Выбрать главу

Wreszcie przytaknęła.

— Oni bardzo dobrze nas znają, prawda? — Geary nie odpowiedział od razu, więc kontynuowała: — Doskonale wiedzieli, że chwycimy przynętę i skoczymy do ich systemu w nadziei na szybkie zakończenie wojny. Rozsądnie byłoby zakładać, że zastawią pułapkę na najkrótszej drodze do sektorów Sojuszu.

— Właśnie tego się obawiam.

— Ale pan to widzi wyraźniej. Pan wie, że musimy wybrać dłuższą drogę.

Geary z trudem powstrzymał kolejny wybuch irytacji. Ja chyba nie mam aż takiej potrzeby powrotu do domu jak ty i twoi ludzie, pomyślał.

— Zamierzam poinformować wszystkie jednostki o następnym celu podróży, zanim wyjdziemy z nad przestrzeni…

— Komodorze!

— Tak?

— Powinien pan powiadomić dowódców osobiście — powiedziała zdecydowanie.

Znów musiał wziąć głęboki oddech.

— Z tego, co mi wiadomo, nie ma najmniejszych szans, aby Syndykat przejął wiadomość wysłaną w nadprzestrzeni, a nie zamierzam poddawać tej decyzji pod głosowanie.

— Nie twierdzę, że plan musi zostać zaakceptowany przez głosowanie, tylko że osobiście powinien pan powiadomić o nim wszystkich dowódców. — Chyba zdołała wyczytać z twarzy przełożonego tłumioną złość, bo szybko zmieniła ton głosu na bardziej ugrzeczniony. — Takie teraz obowiązują procedury Nie może pan po prostu wysłać krótkiej wiadomości.

Geary nie chciał ponownej konfrontacji z oficerami. Wiedział, że część z nich darzy go uwielbieniem nie mniejszym niż Desjani, ale dla niektórych stanowił bezużyteczną skamielinę, której miejsce było w muzeum.

— Posłuchaj mnie, Taniu. Po wyjściu z nadprzestrzeni będziemy mieć sporo roboty. Musimy dobrze wykorzystać każdą sekundę pobytu w systemie Corvus. Jeśli nawet okręty Syndykatu nie pojawią się tuż za nami, z pewnością prędzej czy później siądą nam na karku. Nie mamy bladego pojęcia o systemach obrony, jakie tam zainstalowano. Musimy szybko zadecydować, które obiekty splądrujemy, ocenić, kto będzie stawiać opór, a kto się podda bez walki.

Desjani słuchała go z kamienną twarzą.

Przyjmij to wreszcie do wiadomości, skarcił się w duchu. Ona ma rację. Nawet ją musiałeś przekonywać do ominięcia Yuonu. Jeśli ona nie przyjęła planu bezkrytycznie, oznacza to tylko jedno — nie ma możliwości pominięcia regulaminowej konferencji. Dobrze wiedzieć, że Desjani nie zamierza ukrywać swojego zdania w sytuacji, gdy uważa podejmowane przeze mnie decyzje za błędne. Nawet pomimo tego, że wciąż widzi we mnie obiekt kultu.

Skinął głową, nie starając się nawet ukryć zniechęcenia.

— Dobrze, Taniu, wygrałaś. Gdy po wyjściu z nadprzestrzeni zyskamy pewność, że flota nie znajduje się w niebezpieczeństwie, zwołam zebranie i ogłoszę osobiście, że udajemy się na Kaliban… — Nadal nie odpowiadała. — I wyjaśnię, dlaczego podjąłem taką decyzję.

— Dziękuję, komodorze. Mam nadzieję, że rozumie pan…

— Rozumiem. I dziękuję za jasne wyłożenie zdania.

— Cokolwiek czeka nas na Corvusie, na pewno nie będzie tak straszne. Nikt tam jeszcze nie wie o bitwie w systemie centralnym.

Tak, powinniśmy to wykorzystać, pomyślał Geary i szybko dodał:

— Ale Corvus może stanowić twardy orzech do zgryzienia, ponieważ znajduje się niezwykle blisko głównego systemu Syndykatu.

Desjani lekceważąco wzruszyła ramionami.

— Nie ma go nawet na mapie hipernetowej.

Geary’ego zastanowiła beztroska, z jaką to powiedziała.

— Nie do końca rozumiem, co ma pani na myśli. Proszę mi to dokładniej wyjaśnić.

Wyglądała na zaskoczoną, ale skinęła głową.

— Zakładałam, że już pan wie, ale właściwie skąd miałby pan to wiedzieć. Otóż hipernet pozwala na niezwykle szybkie przemieszczanie się pomiędzy dwoma miejscami bez konieczności odwiedzania punktów pośrednich.

— Och! — jęknął. — W systemie tradycyjnych skoków kolejne punkty tworzą łańcuch łączący początek z końcem podróży.

— Dokładnie. W przeszłości wiele systemów zyskało na znaczeniu tylko dlatego, że masa ludzi musiała przez nie przelatywać w drodze do celu. Nie zawierały żadnych wartościowych zasobów, nie miały znaczenia militarnego. W chwili wynalezienia hipernetu wszystkie punkty tranzytowe po prostu zniknęły z map.

— Z pewnością na tym nie skorzystały — powiedział Geary po chwili zastanowienia.

— Nie. Obecnie ludzie zaglądają tam wyłącznie ze względu na sprawy osobiste czy jakieś niezwykłe wydarzenia. Wszystkie systemy, które mają istotne znaczenie, z reguły są podpięte do hipernetu.

Oczami wyobraźni zobaczył drzewo o zdrowym pniu, ale wielu uschniętych gałęziach.

— A co z tymi niepodpiętymi?

— Niektóre rzuciły na szalę całe bogactwa w walce o wrota, ale to rzadko przynosiło korzyści. Inne próbowały zyskać poparcie w systemach graniczących, ale i w tym przypadku historia zna naprawdę niewiele sukcesów. Większość nie była nawet w stanie włączyć się do wyścigu. Popadły w biedę i zapomnienie, od czasu gdy zostały odcięte od nowych technologii i kultury, rozpowszechnianych teraz przy pomocy hipernetu. Najmądrzejsi i najbogatsi mieszkańcy emigrują.

— Rozumiem — powiedział i zamyślił się. Te systemy są podobne do mnie: porzucone i przestarzałe, pominięte przez hipernet. Ciekawe, jak zareagują ich mieszkańcy na widok floty Sojuszu? Przynajmniej na moment znów staną się częścią historii. Dotrzemy na Corvus już za tydzień i sprawdzimy, jak bardzo podupadł od czasu zamknięcia szlaków. Jedyne, co mi pozostało, to przygotowanie przekonującej mowy do dowódców i modlitwa, aby Syndycy nie okazali się zbyt dalekowzroczni. Jeżeli już wcześniej zastawili tam pułapkę na jednostki, które zdołałyby uciec z systemu centralnego, Corvus może stanowić kres podróży „Nieulękłego”.

Cztery

Z miejsca, w którym flota Sojuszu wyszła z nadprzestrzeni, gwiazda znana ludzkości pod nazwą Corvus wyglądała jak niewielka, błyszcząca moneta rzucona na upstrzony mrowiem białych punkcików kobierzec. Geary próbował ukryć przed załogą zdenerwowanie, ale gdy spojrzał w dół, na podłokietniki fotela, zorientował się, że zaciska kurczowo pięści. Odetchnął głęboko i przeniósł wzrok na ekrany. W duchu liczył, że raport, który miał za chwilę zobaczyć, będzie zawierał wyłącznie pozytywne informacje.

— Nie ma min — zameldowała Desjani.

Skinął głową. Gdyby ktoś zaminował pole wyjścia z punktu skoku, przekonaliby się o tym wcześniej i w znacznie boleśniejszy sposób. Nie tego się obawiał, bo nawet w czasach, gdy podróżowano między systemami wyłącznie za pomocą skoków, minowanie wrót należało do rzadkości. Miny nie wybierały celów i stanowiły zbyt wielkie zagrożenie także dla zaprzyjaźnionych jednostek. Syndykat, podobnie zresztą jak Sojusz, nie marnował na to cennych środków. Była to jedyna pozytywna rzecz, o jakiej Geary mógł pomyśleć teraz, będąc tak głęboko wewnątrz terytorium wroga.

— Skanowanie nie wykazało obecności jednostek handlowych.

Znów potwierdził przyjęcie meldunku zdawkowym skinieniem. Wyszli z punktu skoku w odległości ośmiu miliardów kilometrów od gwiazdy systemu. Osiem godzin świetlnych w przeliczeniu na jednostki związane z prędkością światła, których Geary wolał używać w nawigacji kosmicznej. Jeśli wierzyć precyzji starych raportów, jedyna zamieszkana planeta była oddalona o około 1,2 godziny od Corvusa. A to oznaczało, że każda informacja, jaką teraz odbierali z jej okolic, pochodzi przynajmniej sprzed siedmiu godzin.

Na system składały się jeszcze trzy inne satelity zasługujące na miano planety. Pierwsza, o kamienistej powierzchni, poruszała się po dość nietypowej orbicie około godziny świetlnej od gwiazdy. Druga, gazowy olbrzym, krążyła w odległości sześciu godzin. Trzecia, wiecznie skuta lodem i najbardziej wysunięta, według wskazań skanerów znajdowała się teraz mniej więcej pół godziny świetlnej od floty Sojuszu.