Выбрать главу

— Nasz powrót do domu ma niebagatelne znaczenie. Możliwość uderzenia w centralny system Syndykatu da nam szansę na przełamanie impasu. Przegraliśmy, ale jeszcze nie wszystko stracone. Jeśli zdołamy dotrzeć z kluczem do sektorów Sojuszu i zduplikujemy go, Syndycy staną wobec ogromnego zagrożenia. Albo zniszczą własny hipernet, albo będą musieli liczyć się z tym, że zaatakujemy ich w dowolnym miejscu i o dowolnym czasie.

Geary przytaknął.

— Rozumiem. Jeśli Syndykat zamknie hipernet, Sojusz będzie mógł przemieszczać wojska o wiele szybciej niż przeciwnik. Umożliwi nam to skuteczną koncentrację sił, będziemy sukcesywnie rozbijać kolejne elementy obrony wroga, wykorzystując wymuszone rozproszenie jego floty. Już choćby tylko dzięki temu zyskamy ogromną przewagę. A proszę sobie wyobrazić postęp ekonomiczny, jaki zanotują światy Sojuszu. Wypadałoby się zatem zastanowić, dlaczego zaryzykowali tak wiele, przekazując w nasze ręce jeden z kluczy?

— Z ich punktu widzenia plan wydawał się stuprocentowo pewny. Zarzucili przynętę, a potem uwięzili naszą flotę w miejscu, z którego nie mieliśmy możliwości ucieczki. — Uśmiechnęła się. — Ale nie wiedzieli o panu.

W imię żywego światła gwiazd, ile jeszcze razy będziesz to powtarzać?! — pomyślał ze złością.

— Jak zdołaliście mnie odnaleźć? I to po tyłu latach… Dlaczego dopiero teraz? — Te pytania dręczyły go od momentu przebudzenia, ale bał się odpowiedzi. Wolał nie wiedzieć, co sprawiło, że nagle znalazł się pomiędzy obcymi, a zarazem bliskimi ludźmi.

Desjani wywołała nad stołem mapę gwiazd.

— Wiedział pan, że to można odtworzyć? Pańska ostatnia bitwa… Proszę o wybaczenie, ostatnia bitwa sprzed czasu hibernacji rozegrała się tutaj. — Wskazała na jeden z systemów. — To Grendel.

Geary przytaknął i sam przesunął palcem po mapie.

— To część szlaku tranzytowego.

— Granicząca z terytorium Syndykatu. Z tego powodu konwojowi przydzielono eskortę, mam rację?

Geary przytaknął.

— Syndycy mogli bez problemu wykonywać skoki na Grendel. Co też uczynili w momencie ataku. — Siedziała przez moment w milczeniu. — Później, z tego, co wiem, oczyściliśmy system, ale Syndycy wciąż dokonywali skoków tam i z powrotem, licząc na kolejne ofiary. Doszło do wielu starć, po każdym z nich w przestrzeni pojawiały się nowe wraki. W rezultacie system opuszczono, pozostawiając za sobą jedynie automatyczne stacje wczesnego ostrzegania, które miały rejestrować ruchy floty wroga. Szlaki handlowe przeniesiono na Boewulfa, Caderock i Rescat. Od czasu otwarcia hipernetu nikt już nie zaglądał na Grendel.

Geary obserwował hologram. Niemal czuł, jak przez ściany kajuty przesącza się chłód przestrzeni kosmicznej, kiedy uświadomił sobie, że dryfował sto lat w kapsule otoczony milionami ton złomu.

— Ale w końcu tam wróciliście.

— Tak. Musieliśmy wykonać skok do systemu Syndykatu, w którym znajdowały się wrota hipernetu. Grendel idealnie pasował do tego celu, daleki, spokojny, opuszczony. — Przesunęła palec w miejsce, w którym błyszczała samotna gwiazda. — Mieliśmy doskonalsze sensory niż te z pańskich czasów. Wychwyciły obecność minimalnego poziomu ciepła emitowanego przez generatory kapsuły. W obawie przed szpiegowskimi dronami Syndykatu bardzo dokładnie sprawdzaliśmy takie doniesienia. — Desjani ściągnęła usta. — Lekarze zgodnie orzekli, że w chwili odnalezienia kapsuła posiadała zapasy energii na co najwyżej kilka kolejnych lat dryfu.

Geary coraz dotkliwiej odczuwał chłód w głębi ciała. Niemal czuł, jak lodowate powietrze zamraża mu płuca.

— Nie wiedziałem o tym — powiedział niemal bezgłośnie.

— Kapsuł nie zaprojektowano w celu tak długiego podtrzymywania życia. Przeżył pan wyłącznie dlatego, że na pokładzie nie znajdował się nikt inny. Gdyby oprócz pana był tam ktoś jeszcze, aparatura hibernacyjna wyczerpałaby energię znacznie wcześniej.

— Szczęściarz ze mnie.

Desjani znów nie spuszczała z niego wzroku.

— Komodorze, wielu z nas wierzy, że to nie tylko kwestia szczęścia. Proszę pomyśleć, ile nieprawdopodobnych wydarzeń musiało mieć miejsce, by znalazł się pan na pokładzie tego okrętu. I to dokładnie wtedy, gdy Sojusz najbardziej pana potrzebował. Gdy my pana potrzebowaliśmy!

Świetnie, pomyślał. Kolejny dowód na to, że zostałem zesłany przez żywe światło gwiazd, by dokonać… właściwie czego? Sam nie wiem. Ciekawe, czy wystarczy, że bezpiecznie doprowadzę flotę do domu, czy też to dopiero pierwsze z przewidzianych zadań? Jak mam im odmówić? I co się stanie, kiedy zrozumieją, że jestem tylko człowiekiem, któremu ślepy los spłatał paskudnego figla? Że ja również popełniam błędy?

Geary zorientował się, że Desjani patrzy na niego z obawą w oczach.

— Czy coś się stało? — zapytał.

— Nie. Po prostu… przez dłuższą chwilę nic pan nie mówił. Zaczęło mnie to niepokoić.

Zdaje się, że ostatni medpakiet właśnie przestał działać. A może przytłoczyło go to wszystko, czego się dowiedział.

— Powinienem chyba odpocząć.

— Nie widzę najmniejszych przeszkód. Skok na Corvus potrwa około trzech tygodni. Będzie pan miał sporo czasu na odzyskanie sił. — Desjani sprawiała wrażenie, jakby czuła się winna temu, że przełożony osłabł. — Lekarze prosili, by skontaktował się pan z nimi tak szybko, jak to tylko możliwe.

Wiem, wiem… Ciekawe, czy nie wyszłoby mi bardziej na zdrowie ich unikanie?

— Dziękuję. Dziękuję za wszystko, Taniu. Cieszę się, że trafiłem na „Nieulękłego”.

— Ja również, komodorze. — To niesamowite, jak jeden uśmiech potrafił zmienić twarz tej kobiety.

Przez kolejne kilka minut Geary nie był zdolny nawet do zebrania myśli. Trzy tygodnie lotu. W sumie nie tak wiele, ale dla floty, której los miał się dopełnić w przeciągu kilku godzin, to niemal wieczność.

Ktoś zadbał o czystą pościel, oszczędzając Geary’emu dylematu: wzywać ludzi czy korzystać z używanej przez admirała Blocha. Spał długo, miał wiele barwnych snów, ale treści żadnego nie pamiętał, kiedy się obudził.

Dobiegające zza włazu przytłumione dźwięki normalnego dnia pracy nie pozwoliły mu ponownie zasnąć. Czuł się jednak zdecydowanie lepiej i zaczął myszkować po nowych włościach. Starał się nie zwracać uwagi na osobiste przedmioty, które mogły należeć do admirała. Znalazł kilka żelaznych racji — sądząc po smaku, były niemal tak stare jak on sam.

Wprawdzie nie odważyłby się powiedzieć, że mu smakowały, ale lepsze to niż nic. Przynajmniej zapełnił czymś żołądek.

I co dalej? Miał teraz mnóstwo wolnego czasu. Przede wszystkim powinien poszerzyć wiedzę z zakresu historii konfliktu. Z tego, co zdążył zaobserwować i usłyszeć, na pewno nie była dla Sojuszu wyłącznie powodem do dumy. Niemniej jednak musiał ją poznać, jeśli chciał zrozumieć ludzi, którzy uczynili go dowódcą floty.

Okazało się, że współczesna wersja poradnika marynarza zawiera skondensowaną historię wydarzeń, które nastąpiły po „ostatniej linii obrony»Black Jacka«Geary’ego”.

Przewertował fragmenty opisujące tę bitwę. Nigdy nie lubił wysłuchiwać pochwał, zatem na samą myśl o czytaniu peanów na cześć jego heroicznej postawy robiło mu się niedobrze. Irytowała go zwłaszcza świadomość, że doświadczeni oficerowie, tacy jak choćby kapitan Desjani, widzieli w fakcie jego odnalezienia wolę przodków.

Czytając o wydarzeniach mających miejsce zaraz po bitwie na Grendelu, zwrócił uwagę na datę. Upłynęło całe sto lat…

Dla mnie wszystko rozegrało się niespełna dwa tygodnie temu, pomyślał. Pamiętam to tak dokładnie. Pamiętam szczegóły bitwy, krzyki marynarzy, moment ucieczki do kapsuły, kiedy okręt płonął. Pamiętam oddech śmierci na plecach. To działo się zaledwie dwa tygodnie temu. Przynajmniej dla mnie.