Выбрать главу

— Techniczne informacje są zgodne z prawdą. — Westchnęła, wyraźnie poirytowana. — Nie wiem, jak to opisać… Nasza flota przypomina twardy kawałek metalu. Zbyt twardy. Przy pierwszym uderzeniu może pęknąć, rozumie pan?

— Krucha. Twierdzi pani, że flota jest krucha. Jedno celne i odpowiednio mocne uderzenie jest w stanie rozbić ją na kawałki. Dobrze zrozumiałem?

— Właśnie to miałam na myśli.

— Ale nie chodzi pani o słabość fizyczną. Nie o błędy w konstrukcji okrętów albo broni.

— Zaczynam być pewna, że doskonale pan wie, o czym mówię.

A ja zyskałem pewność, pomyślał Geary, że ty wiesz więcej, niż chcesz pokazać.

— Dziękuję za tę ocenę.

— Nie wydaje się pan zaskoczony. Sądziłam, że zareaguje pan gniewem.

Geary obdarzył ją fałszywym uśmiechem.

— Lubię zaskakiwać — odparł, a potem dodał w myślach: i właśnie dlatego nie powiem ci, że nie zamierzam dopuścić, aby flota skruszała. Metal można przekuć i zahartować. To samo mogę zrobić z załogami okrętów. Przynajmniej mam taką nadzieję. Bo czy w aktualnych warunkach ja albo ktokolwiek inny podoła temu zadaniu, to już zupełnie inna kwestia.

— Próbowałem poznać tych… — chciał powiedzieć „ludzi”, ale się pohamował — marynarzy. Są nieźli, ale zgodnie z tym, co mówiłem jakiś czas temu, nieco więcej niż tydzień temu, widać po nich zmęczenie.

— Nie mówimy jednak o tym rodzaju zmęczenia, który przechodzi po dobrze przespanej nocy, komodorze.

— Wiem o tym, pani współprezydent.

— Jeśli poprowadzi pan te załogi do walki, nawet w tak sprzyjających okolicznościach jak opisane przez pana mogą zawieść.

Geary opuścił wzrok i zacisnął zęby. Nie chciał powiedzieć głośno, że właśnie tego się obawia, bo nie wiedział, komu Rione mogłaby to powtórzyć.

— Nie przewiduję w najbliższym czasie starć z zaangażowaniem wszystkich okrętów.

— Niezbyt mnie to uspokaja. Komodorze, powrót floty do naszych sektorów ma krytyczne znaczenie nie tylko dla Sojuszu, ale także dla Republiki Callas i Federacji Szczeliny.

— Wiem o tym, pani współprezydent.

— Musimy unikać kolejnych strat.

— Pani współprezydent — Geary spojrzał na nią gniewnie — wiem, co pani o mnie myśli, ale proszę mi uwierzyć. Nie jestem człowiekiem, który ma w zwyczaju lekką ręką tracić okręty i załogi, jakby nie były warte więcej niż garść drobniaków. — Rione zmrużyła oczy, ale nie odezwała się słowem. — Nie zamierzam szukać okazji do bitwy. Co nie znaczy, że Syndykat nas do niej nie zmusi. Ale jeśli do tego dojdzie, uczynię wszystko, co w mojej mocy, żeby zminimalizować straty.

Odpowiedziała po kilku sekundach:

— To obietnica, której trudno będzie dotrzymać, komodorze.

— Nie zwykłem rzucać słów na wiatr. Nie mam kontroli nad poczynaniami Syndyków, nie jestem też jasnowidzem. Ale zna pani na tyle realia wojny, żeby wiedzieć, iż czasem dla dobra floty trzeba poświęcić jednostkę.

— Taką jak „Obrońca”? Geary poczuł ukłucie w sercu.

— Właśnie taką.

Zamiast od razu odpowiedzieć, Rione przez kilka sekund zdawała się oceniać postawę nowego głównodowodzącego.

— Dobrze, komodorze — powiedziała wreszcie. — Muszę przyznać, że zachowałam się wyjątkowo nieuprzejmie, wspominając o „Obrońcy”. — Pochyliła przepraszająco głowę. — Proszę przyjąć osobiste oraz oficjalne kondolencje z powodu tragedii rodzinnej i podziękowania w imieniu Republiki Callas za niezwykłe poświęcenie dla naszej sprawy, jakim wykazał się pański krewny.

Geary wbił wzrok w blat stołu, próbując się uspokoić. Dopiero po chwili odwzajemnił ukłon.

— Dziękuję, pani współprezydent. Nie zdawałem sobie sprawy, że wie pani o łączących mnie z dowódcą „Obrońcy” więzach krwi. — Miał świadomość, że jego głos brzmi szorstko, ale nic nie mógł na to poradzić.

— Tak. Powinnam była wyrazić żal znacznie wcześniej. Proszę o wybaczenie.

— W porządku. — Wyprostował się i odetchnął głęboko. — To tylko jedno z wielu ogromnych poświęceń.

Rione nadal nie wyglądała przyjaźnie, ale w jej spojrzeniu było nieco mniej chłodu.

— Jak już wspomniałem, liczę na pani ocenę sytuacji. — Geary nie chciał rozmawiać teraz o poległych, zatem nawet nie próbował ukryć, że zależy mu na zmianie tematu.

Znów skupił uwagę na klawiaturze, aby raz jeszcze przywołać obraz gwiazd.

— Wyjdziemy z nadprzestrzeni w tym miejscu. Od razu ruszymy w kierunku kolejnego punktu skoku, po drodze zgarniając tyle surowców, ile to możliwe. — Przesuwał palcem po mapie Corvusa. — Z tego kwadrantu możemy dokonać kolejnego skoku. Mamy do wyboru trzy systemy docelowe. — Podświetlił samotną gwiazdę. — Yuon znajduje się na najkrótszej drodze powrotnej do systemów Sojuszu. — Kolejna gwiazda rozbłysła. — Voss, zupełnie inny kierunek, ponownie wejdziemy w głąb terytorium Syndykatu. — Trzecie światełko — Kaliban. Ten system także znajduje się na terytorium wroga, ale daje nam aż cztery możliwości kontynuacji podróży… — przerwał na moment. — Pani współprezydent, proszę sobie wyobrazić, że jest pani na miejscu dowódców Syndykatu. Dokąd, pani zdaniem, dokona skoku flota Sojuszu?

— Na Yuon — odpowiedziała bez zawahania.

— Dlaczego?

— Uciekamy, komodorze. Usiłujemy za wszelką cenę przeżyć. A Yuon oferuje najkrótszą drogę do domu, oczywiście pomijając podróże hipernetem. Znacząco krótszą od pozostałych.

Spoglądał na mapę, pocierając nerwowo czoło.

— Czy to nie jest oczywisty wybór? Zbyt oczywisty, by flota Syndyków miała tam na nas czekać?

— Powtórzę raz jeszcze, uciekamy z centralnego systemu Syndykatu. Znajdujemy się na terytorium wroga. Ucieczka to jedyne rozsądne rozwiązanie.

— Pani współprezydent, ja o tym doskonale wiem. Ale wiem także, że nie możemy dać się schwytać w pułapkę po raz drugi, co znaczy, że musimy unikać łatwych do przewidzenia rozwiązań.

— Teoretycznie tak. Ale mamy sporo ograniczeń związanych z obecną sytuacją. Syndycy wiedzą, że poleci pan na Yuon, bo flota nie przetrwa dłuższej podróży.

Geary uśmiechnął się zagadkowo.

— Tylko że ja nie planuję lecieć na Yuon, pani współprezydent.

Twarz Rione stężała, a wzrok, mógłby przysiąc, znów potrafił zamrażać.

— Voss! Zamierza pan wrócić w pobliże centralnego systemu wroga, by ponownie do niego skoczyć, kierując się nadzieją, że obrona nie będzie gotowa na nasz powrót, a flota zajęta szukaniem…

— Nie, spokojnie. — Geary uniósł ręce w obronnym geście.

— Nie? — Rione zaczęła obchodzić komodora, nie spuszczając z niego wzroku.

— Nie. W idealnych warunkach mógłbym podjąć ryzyko — powiedział i zaraz dodał w myślach: w idealnych warunkach nie prowadzilibyśmy tak okrutnej wojny od niemal stu lat. — Niestety, wciąż mam przed oczami raporty o uszkodzeniach jednostek, podliczyłem także ilość zużytej amunicji i aktualny stan zapasów. Potrafię bezbłędnie ocenić szanse floty na przetrwanie kolejnej wielkiej bitwy. — Potrząsnął głową. — To byłoby szalenie ryzykowne posunięcie.

— Zgadzam się — powiedziała ostrożnie, jak gdyby podejrzewała, że Geary próbuje ją wmanewrować w pułapkę.

— Ale Syndycy muszą się zabezpieczyć również przed taką ewentualnością. Spróbują zablokować Voss przy pomocy zespołu uderzeniowego i będą trzymali część floty w pobliżu systemu centralnego. Na wypadek gdybym jednak okazał się szaleńcem — dodał chłodnym tonem. — A to oznacza osłabienie sił pościgowych.