— Nie rozumiem, zatem jednak Yuon?
— Nie, chcę wyruszyć na Kaliban.
— Kaliban? — Rione, wyraźnie zaskoczona, spojrzała na hologram. — Co nam daje skok na Kaliban?
— Dwie rzeczy: czas i największe prawdopodobieństwo uniknięcia zagrożenia. — Uniósł rękę, chcąc powstrzymać obiekcje współprezydent. — Wiem, czas gra na naszą niekorzyść. Ale potrzebujemy go na naprawienie okrętów. Już w tej chwili przetwórnie wytwarzają tony kartaczy i widm. Na Corvusie zdobędziemy więcej surowców, taką mam przynajmniej nadzieję. A z Kalibanu będziemy mogli ruszyć prosto do domu. Przeszkodę stanowi brak zapasów, dlatego musimy je zdobyć tutaj. Zyskamy także kolejne opcje skoku, jedną dobrą, drugą raczej ryzykowną. Tak czy inaczej, zmusi to Syndyków do podzielenia sił na cztery części, nawet jeśli zdołają nas w tym czasie namierzyć.
Rione zapytała po chwili zamyślenia:
— A co ze względami bezpieczeństwa, o których pan wspomniał?
— Zostaliśmy pokonani przez przeważające siły wroga. — Geary ponownie wskazał na gwiezdną mapę. — Ale Syndykat nie posiada nieskończonej ilości jednostek. Im bardziej rozproszy flotę w pogoni za nami, tym większe szanse będziemy mieli w bitwie, o ile do niej dojdzie. Tam — wskazał na Yuon — zdołają zgromadzić siły, które mogą nam najbardziej zagrozić. Ale muszą także wysłać okręty na Voss, aby zabezpieczyć się od strony systemu centralnego. Nie odpuszczą również pościgu, co oznacza, że dość silny zespół uderzeniowy dotrze na Corvus.
— Być może ma pan rację. Nie rozumiem jednak, skąd pewność, że dowództwo Syndykatu zachowa się po pana myśli i zlekceważy Kaliban?
— Nie sądzę, żeby całkowicie odrzucali możliwość, że tam polecimy — sprostował Geary. — Prawdopodobnie i ją omawiają, traktując jednak jako mniej prawdopodobną niż Yuon i Voss. Poza tym nasza obecność w tych dwóch systemach będzie dla Syndykatu najbardziej kłopotliwa. A ponieważ droga z Kalibanu na terytorium Sojuszu jest najdłuższa, mogą sądzić, że w razie czego wystarczy im czasu, aby nas dogonić.
Spojrzał na hologram. Gdybym tylko wiedział, czym Syndykat dysponuje w tamtym rejonie… — myślał. Ostatnie dane wywiadu mają już prawie pięćdziesiąt lat. Do diabła, nie wiem nawet, czym wróg może nas powitać na Corvusie!
— Dlaczego tłumaczy mi pan to wszystko?
— Jak już wspomniałem, potrzebuję pani opinii.
— Mówi pan w taki sposób, jakby decyzja została już podjęta.
— Nie. — Geary starał się ukryć irytację. — Usiłuję ułożyć najlepszy plan działania i głośno rozważam wszelkie opcje. Pani ma zupełnie inne spojrzenie na niektóre sprawy, dlatego tak liczę na pani pomoc.
Mógłby przysiąc, że przez moment Rione wydawała się szczerze rozbawiona.
— Zatem powtórzę, ja wybrałabym Yuon.
— Rozumiem…
— Jeszcze nie skończyłam. Wybrałabym Yuon, ale pana wykład brzmiał bardzo rozsądnie. Sama dawałam do zrozumienia, że musimy unikać walki za wszelką cenę. Teraz nabieram przekonania, że skok na Kaliban może być najlepszym rozwiązaniem.
— Czy mogę zatem liczyć, że okręty Republiki i Federacji wykonają moje rozkazy i podążą z flotą na Kaliban?
— Tak, komodorze. Ale obawiam się, że obowiązek przekonania pozostałych oficerów Sojuszu do tego planu spoczywa wyłącznie na pańskich barkach.
Ona uważa, że to może być problem. Tego nie wziąłem pod uwagę. Co prawda dowódcy opuścili razem ze mną centralny system Syndykatu, ale nawet w obliczu pewnej śmierci nie zrezygnowali z prób dyskusji. A teraz wszyscy są tak bardzo zmęczeni i marzą wyłącznie o jak najszybszym powrocie do domu.
Rione cały czas przyglądała się mapie gwiazd.
— Przykro mi to mówić, ale pomijając spisane w kronikach legendy, wiem bardzo niewiele na pana temat. Czy pan kogoś opuścił?
Zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią.
— Zależy, jak to rozumieć. Moi rodzice żyli, gdy odszedłem. Brat właśnie się ożenił. Nie miał wtedy jeszcze dzieci. — Zabawne, jak łatwo mógł wypowiadać te słowa, jakby nie istniała żadna więź pomiędzy jego bratem a mężczyzną, którego poznał tak niedawno i który zaraz potem zginął na „Obrońcy”.
— Nie miał pan żony, narzeczonej?
— Nie. — Rione patrzyła na niego badawczo i Geary zaczął się zastanawiać, ile mogła wywnioskować z tej jednowyrazowej odpowiedzi. — Jakoś nie miałem szczęścia.
— I chwalić gwiazdy…
— Zważywszy na to, co miało miejsce, z pewnością. Chociaż zawsze wierzyłem, że kiedyś zdołamy opanować kwestię długowieczności.
— Niestety. — Znów przeniosła wzrok na hologram. — Wie pan, co się działo za każdym razem, kiedy próbowano. Co prawda zdołano sprawić, że ludzie zachowują sprawność fizyczną i psychiczną do samego końca, ale on, niestety, wciąż nieuchronnie następuje. Nie pomogło nawet rozłożenie ludzkiego ciała do poziomu kwantowego.
Geary znów poczuł zmęczenie, musiał usiąść i oprzeć się wygodnie, by choć na chwilę zamknąć oczy.
— Wystarczający powód, żeby ludzie stali się religijni — powiedział.
— Wystarczający powód, żeby zaczęli o religii myśleć. — Rione spojrzała na komodora z zainteresowaniem. — Czy istnieje jeszcze dom pana przodków?
— Nie, o ile nie wybudowali takiego w ciągu tych stu lat.
— Gdzie zatem uda się pan po powrocie na teren Sojuszu?
— Nie wiem. — Otworzył oczy, ale na nic nie patrzył, po prostu rozmyślał. — Muszę odnaleźć pewnego członka załogi „Pancernego”, gdziekolwiek ta jednostka stacjonuje.
— Zna pan kogoś, kto służy na okręcie w przestrzeni Sojuszu? — Rione nie potrafiła ukryć zaskoczenia.
— Niezupełnie. Muszę przekazać tej osobie wiadomość. Ktoś mnie o to poprosił… — Zamilkł, na powrót pogrążając się w rozmyślaniach. W końcu dodał: — A potem najprawdopodobniej zamieszkam na Kosatce.
— Na Kosatce?
— To było kiedyś wyjątkowo piękne miejsce. Słyszałem, że nadal nie jest tam źle.
— Kosatka — powtórzyła. — Nie sądzę, żeby pana los miał się dopełnić na Kosatce.
— Czy przepowiada pani przyszłość równie skutecznie, co czyta w myślach?
— Czytam tylko w ludziach, komodorze. — Współprezydent Rione podeszła do włazu. — Dziękuję za poświęcony mi czas i zaufanie.
— Nie ma za co. — Uniósł się, gdy wychodziła a potem opadł ciężko na fotel, zmęczony nieustępującym uciskiem w żołądku.
— Kaliban? — Desjani wytrzeszczyła oczy. — Ale droga do domu prowadzi przez Yuon.
— Kapitanie, Syndycy doskonale wiedzą, że tak właśnie myślimy. Będą tam na nas czekali.
— Ale nie w tak wielkiej sile…
— Skąd ta pewność?! — Geary zorientował się, że podniósł głos, szybko więc opanował złość. — Proszę się zastanowić. Okręty Syndykatu mogą wykonać skok hipernetowy do systemu Zali i dostać się na Yuon wcześniej, niż my tam dotrzemy przez Corvus. Mogą przerzucić do tego systemu całą cholerną flotę z wyjątkiem sił, które wyślą za nami w pogoń, aby uderzyły na nas od tyłu zaraz po wyjściu z nadprzestrzeni.
— Ale Yuon… — głos Desjani był już o wiele cichszy.
Geary poczuł wstyd, gdy zorientował się, jak ją wystraszył.
— Przykro mi, Taniu. Wiem, jak bardzo zależy ci na powrocie do domu, ale ja naprawdę robię wszystko, żebyśmy tam dotarli w jednym kawałku.
— Sojusz nas potrzebuje, a zwłaszcza ładunku „Nieulękłego”. Im szybciej wrócimy, tym lepiej.
— Syndycy będą na nas czekali na Yuonie. Jeśli wybierzemy tę drogę, ani „Nieulękły”, ani klucz nigdzie nie wrócą.