Walka z krążownikiem klasy D nie byłaby łatwa, pomyślał Geary. Tyle tylko, że ten już wcześniej dostał porządny łomot.
Zwiększył pole widzenia na wyświetlaczu i sprawdził wektory ruchu najbliższych okrętów Sojuszu. Wszystko wskazywało na to, że w stronę tego samego celu mknęły także pancernik „Awangarda” i krążownik „Nieustraszony”. Skontrolował dane z systemów namierzania obu jednostek, co potwierdziło jego przypuszczenia. Odczytał przewidywane czasy przejęcia.
— Oni dostaną go szybciej — powiedział głośno.
Desjani przytaknęła, wyraźnie zirytowana.
— Mogłabym ich przegonić, ale jeśli zwiększymy prędkość, będziemy mieć kłopoty z celowaniem. Wolę wpakować w ten krążownik salwę jako trzecia, niż zaryzykować, że w ogóle nie trafimy.
Geary raz jeszcze przeniósł wzrok na ekran, na którym wektory ruchu okrętów tworzyły przepiękny, splątany wzór na tle jasno błyszczących gwiazd. Przy takiej skali pola bitwy mógł bez problemu obserwować zmierzające w kierunku celów jednostki Sojuszu.
To już nie jest bitwa, pomyślał. Przy takiej przewadze liczebnej to regularna rzeź.
Wiem, że musimy zniszczyć każdą walczącą jednostkę wroga, ale nie rozumiem, dlaczego w tak beznadziejnej sytuacji Syndycy nie kapitulują. Choć z drugiej strony w systemie centralnym Syndykatu moja sytuacja nie wyglądała lepiej i mimo to nie miałem zamiaru wywieszać białej flagi.
O ironio! — myślał. Gdyby wtedy dowódcy Sojuszu próbowali przebijać się do wrót hipernetu na własną rękę, staliby się ofiarami podobnej masakry.
„Awangarda” dopadła krążownik klasy D jako pierwsza. Odpaliła potężną wiązkę piekielnych lanc i pomknęła dalej, już szukając kolejnego celu. „Nieustraszony” zaatakował jako drugi. Nadlatywał pod innym kątem i wystrzelone z niego pociski trafiły w rufę wrogiej jednostki. Raz po raz wstrząsające jej kadłubem wtórne eksplozje rozerwały dysze i okręt zszedł z kursu, wykonując chaotyczne zwroty. Najwyraźniej załoga utraciła nad nim kontrolę.
— Nasza kolej — mruknęła Desjani. — Stanowisko systemów celowniczych, czy na tym cholernym wraku jest jeszcze coś, w co warto strzelać?
— Na śródokręciu wykrywamy ślady aktywności energetycznej — zameldował po chwili wachtowy.
— Zatem nie jest jeszcze zimnym trupem. — Desjani przyjrzała się danym z jadowitym uśmiechem. — Baterie piekielnych lanc, cel śródokręcie. Otworzyć ogień natychmiast po wejściu w zasięg broni.
Bezwładnie wirująca jednostka, z której w nieregularnych odstępach czasu odpalano miriady kapsuł ratunkowych, stanowiła trudny cel. Mimo to niemal wszystkie piekielne lance wystrzelone z „Nieulękłego” wbiły się dokładnie w jej środek.
— Brak aktywności energetycznej — poinformował wachtowy, gdy tylko rozerwany wrak, nadal plując kapsułami, zniknął z ekranów.
— Nie warto do niego wracać — zdecydowała Desjani. — Nowy cel, ciężki krążownik na kursie zero dwa zero stopni, trzy zero stopni w górę, odległość zero trzy sekundy świetlnej.
Sternicy zmienili kurs zgodnie z rozkazem, prowadząc okręt po łagodnym łuku. Uszkodzona w pierwszym starciu jednostka Syndykatu kluczyła jak szalona, ale znajdowała się zbyt blisko pościgu i leciała zbyt wolno. „Nieulękły” przemknął tuż nad nią, wystrzeliwując dwie salwy widm. Pierwsza unicestwiła jej pole siłowe, a druga zamieniła kadłub w sito. W tym czasie Syndycy próbowali się bronić, ale ledwie drasnęli tarcze okrętu Geary’ego.
— Ocena uszkodzeń — powiedziała Desjani, gdy oba okręty zaczęły się od siebie oddalać.
— Ciężkie uszkodzenia w każdej części kadłuba. Pani kapitan, mamy informację, że kapsuły ratunkowe opuszczają okręt.
— Potwierdzacie zestrzelenie? — zapytała.
Wachtowy ponownie sprawdził dane, zanim od powiedział:
— Wygląda na to, że załoga utraciła kontrolę nad okrętem, ale raport nie potwierdza tego jednoznacznie.
— To może być podstęp. W pobliżu nie ma ani jednej jednostki Syndykatu, która nie jest już namierzana albo zniszczona. Zawracamy.
„Nieulękły” rozpoczął nawrót, ale nawet przy wykorzystaniu ciągu dysz do wyhamowania łuk, po którym się poruszał, miał ogromny promień. Jeden z przelatujących obok niszczycieli Sojuszu wystrzelił w kierunku krążownika Syndykatu salwę piekielnych lanc. Po chwili wachtowy zameldował:
— Z wraku odpalono kolejne kapsuły. Całe mrowie! Geary uśmiechnął się w kierunku Desjani.
— Zrozumieli, że po nich wracamy.
— Chyba nie liczyli, że pozwolimy im się wymknąć? Kontynuować podejście, ale nie strzelać, dopóki nie wydam rozkazu.
„Nieulękły” w końcu wyszedł z pętli z prędkością ponad 0,2 świetlnej.
— Zauważyłam jeszcze dwie kapsuły — powiedziała kapitan. Chwilę później, gdy eksplodował reaktor wrogiej jednostki, oślepiające światło zalało wyświetlacz. — To mógł być przypadek, ale jeśli mieli zamiar nas usmażyć, zastawili pułapkę za wcześnie.
— Ciężko powiedzieć — odparł Geary. — Może chcieli zdetonować okręt, żeby nie dostał się w nasze ręce.
— Ciekawe po co? Na pewno zniszczyli przed ewakuacją wszystko, co miałoby jakąkolwiek wartość dla naszego wywiadu. Moglibyśmy co najwyżej doprowadzić do przegrzania reaktora własnoręcznie, żeby Syndycy nie wykorzystali żadnej części tego krążownika do napraw innych okrętów. Po prostu oszczędzili nam problemu. — Wściekła jak diabli, wbiła wzrok w wyświetlacz. — W pobliżu brak celów.
Geary przeniósł wzrok na ekran. Liczba sprawnych jednostek Syndykatu malała w zastraszającym tempie, raporty o kolejnych zestrzeleniach cały czas napływały na pokład „Nieulękłego”. Kilka okrętów próbowało jeszcze uciekać, ale pogoń nadchodziła z wielu stron. Po flocie Syndykatu już za chwilę pozostanie wysypisko wraków.
To koniec, pomyślał Geary. Spojrzał na mgławicę rozżarzonych odłamków, w którą zamienił się kadłub krążownika Syndykatu po eksplozji reaktora. Nawet nie chcę wiedzieć, ilu ludzi zginęło podczas tej bitwy, kontynuował rozważania. Ale zdecydowana większość z nich była naszymi wrogami i próbowała nas zabić. Teraz tylko to ma znaczenie.
Jedenaście
Wokół gwiazdy zwanej przez ludzi Kalibanem krążyło teraz znacznie więcej obiektów. Na większość z nich składały się szczątki jednostek Syndykatu, zniszczonych przez własne załogi albo wysadzonych przez oddziały inżynieryjne Sojuszu, by nie mogły posłużyć wrogowi do napraw innych okrętów. Wśród morza złomu dryfowały także liczne kapsuły ratunkowe. Rozrzucone na ogromnej przestrzeni, mieściły w sobie rozbitków, którzy zdążyli uciec przed śmiercią. Małe, nieuzbrojone, mogące poruszać się jedynie w granicach systemu, nie stanowiły żadnego zagrożenia dla zwycięskiej floty Sojuszu.
— Ci ludzie mogą wrócić do służby! — krzyknęła Desjani. — Co ja mówię, oni będą z nami walczyć, gdy tylko dostaną nowe okręty. Nie twierdzę, że mamy sobie tutaj urządzić strzelnicę, ale wzięcie ich do niewoli nie byłoby głupim pomysłem.
Nie chcąc zasugerować, że nawet nie bierze takiej możliwości pod uwagę, Geary udał, że zastanawia się nad odpowiedzią, zanim zdecydowanie pokręcił głową.
— A gdzie mielibyśmy ich trzymać? Nie wystarczy cel na wszystkich okrętach, by ich pozamykać. A co najważniejsze, czym wykarmić taką masę ludzi?
Desjani skrzywiła się, ale przytaknęła.
— Bezpieczeństwo i logistyka. Dwie rzeczy, które zawsze stają na drodze znakomitych pomysłów.
— Nieźle to pani podsumowała. — Uśmiechnął się. — Chociaż widziałem już wiele planów, które miały się nijak do rzeczywistości, co wbrew pozorom zupełnie nie przeszkadzało ich twórcom.