą mieli czym powitać kolejnych jednostek wroga, pomyślał. Ale teraz nie ma to już znaczenia. Nie w globalnej skali planu ocalenia „Tytana”… Pieprzyć wszelkie plany i cholerny Syndykat!

Przestudiował wektory ruchu, odejmując te, które należały do zneutralizowanych jednostek.

— Powinno się udać.

— Jeszcze nie wygraliśmy — zauważyła Desjani.

Kolejna fala ŁZ-etów trafiła na ogień zaporowy z kartaczy i piekielnych lanc. Od czasu do czasu pojedyncze widma uderzały znienacka w tarcze jednostek nieprzyjaciela, ale cztery z pięciu myśliwców przedarły się przez ostrzał. Trzy z nich zwalniały jednak znacząco, być może kompensując efekt zderzeń z kartaczami, a być może na skutek odniesionych uszkodzeń. Czwarty zużył wiele amunicji, próbując przedrzeć się bezpiecznie przez pole zasięgu „Obrońcy”.

— Uda się! — Teraz Desjani nie potrafiła ukryć entuzjazmu. — Sugeruję, aby wydał pan eskorcie „Tytana” rozkaz uderzenia na pierwszego ŁZ-eta co najwyżej sześcioma widmami ze sterburty. Ten myśliwiec ma znacznie ograniczone możliwości obrony, zużył zbyt wiele mocy podczas omijania „Obrońcy”.

Nie przetrwa, chyba że zmieni kurs, ale wtedy „Tytan” zdąży wykonać skok.

— Dobrze, proszę przekazać rozkaz. — Nie słuchał dalej, skupił się na obserwacji wyświetlacza. Grupa ŁZ-etów, wspierana przez lekkie krążowniki, zmierzała wprost na „Obrońcę”. Wróg nie czekał, otworzył ogień z maksymalnego dystansu. Mimo że jednostki Syndykatu poruszały się zbyt szybko, by móc dokładnie mierzyć, krążownik Sojuszu otrzymał kilka krytycznych trafień i utracił zdolność manewrowania. Kolejne strzały, oddawane niemal na oślep, dziurawiły jego kadłub. „Obrońca” odpalił pole zerowe, ale namierzany okręt zszedł zręcznie z kursu kolizyjnego, tracąc jedynie tarcze burtowe.

Bitwa rozgrywała się w odległości siedemdziesięciu sekund świetlnych od „Nieulękłego”. Na ekranie Geary widział obraz sprzed minuty i dziesięciu sekund, ale doskonale wiedział, co się teraz dzieje na ostrzeliwanym okręcie. Kiedyś znalazł się w podobnej sytuacji. Za chwilę ulegną wyczerpaniu zapasy kartaczy i widm. Tarcze rozjarzą się, gdy kolejne salwy będą pożerały ich zewnętrzne warstwy. Wreszcie pojedyncze pociski zaczną przebijać kadłub, wprawiając okręt w drżenie — jak gdyby jakiś olbrzym uderzał w niego gigantycznym młotem. A potem w jednej chwili znikną wszelkie osłony. Wyrzutnie piekielnych lanc zamilkną, wysiądzie sieć energetyczna. Stalowe kule i ładunki plazmy zaczną przebijać pancerz na wylot, od rufy aż po dziób, zmiatając wszystko i wszystkich na swojej drodze.

— „Obrońca” odpalił pierwsze kapsuły ratunkowe.

Nawet najbardziej doświadczonemu obserwatorowi trudno czasem zorientować się w przebiegu walki. W czasie starcia powstaje wiele zniszczeń, a w przestrzeń ulatuje masa odłamków. Ale „Nieulękły” odbierał także sygnały radiolatarni kapsuł ratunkowych wystrzelonych z płonącego krążownika. Systemy namiarowe już proponowały rozwiązania umożliwiające przejęcie ocalonych. Geary widział na wyświetlaczu wektory kapsuł, ale zdawał sobie sprawę, że nie może podjąć żadnej akcji. Za to Syndycy z pewnością odnajdą rozbitków i ześlą ich do obozów pracy.

Ale nie zapomnę o złożonej przysiędze, Michaelu, pomyślał Geary. Jeśli to tylko w ludzkiej mocy, któregoś dnia ich uwolnię.

Kolejne okręty Syndykatu przelatywały obok „Obrońcy”, nie zwalniając ani nie angażując się w walkę. Tylko czasem któryś z nadgorliwych dowódców oddawał w jego stronę kilka strzałów. Cięższe pancerniki nawet nie próbowały omijać wraku, taranując go na pełnej prędkości.

— Siedemdziesiąt pięć sekund temu „Obrońca” zakończył prowadzenie ognia. Wszystkie systemy ofensywne zostały zniszczone.