Geary opadł na fotel, ciężko oddychając, jakby wydawanie rozkazów wycieńczało go fizycznie. Wiedział, że zrobił już wszystko, co mógł, pozostawało siedzieć i patrzeć. Zapewne minie pół godziny, zanim obie floty znowu się zetrą.
— Komodorze?
Spojrzał za siebie. Rione wciąż przebywała na mostku. Mimo że starała się wyglądać na spokojną, w jej oczach błyszczała niepewność.
— Znajdzie pan dla mnie chwilę?
— Tak. — Uśmiechnął się nieznacznie. — Dopiero za kilka minut będziemy wiedzieć, czy wszyscy wykonują rozkazy i czy Syndycy nie robią czegoś niespodziewanego. To stary wojskowy problem. Jak to niegdyś mawiali, kiedy wszystko w pędzie, to potem czekanie będzie.
— Może mi pan wyjaśnić jedną rzecz? Wydał pan całą serię rozkazów, używając wyrażeń „góra”, „dół”, „sterburta”, „bakburta”, i to w sytuacji, gdy okręty znajdowały się względem siebie w różnych położeniach. Na przykład zespół kapitana Tuleva był odwrócony w stosunku do „Nieulękłego” o sto osiemdziesiąt stopni, czyli, kolokwialnie mówiąc, stał dla pana na głowie. W jaki sposób dowódcy mogli zrozumieć pana rozkazy?
Desjani przewróciła oczami, zdumiona bezgraniczną ignorancją Rione, ale Geary po prostu wskazał na wyświetlacz.
— Posługujemy się znaną wszystkim marynarzom konwencją, która ujednolica pojęcia kierunków w przestrzeni trójwymiarowej. — Naszkicował plan systemu. — Każda gwiazda ma płaszczyznę, na której znajdują się orbity planet i innych ciał systemowych. Przestrzeń z jednej strony tej płaszczyzny oznaczana jest mianem „góry”, a druga „dołu”. Jak pani widzi, pojęcia te są niezależne od pozycji okrętów. Idąc dalej tym tropem, „sterburta” oznacza kierunek na gwiazdę, a „bakburta” kierunek przeciwny. Mówiono mi, że próbowano zmieniać te nazwy, ale „starburta” się nie przyjęła. Nie ma to jak stare przyzwyczajenia.
— Rozumiem. Przyjmuje się zewnętrzny punkt odniesienia, nie biorąc pod uwagę pozycji jednostki.
— Bo tylko taki system naprawdę działa. W żadnym innym dwa okręty nie będą w stanie zrozumieć instrukcji zawierających dane kierunkowe.
— A jeśli okręty walczą poza systemem gwiezdnym, gdzie brakuje punktu odniesienia?
Desjani uniosła brwi. Geary również poczuł się zaskoczony tym pytaniem, choć z drugiej strony skąd Rione mogłaby znać odpowiedź?
— Takie sytuacje się nie zdarzają. Po co dwie jednostki miałyby przebywać w przestrzeni międzygwiezdnej? Nie ma czego bronić, nie ma czego atakować, nie ma wreszcie żadnych punktów skoku ani wrót hipernetowych. Słabsza strona po prostu uciekałaby w nieskończoność.
Teraz Rione nie kryła zdziwienia.
— Czy pan zawsze wybiera walkę?
— Widziała pani, co się wydarzyło na Corvusie. Po prostu odlecieliśmy, a Syndycy nie byli w stanie nas dogonić. Przestrzeń kosmosu, nawet wewnątrz systemów gwiezdnych, jest zbyt duża, a okręty wciąż zbyt wolne, by jedna ze stron mogła wymusić walkę, o ile nic nie blokuje drogi ucieczki stronie przeciwnej. Gdybyśmy chcieli bronić którejś z planet albo nie mieli możliwości wykonania skoku, doszłoby do bitwy. Na szczęście nie znajdowaliśmy się w takiej sytuacji.
— Tym razem wybrał pan walkę. — Współprezydent przeniosła wzrok na wyświetlacz.
— Tak. Ale gdybyśmy chcieli uciec, Syndycy nie zdołaliby nas dogonić.
I wychodzi na to, że dokonałem słusznego wyboru, pomyślał po chwili Geary. Ale nie mów hop, zanim nie przeskoczysz. Bitwa wciąż trwa, mimo że zadaliśmy wrogowi poważne straty.
— Oni wciąż zmierzają w kierunku eskadry pomocniczej — powiedział.
— Nie wygląda pan na zaniepokojonego.
— Nie. Gdyby zawrócili od razu po szturmie, kilka jednostek mogłoby się przedrzeć i uciec. A tak dali mi czas na skoncentrowanie sił. — Nie powiedział już głośno tego, co wydawało się oczywiste. Los każdego okrętu Syndykatu był przypieczętowany. Żaden z nich nie przetrwa do końca bitwy.
Desjani wskazała na wyświetlacz, chcąc zwrócić uwagę przełożonego. Rozkazy wydane formacji Lis Pięć Pięć zmusiły ścigające eskadrę pomocniczą niedobitki floty wroga do zmiany kursu. Dzięki temu jednostki sprawne oddzieliły się od tych, które nie były w stanie manewrować. I dzięki temu formacja Syndyków straciła spójność. Zdolne do walki okręty skręcały ku celowi, zachowując sześcienny szyk, skrócony teraz o jedną trzecią długości. W wielu jego miejscach ziały ogromne dziury, powstałe w wyniku pierwszego starcia.
Geary zauważył, że Rione także obserwuje podział floty przeciwnika. Część okrętów mknęła w kierunku eskadry pomocniczej, a część pozostała na pierwotnym kursie.
— Widziałam wiele raportów z kosmicznych bitew, komodorze, ale nigdy czegoś podobnego.
— Ta bitwa jeszcze się nie skończyła, pani współprezydent.
— Wiem o tym. Ale użyty przez pana szyk, sposób kierowania zgrupowaniami… Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Dlaczego?
Desjani uśmiechnęła się szeroko. Geary wiedział, że gdyby sam nie udzielił odpowiedzi, po prostu okrzyknęłaby go największym dowódcą wszech czasów.
— Formacje takie jak Lis Pięć od dawna nie są używane. Najprawdopodobniej dlatego, że wymagają specjalnego przeszkolenia i sporo doświadczenia w wydawaniu rozkazów z odpowiednim opóźnieniem. Proszę wziąć pod uwagę, że nasze jednostki są rozproszone w promieniu kilku minut świetlnych, a manewry muszą być na bieżąco synchronizowane. Trzeba umiejętnie kompensować niewielki, ale wciąż istotny wpływ efektu relatywistycznego na wyliczenia, a także przewidywać zachowania przeciwnika na podstawie opóźnionych obrazów. W dodatku opóźnienie różni się w zależności od tego, którą część floty nieprzyjaciela obecnie obserwujemy. — Przypomniał sobie przedstawienie, które oglądał przed laty. — Proszę sobie wyobrazić balet w czterech wymiarach. Wszystkie akty są odgrywane jednocześnie z różnym przesunięciem czasowym, a pani stara się połączyć je w całość i zrozumieć. Rione nawet nie próbowała ukryć zdumienia.
— Zadziwiające… Gdzie się pan tego nauczył?
Geary ciężko westchnął, zanim odpowiedział:
— Uczyłem się manewrowania od starych wygów, którzy doskonalili tę sztukę całymi dekadami.
Dopiero po chwili zrozumiała, co to oznacza.
— A oni od dawna nie żyją.
— Tak. — Spojrzał na nią ze smutkiem. — Wszyscy, których wyszkolili, zginęli w walce. Podobnie jak uczniowie tych drugich, którzy dopiero zaczynali szkolenia.
— Rozumiem. Zapomniane sekrety z czasów pokoju. Jeśli ci, którzy znają tajemnicę, przed śmiercią nie przekażą jej następcom, łańcuch zostaje przerwany. Umiejętność zaniknie i trzeba będzie odkrywać ją na nowo.
Geary przytaknął. Od dziesięcioleci nie uczono manewrowania w przestrzeni. Flota cofnęła się, stosując najprostsze szyki i najprymitywniejszą taktykę. Dopóki ja się nie pojawiłem, pomyślał, niczym starożytny generał, który wciąż zna zapomnianą przez barbarzyńców sztukę.
Przez następne kilka minut mógł się jedynie przyglądać formacjom Sojuszu zmierzającym w kierunku floty Syndykatu. Od czasu do czasu odbierał raport na temat uszkodzeń własnych okrętów albo szacunkowych strat przeciwnika. Jak do tej pory bilans był zdecydowanie korzystniejszy dla Sojuszu.
— Komodorze Geary, tutaj kapitan Numos. Żądam, aby okręty mojego zgrupowania otrzymały pozwolenie na zaatakowanie wroga.
Desjani zakaszlała, chcąc ukryć wybuch śmiechu. Gdy się już uspokoiła, starała się nie okazywać żadnych emocji.
Geary chwycił mocno konsolę komunikacyjną, ale powściągnął emocje i po chwili namysłu przemówił zimnym głosem: