Z tyłu, ukryta za formacjami bojowymi, leciała eskadra pomocnicza i towarzysząca jej eskorta.
Sześć zgrupowań zmierzało w kierunku Syndyków ze stałą prędkością 0,03 świetlnej, wiernie naśladując manewry „Nieulękłego”, który stanowił centrum formacji. Tym razem wszyscy dowódcy bezbłędnie wykonywali założenia planu. Żaden nie usiłował zająć nieprzyporządkowanego mu miejsca ani nie pędził na złamanie karku, aby jak najszybciej dopaść wroga. Mimo to Geary miał ponurą minę. Każdemu zgrupowaniu musiał przyporządkować dowódcę i bał się, że pożałuje związanych z tym decyzji.
— Do wszystkich jednostek, mówi komodor Geary. Zatwierdzam poprawność formacji. Od tej pory oprócz pełnienia obowiązków głównodowodzącego floty będę również dowodzić zgrupowaniem centralnym.
Spojrzał na wyświetlacz, na wysunięte przed główne siły skupisko okrętów w górze.
— Formacją Lis Pięć Jeden będzie dowodzić kapitan Duellos z „Odważnego”.
Przeniósł wzrok na drugą z większych szczęk dziadka do orzechów.
— Formacją Lis Pięć Dwa kapitan Numos z „Oriona”.
— Kapitan Numos jest jednym z najstarszych oficerów — wtrąciła Desjani, patrząc na Geary’ego ze zrozumieniem.
— Tak. Nie miałem wyboru.
Nie miałem wyboru, bo nadal brak mi podstaw, by zhańbić Numosa, pomijając go podczas przydzielania stanowisk dowódczych. Ale jeśli Numos coś spieprzy, da mi idealny pretekst, żeby go usadzić i na miłość przodków, bezwzględnie to wykorzystam.
Geary ponownie uaktywnił komunikator.
— Formacją Lis Pięć Trzy będzie dowodzić komandor Cresida z „Gniewnego”. Formacją Lis Pięć Cztery kapitan Landis z „Walecznego”. Formacją Lis Pięć Pięć kapitan Tulev z „Lewiatana”.
Okręty eskadry pomocniczej potrzebowały silnego i przede wszystkim rozważnego dowódcy. Kapitan Tulev wydawał się idealnym kandydatem. Ktoś zbyt pewny siebie, nawet ktoś tak uzdolniony jak Duellos, mógł w pewnym momencie bitwy ulec pokusie rozgromienia niedobitków floty wroga, pozostawiając transportowce bez eskorty. Tulev, wzór powściągliwości, powinien zagwarantować jednostkom pomocniczym obronę aż do samego końca.
Geary patrzył na wyświetlacz, czując dumę z faktu, że wszystkie okręty zmierzały dokładnie tam, gdzie powinny. Chwilę później zauważył jednak wyraz zaniepokojenia na twarzy Desjani.
— Co się dzieje? — zapytał, ale kapitan milczała. — Muszę wiedzieć, o czym pani myśli. Szczerze i bez ogródek.
— Dobrze, sir — odpowiedziała na wpół przepraszająco. — Wiem, że kilka razy przeprowadzaliśmy tę symulację, ale mam wrażenie, że za bardzo rozciągamy flotę. Kusimy los.
— To uzasadniona obawa. Przy takim rozrzucie zgrupowań pasywna postawa dowódców umożliwi wrogowi atakowanie każdej części floty z osobna i zdobycie lokalnej przewagi na polu walki. Gdybyśmy nie wykonali żadnego ruchu, z pewnością by do tego doszło. Ale my nie będziemy siedzieli z założonymi rękami, czekając na uderzenie Syndyków.
A precyzyjniej mówiąc, inne części formacji nie będą czekały. Nasz zespół posłuży za przynętę.
Co ciekawe, informacja, że jej własny okręt pełni rolę wabika, nie zrobiła na Desjani najmniejszego wrażenia. Wręcz przeciwnie, wydawało się, że kapitan zaczyna odzyskiwać pewność siebie.
— Czy to znaczy, że „Nieulękły” nie zmieni kursu aż do kontaktu?
— Dokładnie. Być może będziemy musieli dokonać kilku korekt, jeśli zmusi nas do tego przeciwnik. Również prędkość dostosujemy do zaistniałej sytuacji. Ale gdy Syndycy zetrą się z naszymi siłami, będą mieć na głowie znacznie poważniejsze problemy niż te, które panią niepokoją. Proszę mi zaufać.
— Ufam, komodorze — skwitowała Desjani z uśmiechem.
Geary niespodziewanie poczuł się rozdrażniony jej odpowiedzią. Przerażała go bezkrytyczność zaufania, jakim darzyli go ci ludzie. Aby o tym nie myśleć, wrócił do obserwacji postępów w tworzeniu szyku. Jak na razie wszystko przebiegało bez zarzutu. Odwrócił obraz, chcąc się przyjrzeć z boku okrętom skupionym wokół „Nieulękłego”. Zazwyczaj w takiej formacji na czele leciały niszczyciele, za nimi krążowniki, a z tyłu potężne pancerniki. Geary odesłał jednak lekkie jednostki do zgrupowania Lis Pięć Pięć, aby największe okręty miały puste przedpole oraz flanki i mogły w pełni wykorzystać siłę ognia.
Ciekawe, czy Syndycy już zrozumieli, co planuję? — zastanawiał się.
Sprawdził ustawienie floty wroga. Opóźnione o sześć minut przekazy przedstawiały wciąż ten sam widok, Syndycy w żaden sposób nie reagowali na ruchy okrętów Sojuszu. Nadlatująca armada przybrała kształt rozciągniętej i spłaszczonej na czele cegły, przypominała spadającą na siły Sojuszu głownię młota. Geary zaczynał rozszyfrowywać strategię Syndyków, prostą i skuteczną wobec przeciwnika, który nie potrafi przedsięwziąć właściwych działań obronnych. Młot z ogromną siłą uderza w jednym, kluczowym punkcie formacji nieprzyjaciela. Fala okrętów zasypuje broniące się jednostki gradem pocisków, nie dając możliwości na uzupełnienie strat przed atakiem kolejnej fali. W istocie bardzo prosta taktyka. Dowódca Syndyków nie musiał wydawać żadnych rozkazów, dopóki cała formacja nie przedarła się przez linie wroga. Gdy to następowało, po prostu nakazywał zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i ponowną szarżę, jeśli wymagała tego sytuacja. Mógł też rozwiązać szyk i pozwolić okrętom na indywidualne polowanie na niedobitki, które przetrwały pierwsze uderzenie.
Na wasze nieszczęście, panie i panowie, pokrzyżuję wam dzisiaj plany.
Geary odczekał, aż ostatni z okrętów Sojuszu znalazł się na wyznaczonej pozycji.
— Do wszystkich jednostek, ogłaszam gotowość bojową. O godzinie zero siedem przyspieszyć do 0,05 świetlnej. Utrzymać kurs wytyczony przez oś wzdłużną „Nieulękłego”.
Dwie minuty później flota zaczęła się rozpędzać.
— A niech mnie, jak to pięknie wygląda.
— To prawda. — Desjani zachichotała, widząc zaskoczenie na twarzy Geary’ego. — Pan to powiedział na głos, komodorze.
— Niemożliwe — odparł i uśmiechnął się, obserwując z zadowoleniem, jak wszystkie okręty zwiększają prędkość w idealnym porządku. Tymczasem siły Syndykatu wciąż parły na centralną część formacji, wchodząc prosto między szczęki dziadka do orzechów.
Jak to miło mieć za przeciwnika idiotę albo aroganta, pomyślał Geary.
Ale nadchodziła pora na najtrudniejszą część zadania. Musiał wydać rozkazy w odpowiednich odstępach czasu, aby zsynchronizować ruchy zgrupowań. Wpatrzony w ekran, na którym zbliżały się do siebie dwie potężne floty, przywoływał w pamięci doświadczenia z odbytych przed wieloma laty szkoleń. Czekał na odpowiedni moment, by wydać najważniejszy rozkaz. Obraz przedstawiający siły Syndykatu wciąż miał niemal pięć minut opóźnienia. W realiach bitew w przestrzeni kosmicznej pięć minut to niezbyt wiele czasu, szczególnie biorąc pod uwagę prędkość masywnych okrętów. Wciąż jednak wystarczająco dużo, aby Syndycy niespodziewanym manewrem pokrzyżowali misternie ułożony plan ataku. Dlatego Geary nie mógł wykonać ruchu zbyt wcześnie, tym samym ostrzegając wroga przed nadchodzącym zagrożeniem.
Mijały kolejne minuty. W pewnym momencie usłyszał głos Desjani, ale skupiony na obserwowaniu wyświetlacza nie zareagował, a ona więcej się nie odezwała.
Jeszcze kilka minut. Zaledwie kilka minut.
Sięgnął w kierunku konsoli komunikatora, nie odrywając oczu od ekranu.
— Formacja Lis Pięć Jeden. O czasie cztery pięć przyspieszcie do 0,1 świetlnej i zmieńcie kurs o sześć zero stopni w dół. Ustawienie osi formacji prostopadłe do kursu nieprzyjaciela. Dopuszczalne korekty kursu, aby uderzenie nastąpiło w dolnej części formacji Syndykatu, w około jednej trzeciej jej długości, licząc od czoła.