Kapitan Duellos spojrzał na Numosa i wtrącił jakby od niechcenia:
— Jakoś nie zauważyłem pańskiego wkładu w rozgromienie floty Syndyków.
Numos spurpurowiał, ale nie odpowiedział. Głos zabrała Faresa:
— To nie wina kapitana Numosa, że jego zgrupowanie zostało celowo wysłane na pozycję uniemożliwiającą zaatakowanie wroga. Wypadałoby wziąć to pod uwagę podczas oceny formacji Lis Pięć Dwa.
— Głównodowodzący wydał wszystkim właściwe rozkazy. — Tulev uniósł brwi. — Słyszałem je równie głośno i wyraźnie, co wszyscy tu obecni.
— Nie znajdował się pan o wiele bliżej przeciwnika niż ja! — ryknął Numos.
— Moje zgrupowanie zniszczyło więcej okrętów Syndykatu niż pańskie!
Geary przemówił wystarczająco głośno, by obaj go usłyszeli:
— Panie i panowie, nie zebraliśmy się tutaj, by kwestionować czyjąkolwiek odwagę.
Numos zachowywał się tak, jakby nie dosłyszał jego słów.
— Gdyby dano mi okazję do uderzenia na wroga, dowiódłbym czynem, że nie brak mi odwagi!
— Wystarczyło zastosować się do rozkazów. Miałby pan znakomitą okazję nam to udowodnić — odparł spokojnie Geary, jeszcze panując nad narastającą wściekłością.
— „Nieulękły” był oddalony o wiele minut świetlnych od mojej pozycji, nie mógł pan dokładnie przewidzieć, jak powinniśmy się zachować.
— Jakoś mi się to udało w przypadku pozostałych formacji. Ale ich dowódcy, w przeciwieństwie do pana, wykonywali rozkazy.
— Twierdzi pan, że obowiązkiem kapitana okrętu wojennego Sojuszu jest ślepe posłuszeństwo? Czy to znaczy, że mamy zapomnieć o latach zdobytego podczas walk doświadczenia?
Geary z trudem powstrzymał się od wykrzyczenia Numosowi prawdy prosto w twarz. Potrzebował chwili, aby odzyskać spokój.
— Wie pan doskonale, że dopuściłem swobodę działania podczas bitwy, jeśli uzasadniała to sytuacja taktyczna. Osobiście dokonał pan osądu sytuacji, więc proszę mnie nie obwiniać o własne niepowodzenia.
Twarz Numosa stężała.
— Oskarża mnie pan o niekompetencję? Chce pan powiedzieć, że na mnie spoczywa odpowiedzialność za poniesione straty? Czy pan…
— Kapitanie Numos! — Dopiero reakcja zgromadzonych uświadomiła Geary’emu, jak głośno krzyknął. — Wina spoczywa na mnie. To ja byłem głównodowodzącym i to ja odpowiadam za poniesione straty. — Numos zamierzał coś powiedzieć, ale Geary nie dopuścił go do głosu. — A pan znajdzie się za chwilę o włos od degradacji, jeśli nie zaprzestanie pan zachowywać się w tak nieprofesjonalny i niesubordynowany sposób. Czy wyrażam się wystarczająco jasno?
Numos wciąż poruszał szczęką, ale żaden dźwięk nie opuścił jego ust. Siedząca obok Faresa rzuciła w stronę komodora spojrzenie, które w postaci materialnej mogłoby przebić najgrubszy pancerz.
Geary raz jeszcze przyjrzał się zgromadzonym. Grupa skupiona wokół Numosa nadal wyglądała na niechętną przełożonemu, ale tego należało się spodziewać. Co jednak zaskakujące, najwyraźniej słowa krytyki pod adresem niepokornego oficera zostały źle odebrane również przez sporą część pozostałych dowódców. I nagle Geary dostrzegł w ich oczach, gestach i mimice coś jeszcze, coś znacznie gorszego. Coś, co naprawdę nim wstrząsnęło.
Ich chyba nie cieszy to zwycięstwo, zauważył z przerażeniem. Nie cieszy ich, że wygraliśmy, stosując inną taktykę. Chcieli wygrać, ale nie za cenę modyfikacji dotychczasowych sposobów walki, które kładły nacisk na odwagę załóg w otwartej walce. A teraz nie chcą, bym złamał jednego z tych, którzy wyrażali to otwarcie.
Oczywiście istniały wyjątki od reguły, jak na przykład Desjani, która popierała wprowadzone zmiany. Geary zrozumiał, że wyznawcy „Black Jacka” podzielili się na dwa obozy. Członkowie mniejszej grupy ślepo mu ufali, ponieważ uważali, że nie może się mylić. Ale członkowie większej woleliby, aby stał na czele floty, niczego przy tym nie zmieniając. Pragnęli jedynie, by legendarny bohater poprowadził ich do kolejnej chwalebnej szarży na wroga, bo tylko taki sposób walki znali. A nagle ten bohater nakazał im walczyć w dziwaczny sposób, kładący nacisk nie na waleczność, ale na formacje i chłodną kalkulację.
Pragnęli bohatera, który utwierdziłby ich w przekonaniu, że wszystko, co do tej pory robili, było dobre. A teraz się zorientowali, że ja taki nie jestem. I że podaję w wątpliwość ich osiągnięcia.
Cisza trwała już dłuższą chwilę i Geary zrozumiał, że wszyscy czekają na jego wypowiedź.
— Nigdy wcześniej nie widziałem odważniejszych oficerów. Jesteście dzielni, nie boicie się konfrontacji. — Na wasze nieszczęście, pomyślał, chęć poniesienia męczeńskiej śmierci jest równie zła, co strach przed umieraniem. Tylko jak wam to wytłumaczyć? — Mam nadzieję, że dzięki ostatniej bitwie zrozumieliście, czym jest dobra taktyka… — Cholera. Nie. Jeszcze dojdą do wniosku, że krytykuję dotychczasowy sposób walki. Mimo że powinienem, nie mogę powiedzieć tego otwarcie. — I jak za jej pomocą zadawać wrogowi znacznie większe straty, niż sami ponosimy. Należymy do floty. Do marynarki wojennej. Nigdy nie chciałem, aby którykolwiek z moich kapitanów pomyślał, że jest jedynie narzędziem ślepo wykonującym rozkazy. Reagowanie na zmiany sytuacji to istotna część walki. Komandor Hatherian, oby przodkowie przyjęli go z otwartymi ramionami, postąpił dokładnie tak, jak powinien, kiedy opuścił wyznaczone stanowisko, aby „Hardy” osłonił zaatakowane jednostki.
Geary nie potrafił powiedzieć, jak zareagowali na jego słowa. Zaczynał wątpić, czy kiedykolwiek uda mu się zrozumieć myśli i obyczaje tych ludzi, tak różne od wszystkiego, co znał.
— Wyruszamy na Sutrah. Na miejscu zdecydujemy o kolejnym celu podróży. — Kilka osób przytaknęło, ale nikt się nie odezwał. — To wszystko. Raz jeszcze gratuluję znakomitej postawy we wczorajszej walce.
Hologramy szybko znikały. Nawet kapitan Desjani, najwidoczniej wystraszona złym nastrojem dowódcy, zasalutowała i pospiesznie wyszła, aby powrócić do obowiązków na mostku. W sali konferencyjnej poza Gearym pozostała tylko jedna osoba.
— Kapitanie. — Geary skłonił głowę.
— Już się pan domyślił, jak mniemam? — zapytał Duellos.
— Tak sądzę. Proszę wybaczyć obcesowość pytania, ale jak można być aż tak głupim?
— Przyzwyczajenie. Tradycja. Mówiłem panu poprzednim razem, jak ważna jest duma floty. I honor. Dwie ostatnie rzeczy, których można się trzymać, gdy wszystko inne przepada. Cóż, byli dumni z tego, w jaki sposób walczyli.
— I nie potrafią zrozumieć, że istnieją skuteczniejsze metody walki? — Geary pokręcił głową z niedowierzaniem.
— Wszystko przyjdzie z czasem, o ile będziemy go mieć wystarczająco dużo. Kiedy zostaliśmy rozgromieni w centralnym systemie Syndykatu, pomyślałem, że już nie wrócimy do domu. I pogodziłem się z tym.
— Ale my wrócimy.
— Ośmielę się wyrazić zwątpienie. Jeśli jednak dotrzemy do przestrzeni Sojuszu, postawię panu tyle drinków, ile zdoła pan wypić. — Duellos wyglądał na przemęczonego. — Musi pan zrozumieć, że oficerowie, którymi pan dowodzi, nie przywykli do rządów twardej ręki. Całe szczęście, że nie jest pan skończonym służbistą, bo już dawno straciłby pan stanowisko. Ci oficerowie potrzebują kogoś, kto ich poprowadzi, ale nie zniosą świstu bicza nad głowami.
— Nie lubię nadużywać bicza, ale muszę im przypomnieć, jak to kiedyś działało — powiedział Geary.
— Tak, ale jak już wspomniałem, to musi potrwać. Proszę im dać trochę czasu na wyzbycie się starych nawyków, a potem nauczyć nowych. I pozwolić im się z nimi oswoić. — Duellos wstał. — A przede wszystkim proszę nie tracić nadziei. Wszyscy pana potrzebujemy, tylko niektórzy jeszcze tego nie pojęli. W zasadzie powinienem powiedzieć, że zwłaszcza ci, którzy tego nie rozumieją, potrzebują pana najbardziej.