Выбрать главу

Znalazł go dokładnie w centrum przedniej formacji floty.

Patrzył, jak okręty Sojuszu dokonują zwrotów, bezskutecznie próbując podjąć pościg. Nic dziwnego, jednostka wroga osiągnęła prędkość 0,2 świetlnej, co skutecznie ogłupiało przyrządy celownicze i sprawiało, że żaden strzał nie został skierowany na faktyczną pozycję przeciwnika. Kilka widm znalazło się naprawdę blisko celu, ale ze względu na zbyt małą prędkość nie miały szans na dogonienie krążownika. Znikały w oślepiających błyskach, zestrzeliwane przez jego systemy defensywne. Syndycy musieli prowadzić ogień wyłącznie od strony rufy, wiedząc, że tylko stamtąd może nadejść ewentualny pościg.

Wszyscy patrzyli w milczeniu na przełożonego, ale Geary doskonale wiedział, o czym teraz myślą. Powiedz nam, „Black Jack”, co mamy robić? Jak się wyplątać z tego burdelu? Cały czas wierzyli, że on zna sposób na uratowanie ich tyłków. Idioci. Skoro bez przerwy pakowali się w beznadziejne taktycznie sytuacje, to ile jeszcze potrwa, zanim będą się mogli na własnej skórze przekonać, że nie jest cudotwórcą?

Cholera, cholera i jeszcze raz cholera! Dowódca krążownika Syndykatu wyczuł nasz najsłabszy punkt. Jeśli zniszczy „Tytana”, szanse na powrót do sektorów Sojuszu dramatycznie zmaleją. Ba, on nawet nie musi go niszczyć! Z pewnością już się domyślił, że jesteśmy ścigani. Wystarczy bardziej spowolnić tę kupę stali, a wtedy będziemy zmuszeni ją porzucić — w innym wypadku flota przeciwnika dopadnie nas jeszcze w tym systemie. Nie, „Tytan” nie jest naszym jedynym słabym punktem. Drugi, prawdopodobnie o wiele większy, to kompletny brak zdyscyplinowania. W sprawie „Tytana” nie mogę zrobić nic więcej, ale klnę się na wszystkie świętości, że sprawę dyscypliny załatwię raz na zawsze!

O ile będę miał szansę.

Geary śledził wzrokiem przypuszczalny tor lotu wrogiej jednostki, próbując nie zaprzątać sobie głowy niepewnymi wskazaniami systemów namierzających. Zdał się na własny instynkt i oceniał, które okręty mają jeszcze możliwość, by dopaść Syndyków, zanim „Tytan” znajdzie się w zasięgu ich dział. W przelocie zarejestrował zniszczenie drugiej korwety, tej, która szukała szczęścia w ucieczce, zamiast skapitulować. W chwili gdy dosłownie wyparowała zasypana salwami lanc, zorientował się, że jeszcze jeden okręt znajduje się wystarczająco blisko „Tytana”, by zdążyć na czas.

„Nieulękły”.

Biorąc pod uwagę samą różnicę w sile ognia, zestrzelimy ten krążownik bez trudu, pomyślał. Problem w tym, że Syndycy mogą wykonywać misję samobójczą. Jeśli zdecydują się na taranowanie albo, co gorsza, dokonają samozniszczenia okrętu, „Nieulękły” może poważnie ucierpieć. Zresztą nawet jeśli nie zamierzają świadomie w nic uderzać, w związku z rozwiniętą prędkością mają teraz ograniczone pole widzenia. Sama próba dokonania przejęcia może się zakończyć kolizją, w wyniku której obie jednostki zostaną unicestwione.

Obiecałem admirałowi Blochowi, że dostarczę klucz hipernetowy w ręce Sojuszu. Nie mogę zaryzykować zniszczenia „Nieulękłego”. Oboje, zarówno Desjani, jak i Bloch, twierdzili, że klucz jest ważniejszy od samej floty. Ale jeśli nie zareaguję, stracimy „Tytana”.

Nagle przypomniał sobie o pewnym starożytnym micie. O bohaterze, który wracając po długiej wojnie do domu, tracił okręt po okręcie, człowieka po człowieku, aż w końcu dotarł do celu samotnie. Ten mit opowiadał o tryumfie silnej woli. Oczami wyobraźni Geary zobaczył, jak „Nieulękły” wkracza w przestrzeń Sojuszu w pojedynkę, poważnie uszkodzony, a za nim ciągnie się długi ogon wraków zdziesiątkowanej floty. Nie potrafiłby uznać takiego powrotu za sukces. Cena byłaby zbyt wysoka. Jak długo ci ludzie będą za mną szli, jeśli pozwolę im ginąć?

Rozejrzał się dookoła. Wszyscy na niego patrzyli i zdał sobie sprawę, że od momentu, w którym popadł w zamyślenie, minęło zaledwie kilka sekund.

— Kapitanie, „Nieulękły” musi przejąć jednostkę, wroga, zanim „Tytan” znajdzie się w niebezpieczeństwie — powiedział.

Desjani uśmiechnęła się szeroko, a pozostali marynarze zaczęli wiwatować.

— To będzie czysta przyjemność.

— Ten krążownik jest cholernie szybki i naprawdę dobry — dodał. — Nie próbujcie szczęścia. Musimy go zniszczyć, a będziemy mieli tylko jedną okazję.

— Tak jest!

„Nieulękły” przyspieszył z maksymalną mocą pod komendą kapitan Desjani, opadając po łagodnym łuku w stronę obszaru przejęcia. Gdy okręt ruszył tropem ofiary, Geary poczuł dreszcz podekscytowania. W milczeniu obserwował przebieg manewru na wyświetlaczu. Nie chciał wydawać załodze rozkazów z pominięciem Desjani, choć miał obawy, czy kapitan podoła zadaniu i czy trafnie przewidzi kurs wrogiego krążownika. Jeśli chybią za pierwszym razem, „Tytan” może się znaleźć w poważnych opałach, zanim zdążą zawrócić.

Ale rozgrywała to mądrze. Obserwując trasę, którą schodzili w strefę kontaktu, zrozumiał, że Desjani kompletnie lekceważy wyliczenia systemów bojowych. Kierowała jednostkę w miejsce, w którym krążownik Syndykatu powinien się pojawić tuż przed oddaniem salwy. Przy tak wielkiej prędkości jego załoga prawdopodobnie nie zdąży zauważyć manewru „Nieulękłego”, a jeśli nawet, to nie będzie miała dość czasu, by zareagować.

O ile oczywiście przeciwnik nie przewidział takiego rozwoju wypadków. Ale co więcej może zrobić? Jeśli zmieni kierunek lotu, przejdzie zbyt daleko od „Tytana” i nie zdoła go zaatakować. Jeśli gwałtownie zwolni, by jego kurs nie zgodził się z wyliczeniami komputerów, dogonią go inne okręty i poślą w jego kierunku taką ilość złomu, że coś go z pewnością trafi. Nie może również bardziej przyspieszyć, bo nie zdoła wyhamować do prędkości pozwalającej na oddanie precyzyjnego strzału.

Taką mam przynajmniej nadzieję.

„Nieulękły” zmierzał w kierunku punktu krzyżowania się wektorów ruchu obydwu jednostek. Geary, obserwując przebieg manewru na monitorze, czuł dziwną więź z obcym mu przecież dowódcą krążownika Syndykatu. Ten człowiek doskonale wiedział, jak nawigować okrętem, i miał znakomicie wyszkoloną załogę. Ciekawe, jak długo przebywał na wygnaniu, czekając w dziurze o nazwie Corvus na dzień, w którym będzie się mógł zmierzyć z siłami Sojuszu? Ilu ludzi w jego sytuacji odpuściłoby sobie dyscyplinę i szkolenia, wiedząc, że prawdopodobieństwo spotkania wroga było bliskie zeru? Ale on nie pozwolił na rozprzężenie wśród podwładnych, utrzymywał okręt w pełnej gotowości bojowej i ten wysiłek prawie mu się opłacił. Właściwie nikt jeszcze nie powiedział, że mu się nie opłaci.

Punkt oznaczający przypuszczalną pozycję wrogiego krążownika znów nieznacznie zmienił położenie.

— Za chwilę rozpocznie hamowanie — zakomunikowała Desjani.

— Sądzi pani, że już nas zauważył? — zapytał Geary.

— Chyba nie, sir! Ma przestarzałe systemy bojowe. Przy tej prędkości okrętu na pewno są przeciążone obliczaniem pozycji naszych jednostek i kompensacją ogromnych przekłamań relatywistycznych. Ale jeśli nawet jakimś cudem nas zobaczy, nie ucieknie — obiecała aksamitnym głosem.

— Wiem.

Desjani wyszczerzyła zęby w uśmiechu, zadowolona nawet z tak zdawkowego wyrazu zaufania. Nie oderwała jednak wzroku od ekranów, prowadząc ”Nieulękłego” na spotkanie z krążownikiem. Geary zmarszczył brwi. „Nieulękły” musiał się znaleźć w zasięgu strzału, ale przy obecnych prędkościach okręty mogły po prostu przemknąć obok siebie, zanim systemy celownicze zaczną działać. Czy Desjani ma tego świadomość? Czy może tak ją pochłonął pościg, że zapomniała o tym drobnym szczególe? Czy powinien się odezwać? Podważyć jej kompetencje na oczach całej załogi? Obie jednostki zbliżały się do siebie błyskawicznie, liczby na wskaźnikach odległości malały w fantastycznym wręcz tempie. Geary w końcu nie wytrzymał.