Выбрать главу

Niech go szlag!

Uderzył pięścią w klawiaturę komunikatora.

— Zwracam się do dowódcy wojsk Syndykatu w systemie Corvus. Kapitulacja to jedyne rozsądne rozwiązanie. Jeśli zmusicie nas do walki, gwarantuję, że podzieli pan los podwładnych z linii frontu. — Przerwał połączenie i odwrócił się do Desjani. — Proszę nadać bezpośrednie wiadomości do krążownika i obu korwet z informacją, że przyjmiemy ich kapitulację.

Desjani przez moment chciała zaprotestować, ale ostatecznie przytaknęła i wydała odpowiednie rozkazy.

Daj już spokój, kobieto, pomyślał. Ile chwały przyniesie ci zabijanie bezbronnych ludzi?

Dopiero za trzy godziny baza Syndyków na czwartej planecie miała się znaleźć w zasięgu broni okrętów Sojuszu. Desjani z uwagą obserwowała sektor, w którym Duellos i Tulev zabezpieczali punkt wyjścia ze skoku. Geary nie potrzebował zbyt wiele czasu, by zorientować się, o czym teraz myślała. Ona nie dostała szansy na upuszczenie wrogowi krwi. „Nieulękły” miał się zadowolić przyjęciem kapitulacji kilku przestarzałych jednostek. To nie był powód do dumy.

Wrogie korwety, podobnie jak tkwiący na orbicie czwartej planety krążownik, nie wykazywały oznak życia. Tymczasem flota jednostajnym tempem zmierzała w głąb systemu Corvus, ale poszczególne jednostki nadal nie zajęły przyporządkowanych im w formacji pozycji. Do tej pory jedynie kilka okrętów znalazło się na właściwych miejscach. Geary czuł narastającą irytację.

Czoło floty sojuszu powinno uformować szyk zbliżony do ogromnego prostokąta, skierowanego płaszczyzną w stronę wroga. Tuż za nim, w jeszcze potężniejszym prostokącie, miały stanąć główne siły floty, a okręty wsparcia i ich eskorty miały za zadanie zamykać formację w sześciennych zgrupowaniach obronnych. Po obu stronach floty powinny znajdować się dwa zespoły osłony, monitorujące aktywność wroga na innych kierunkach. Tak wyglądał szyk Alfa Sześć — przynajmniej w teorii. Geary widział natomiast niezorganizowaną chmarę jednostek, klin o szerszym końcu wycelowanym w bazę wroga.

Nagle rozbrzmiały dzwonki alarmowe. Część ekranów zalały rzędy zapisów, na innych pojawiały się obrazy nowoczesnych i szybkich jednostek Syndykatu wychodzących z punktu skoku. Geary wstrzymał oddech. Poczuł przypływ adrenaliny, choć doskonale wiedział, że obserwuje wydarzenia, które miały miejsce ponad dziesięć minut temu.

Eskadra ŁZ-etów próbowała uformować szyk wokół ciężkiego krążownika. Geary ledwie zdążył zarejestrować ich obecność. Okręty Duellosa i Tuleva uderzyły zmasowanym ogniem z krótkiego dystansu i rozniosły myśliwce na strzępy. Moment później rozjarzyły się tarcze krążownika. Jednostka Syndykatu zdołała oddać zaledwie kilka niegroźnych strzałów zanim zmieniła się w dymiący wrak. Raporty z obu zespołów uderzeniowych zaczęły napływać do komputerów „Nieulękłego”, ale nie było w nich nic, czego Geary nie zobaczył na wizualizacji bitwy.

Czekał niecierpliwie na dalszy rozwój wypadków, lecz w systemie nie pojawił się nikt więcej. Zapewne Syndycy wysłali pojedynczy zespół na stracenie, po cichu licząc, że uciekająca w panice flota Sojuszu zapomni o zabezpieczeniu punktu wyjścia ze skoku. Na stracenie… Te słowa budziły w Gearym równą odrazę, co cel, który określały. Najwidoczniej przeciwnik miał na ten temat inne zdanie.

Obrazy przedstawiające rzeź niewielkiej formacji Syndyków wywołały na mostku wrzawę. Okrzyki radości zirytowały Geary’ego, już szukał celu, na którym mógłby wyładować złość. Nacisnął klawisz komunikatora.

— Wszystkie jednostki, które nie zajęły pozycji w formacji bojowej Alfa Sześć, mają natychmiast to zrobić!

Wyraz zaskoczenia na twarzy Desjani zniknął równie szybko, co się pojawił. Jako kapitan „Nieulękłego” nie miała podstaw do niepokoju. To wokół jej okrętu pozostałe formowały szyk, a zatem od samego początku znajdowała się dokładnie tam, gdzie powinna.

— Sądzi pan, że to było wszystko, co za nami wysłali? — zapytała szybko i Geary zaczął podejrzewać, że z jakichś powodów zależy jej na zmianie tematu. A skąd, do cholery, mam to wiedzieć? — pomyślał. Nie zamierzał roztrząsać tej kwestii, a został do tego zmuszony.

— Na to wygląda. Dlaczego mieliby robić znaczące odstępy pomiędzy kolejnymi atakami, gdyby w pościgu brały udział większe siły? Tak mały zespół na dobrą sprawę mogliby wysłać za nami od razu.

— Pojawili się około godziny po nas. — Desjani przerwała. — Zawahali się, a potem wysłali niewielką formację, licząc na to, że zapomnimy zabezpieczyć tyły.

Zawahali się. Akurat.

— Wysłali te okręty tylko po to, by móc zaraportować dowództwu, że podjęli natychmiastowy pościg. Oddział na tyle duży, by przynajmniej teoretycznie nie był bez szans, a zarazem na tyle mały, żeby jego strata nie osłabiła głównych sił. Źle to wróży marynarzom, jeśli dowództwo nie liczy się z ich życiem.

— Tak. Ludzie nic dla nich nie znaczą. — Kapitan patrzyła Geary’emu prosto w oczy, ale jej głos był pozbawiony emocji.

— Punkt zdobyty.

Muszę pamiętać, żeby nie oceniać Desjani zbyt pochopnie, pomyślał Geary. Ona zawsze ma dobre uzasadnienie dla tego, co robi i mówi.

Przygryzł wargę, studiując zapisy na wyświetlaczu. Jeśli faktycznie Syndycy nie wysłali w pościg większych sił, powinien nakazać krążownikom powrót do szyku. Ale z drugiej strony nie powinien wykluczać możliwości, że przeciwnik umyślnie wysłał przodem mniejszy oddział, by zmylić obrońców punktu skoku i skłonić ich do przedwczesnego opuszczenia posterunku. Tylko że w chwili obecnej okręty Duellosa i Tuleva znajdowały się już dziesięć minut świetlnych od głównego zgrupowania Sojuszu. Dziesięć minut na samo wydanie rozkazu. Dziesięć minut, zanim do „Nieulękłego” dotrze informacja, że mają kłopoty. Całą godzinę od możliwości wsparcia ich w walce. I z każdą chwilą odległość rosła.

— Kapitanie Duellos, kapitanie Tulev, mówi komodor Geary. Dobra robota. Proszę dołączyć do floty tak szybko, jak to tylko możliwe.

Za dziesięć minut odbiorą rozkaz i zaczną rozpędzać okręty. Minie kilka godzin, zanim zajmą pozycje w szyku. Ale, tak czy inaczej, wszystko wskazywało na to, że zrobią to szybciej niż ktokolwiek inny. Zamiast formować prostokąt, większość okrętów jeszcze bardziej wyrwała do przodu, rozciągając płaski klin.

O co tu chodzi, do cholery? — zastanawiał się Geary, zwiększając pole widzenia wyświetlacza. Może, skoncentrowany na szczegółach, przeoczył coś istotnego dla całościowego obrazu sytuacji? Nie. To nadal nie miało sensu. Tylko najwolniejsze jednostki, takie jak „Tytan”, znajdowały się na odpowiednich pozycjach. A przecież ta ociężała góra stali powinna jako ostatnia zakończyć manewr.

I wtedy zauważył, że „Tytan” nie ma eskorty.

— Gdzie jest straż „Tytana”? — Znów zwiększył pole widzenia. — Wszystkie okręty wsparcia zostały pozbawione eskorty! Gdzie, do cholery, jest eskorta?! — Nikt z obecnych na mostku „Nieulękłego” nie odpowiadał.

Nie chciał osobiście wyrzucać kapitanom, że zbyt wolno zajmują miejsca w szyku. Mogliby uznać jego słowa raczej za dowód porywczego charakteru, niż zawodowy osąd. Ale dynamicznym okrętom eskortowym wykonanie prostego manewru zmiany pozycji w formacji nie powinno nastręczać żadnych trudności. Wszystko wskazywało na to, że ich kapitanowie mieli po prostu inne plany. Przecież to zwykła bezmyślność… Bezmyślność? A może coś więcej? Sprawdził ustawienie floty z kilku perspektyw, potem, oddalając obraz, przerzucił widok na korwety Syndykatu.