Выбрать главу

Zanim nastała epoka hipernetu, trzeba było przelatywać przez Kaliban w drodze do bardziej odległych miejsc. Wybudowano więc stocznię, a potem drugą i trzecią, aby radzić sobie z awariami statków i dostarczać potrzebne części oraz zaopatrzenie dla promów zapewniających transport robotnikom. Obecność siły roboczej wymusiła rozwinięcie strefy usługowej, w kilku miejscach zaczęły powstawać niewielkie miasta. Ukryte głęboko pod powierzchnią nieprzyjaznych planet, dawały ludziom to, co najbardziej potrzebne. Część z przelatujących przez Kaliban okrętów przywoziła nowych pracowników i towary. By jednak nie importować wszystkich surowców z odległych systemów, wybudowano tu kopalnie. Co za tym idzie, pojawili się górnicy i lokalni przedstawiciele władz pilnujący porządku, których z kolei kontrolowali wysłannicy rządu centralnego Syndykatu.

Dalszą część historii Geary znał jedynie ze słyszenia. Hipernet skutecznie wyparł skoki nadprzestrzenne jako metodę podróżowania i statki zaczęły omijać Kaliban, jak i ogromną ilość podobnych mu systemów. Zamknięto stocznie, bo już nie były potrzebne, a kiedy zabrakło pracy, miasteczka zaczęły się wyludniać. Nie było powodu, by tu zostawać.

Ciekawe, kiedy ostatni ludzie opuścili to miejsce? Prawdopodobnie wiele lat temu. Każdy obywatel światów Syndykatu pracował w jakiejś korporacji na rzecz odgórnie wytyczonego celu, a wielkie korporacje likwidują przyczyny strat znacznie szybciej niż wolni ludzie. Dzisiaj nie ma tu już nikogo. Wykryte instalacje są zimne. Brak aktywnych źródeł energii, brak działających systemów środowiskowych. Ostatni człowiek opuszczający Kaliban prawdopodobnie nie zapomniał zgasić światła.

W skali długości życia gwiazd obecność ludzi w tym systemie trwała zaledwie mgnienie oka. Ta myśl z niewiadomych przyczyn sprawiła, że Geary znów poczuł przenikający go chłód.

Wzdrygnął się.

Pierwszą zasada, jakiej uczy się każdy marynarz, brzmi następująco — kosmosu nie można pojmować w ludzkich kategoriach. Kosmos jest ogromny, pusty i śmiertelnie niebezpieczny poza nielicznymi miejscami, gdzie człowiek może chodzić boso i oddychać pełną piersią. Geary przypomniał sobie stare porzekadło — wszechświat nie jest dobry ani zły. On po prostu jest.

Jest dla nas zbyt duży, a biorąc pod uwagę jego wiek, zamieszkaliśmy go dopiero przed chwilą, powiedział pewnego razu jeden z dowódców Geary’ego. W końcu upomni się o ciebie, bo choć nie ma pojęcia o naszym istnieniu, zabija nas za każdym razem, gdy ma ku temu okazję. Jeśli twoje modlitwy do żywego światła gwiazd zostaną wysłuchane, spędzisz wieczność w ich cieple i blasku. Jeśli nie, jedyne, co po tobie zostanie, to historia twojego życia. A skoro o tym mowa, czy opowiadałem ci już, jak moja stara łajba odwiedziła Virago? To dopiero była impreza…

Wspomnienie starego szypra i jego niesamowitych opowieści w jednej chwili przywróciło Geary’emu dobry humor.

— Kapitanie, zamierzam wprowadzić flotę w głąb systemu. Proszę dać mi znać, jeśli ma pani pomysł, gdzie moglibyśmy się zatrzymać.

— Chce pan tutaj zostać na dłużej? — zapytała zaskoczona Desjani.

— Na tyle długo, by sprawdzić, co zostawili po sobie Syndycy. — Podczas lotu w nadprzestrzeni Geary przejrzał dokładnie status wszystkich jednostek i zaniepokoiło go, że wiele z nich czerpało już z rezerw. Na żadnym okręcie sytuacja nie wyglądała jeszcze krytycznie, ale nie byli nawet w połowie drogi do domu. Poza tym przed opuszczeniem Kalibana musieli zrobić coś jeszcze, coś, co wymagało pobytu w normalnej przestrzeni. Coś, co powinni zrobić, zanim dojdzie do kolejnej bitwy.

— Całe szczęście, że opróżniliśmy magazyny żywności bazy na czwartej planecie Corvusa — wtrąciła Desjani. — Bo tu jej raczej nie znajdziemy.

— Też tak myślę. — Geary rozważał plan działania, aż w końcu rozkazał flocie zmniejszyć prędkość do jednej setnej świetlnej. Dzięki powolnemu dryfowi w stronę centrum systemu zyskają czas na analizę wyników skanowania opuszczonych instalacji przez sensory dalekiego zasięgu. Czas na sprawdzenie, czy Syndycy pozostawili w systemie coś wartościowego, i czas na rozmowę z dowódcami okrętów.

Na ekranie komunikatora pojawiła się twarz Duellosa.

— Zalecałbym ponowne pozostawienie kilku krążowników przy punkcie skoku w celu zabezpieczenia tyłów.

— Nie tym razem. — Geary zaprzeczył ruchem głowy. — Chcę mieć flotę w całości. Nie mogę jednocześnie przeszukiwać opuszczonych instalacji i zapewniać wsparcia straży.

— Rozumiem, komodorze. — Obraz zgasł.

— Duellos nigdy nie lubił admirała Blocha — wtrąciła Desjani z trudnym do odgadnięcia wyrazem twarzy.

— Nie wiedziałem o tym.

— Według niego Bloch działał zbyt nierozważnie. Tak szybka zgoda na pańską decyzję jest co najmniej zaskakująca.

— Najwyraźniej ja jeszcze nie popełniłem zbyt wielu błędów. — Uśmiechnął się pod nosem.

Desjani zachichotała i spojrzała na monitor, na którym pojawiła się wiadomość.

— Moi oficerowie operacyjni doradzają, aby ustawić flotę na następującej orbicie — powiedziała. Geary wyciągnął szyję, żeby zobaczyć wskazany obszar, oddalony o około dwie godziny świetlne od punktu skoku. Zestawił jego położenie z orbitami wykrytych dotychczas instalacji i kiwnął z aprobatą głową.

— Wygląda nieźle. Proszę poinformować wszystkie jednostki o celu podróży i konieczności zachowania formacji wokół „Nieulękłego”.

— Tak jest! — Zaczęła wydawać stosowne rozkazy, podczas gdy on skupił się na analizowaniu dostępnych danych.

Gdy tylko zaczął przeglądać raporty o zainstalowanych w systemie kompleksach, zorientował się, że do większości z nich będzie musiał wysłać zwiadowców. Tylko w taki sposób mógł sprawdzić, gdzie się znajdują potrzebne surowce. Z zadumy wyrwał go sygnał komunikatora — kapitan „Tytana” prosił o rozmowę.

Świetnie, pomyślał Geary. Ciekawe, jaki teraz mamy problem?

Ale dowódca, który pojawił się na ekranie, nie wyglądał na zdenerwowanego ani zmartwionego. Sprawiał za to wrażenie zbyt młodego na pełnienie tak odpowiedzialnej funkcji, chociaż w zachowaniu i głosie nie brakowało mu pewności siebie.

— Witam, komodorze.

— Witam. Znów problemy na „Tytanie”?

— Nie, sir. Kończymy już naprawy i silniki wreszcie osiągnęły pełną sprawność.

Geary uśmiechnął się nieznacznie.

— Znakomicie. Muszę przyznać, że wasza jednostka od dawna spędza mi sen z powiek.

Kapitan „Tytana” wyglądał na urażonego.

— Doceniamy wysiłki eskorty, która zapewniała nam bezpieczeństwo. Względne bezpieczeństwo dokładnie rzecz ujmując. Musieliśmy się zająć naprawdę poważnymi uszkodzeniami i jest nam niezmiernie miło, że nie musieliśmy niczego dopisywać do listy problemów.

Tym razem Geary uśmiechnął się naprawdę szeroko. Brak zagrożeń w systemie wprawił go w wyjątkowo dobry nastrój.

— Rozumiem. Wykonaliście kawał dobrej roboty. W czym mogę wam teraz pomóc?

— Chciałbym coś zasugerować. — Z prawej strony wyświetlacza pojawił się model Kalibana. — Według sensorów w systemie istnieje kilka kopalń.

— Tak. Wszystkie wyłączone, oczywiście.

— To prawda, ale jeśli pozostawiono je nienaruszone, moglibyśmy zmusić je do działania. Mam na pokładzie ludzi, którzy potrafią to zrobić. Z mojego rozeznania wynika, że mieszkańcy Kalibana nie wyczerpali złóż. Jeśli uda nam się wznowić pracę maszyn, będziemy mogli wyprodukować sporo części zamiennych i amunicji dla całej floty.