— Nie mieliśmy czego „negocjować”. A każdy, kto zechce prowadzić dalsze „negocjacje”, skończy jak ci głupcy. Te okręty i ich załogi, które poddadzą się bezwarunkowo, zostaną oszczędzone. Nie czujemy wrogości wobec żołnierzy zmuszonych do walki przez bezmyślnych dowódców. — Pomimo głębokiego szoku Geary pomyślał, że DON musi doskonale zdawać sobie sprawę, jak nieprzekonująco wypadła ta część przemowy. — Ale ci, którzy nadal zechcą z nami „negocjować”, zostaną zabici, choć na pewno nie tak szybko jak wasi admirałowie. Macie godzinę na kapitulację. Po upływie tego czasu zaatakujemy i zdławimy każdą formę oporu.
Transmisję zastąpił widok oficera łączności, z którego oczu można było teraz wyczytać przerażenie. Geary jednak wciąż gapił się w osłupieniu na ekran. Wiedział, że Syndycy nie należeli do ludzi łagodnych, ale nie mieściło mu się w głowie, że są zdolni do tak wielkiego okrucieństwa. Powoli zdawał sobie sprawę, że, jak wiele innych rzeczy, z którymi miał do tej pory styczność, ulegli podczas tej wojny przemianie. Z pewnością nie na lepsze.
Minęła długa chwila, zanim zrozumiał, że prawdopodobnie będzie stał na czele floty dłużej, niż początkowo zakładał. Floty zdziesiątkowanej i otoczonej przez przeważające siły nieprzyjaciela. Mając godzinę na kapitulację. Widział przed sobą twarz oficera łączności, ale zdawał sobie sprawę, że za nim stoi rzesza innych marynarzy. Wszyscy modlili się w nadziei, że on, kapitan Geary, zdoła ich ocalić.
Zaczerpnął głęboko tchu. Liczył, że wewnętrzny chłód, towarzyszący mu od momentu przebudzenia z hibernacji, pomoże ukryć niepokój.
— Połączcie mnie z kapitan… — Jakie nazwisko wymienił admirał Bloch? — Desjani? Tak, z kapitan Desjani. Natychmiast.
— Tak jest! Melduję, że pani kapitan przebywa na mostku, sir!
Na mostku. Geary przypomniał sobie, że Desjani to jeden z oficerów dowodzących „Nieulękłego”. Czy już się spotkali? Nie pamiętał.
Po chwili na ekranie pojawiła się kobieta w średnim wieku. Z twarzy noszącej znamiona upływu czasu przebijało doświadczenie minionych bitew. Geary nie chciał zgadywać, jak kapitan mogłaby wyglądać, gdyby żyła w czasach pokoju i dobrobytu.
— Poinformowano mnie, że chce pan ze mną rozmawiać.
— Czy widziała pani przekaz z okrętu Syndyków?
Przełknęła ślinę, zanim odpowiedziała.
— Tak, wysłano go do wszystkich jednostek, więc każdy dowódca musiał widzieć egzekucję.
— Wie pani, dlaczego Syndycy zabili admirała Blocha?
— Dlatego że są bezdusznymi skurwysynami? — Desjani wykrzywiła usta w pogardliwym grymasie, gdy wypowiedziała ostatnie słowo.
Geary poczuł nagły przypływ złości.
— Nie to było powodem egzekucji, kapitanie!
Patrzyła na niego przez moment, nic nie mówiąc.
— Dlaczego zabili admirałów? Widocznie flota Syndykatu nie potrafi walczyć bez dowódców i uznano, że z nami będzie podobnie. Chcieli pozbawić nas morale, transmitując tę masakrę. Wymordowali wszystkich wyższych rangą oficerów, aby zyskać pewność, że w razie podjęcia walki nie będziemy w stanie zorganizować solidnej obrony.
Geary z początku nie potrafił wyartykułować myśli. W milczeniu patrzył na ekran.
— Kapitanie, ta flota nie została pozbawiona dowództwa — powiedział w końcu.
Szeroko otwarte oczy Desjani dobitnie świadczyły o jej zaskoczeniu.
— Pan został głównodowodzącym?
— Zgodnie z rozkazem admirała Blocha. Wydawało mi się, że została pani o tym powiadomiona.
— Otrzymałam taką informację, ale… Zastanawiałam się, jak pan zareaguje. Mam rozumieć, że przejmuje pan dowodzenie? Na żywe światło gwiazd, muszę poinformować o tym pozostałych kapitanów. Obserwowałam właśnie ich dyskusję, kiedy otrzymałam pańskie wezwanie. Próbowaliśmy podjąć decyzję w sprawie dalszych działań.
Geary zapomniał, co chciał powiedzieć, gdy dotarło do niego znaczenie tych słów.
— Dyskusję? O czym niby kapitanowie pozostałych jednostek dyskutują?
— Co mają robić, sir. Zastanawiają się, jak postąpić w obliczu śmierci admirała Blocha i pozostałych oficerów dowodzących.
— Co robią? — Chłód wypełniający ciało Geary’ego zaczął gwałtownie ustępować. — Czy nie poinformowano ich, że zająłem stanowisko admirała Blocha?
— Powiadomiono… sir.
— Czy którykolwiek z nich skontaktował się z okrętem flagowym w sprawie dalszych instrukcji?
Nadzieję malującą się do niedawna na twarzy Desjani zastąpiło zupełnie inne uczucie. Teraz kapitan patrzyła nieufnie, jak doświadczony oficer, który wie, że poczynania przełożonego mogą zaprowadzić podwładnych jedynie pod najbliższy mur.
— No… nie, sir. Nie zarejestrowałam prób komunikacji z okrętem flagowym.
— Dywagują, co robić, a nawet nie podjęli próby nawiązania kontaktu z dowództwem? — Geary nie potrafił tego pojąć. Mógł przymknąć oczy na takie drobiazgi, jak zarzucenie salutowania, ale żeby jawnie ignorować przełożonego? Co się stało z flotą Sojuszu, którą kiedyś znał?
Kapitan Desjani zerkała na niego, spodziewając się wybuchu złości. Zamiast tego przemówił wyjątkowo spokojnie. Słowa same wypłynęły z ust, brzmiąc jak stare, odtwarzane po raz setny nagranie:
— Kapitanie, proszę natychmiast skontaktować się ze wszystkimi dowódcami okrętów. Zwołuję konferencję na pokładzie „Nieulękłego”.
— Pozostała niespełna godzina do terminu wyznaczonego przez Syndykat — wtrąciła Desjani.
— Wiem o tym, kapitanie — odpowiedział.
Wiem też, że jeśli nie pokażę tym ludziom, kto jest ich przełożonym, flota przestanie istnieć znacznie wcześniej. Muszę ich poznać choćby powierzchownie, zanim podejmę pierwszą złą decyzję. Wiem tak cholernie mało…, pomyślał, a na głos dodał:
— Admirał Bloch pokazał mi salę konferencyjną. Mówił, że można w niej organizować wirtualne odprawy z udziałem wszystkich dowódców.
— Tak jest. Umożliwiający to system łączności nadal funkcjonuje.
— Znakomicie. Zatem daję oficerom dziesięć minut na przygotowanie się do konferencji i pięć na potwierdzenie otrzymania rozkazu. Jeśli ktokolwiek będzie miał wątpliwości, proszę przekazać, że obecność jest obowiązkowa.
— Tak jest!
Geary od początku rozmowy miał świadomość, że w dość obcesowy sposób traktuje osobę, która de facto dowodzi jednostką. Zawsze irytowało go podobne zachowanie, zwłaszcza jeśli sam cierpiał z jego powodu. Nie powinien o tym zapominać.
— Dziękuję, kapitanie. Spotkamy się przed salą konferencyjną, powiedzmy, za… osiem minut.
Jeśli się nie mylił, sala była oddalona od jego kajuty o pięć minut marszu. Nadwyżkę czasu spożytkował na ponowne sprawdzenie stanu floty. Tym razem starał się zapamiętać formację, w jakiej ustawiono okręty, i stopień ich uszkodzenia. To, co w normalnej sytuacji uznałby za zwykłe ćwiczenie pamięci, teraz stało się bolesnym obowiązkiem, na którego wykonanie miał niespełna trzy minuty. Zauważył, że czegoś brakuje na wyświetlanym obrazie, czegoś, co powinno się na nim znaleźć. Dodał ten element i znów wpatrywał się w ekran, tym razem nieco dłużej, zastanawiając się, dlaczego całość tej układanki nie ma dla niego sensu.
W końcu wyszedł z kajuty i po raz kolejny ruszył korytarzami „Nieulękłego”, unikając pytających spojrzeń żołnierzy. Doskonale pamiętał o obietnicy złożonej admirałowi Blochowi i starał się sprawiać wrażenie osoby, która wie, co robi. Będąc niegdyś podoficerem, opanował tę sztukę do perfekcji. W obecnej sytuacji żadne inne doświadczenie wyniesione z lat służby we flocie nie mogło się bardziej przydać.