— Nie mogę się poddawać.
— Nie może pan. — Duellos zasalutował i jego hologram zniknął.
Geary podniósł się z wysiłkiem i rozejrzał po pustym pomieszczeniu. Muszę rzadziej zwoływać narady, pomyślał. Nie. Chociaż ich nienawidzę, muszę je zwoływać jak najczęściej. Tylko w ten sposób mogę mieć wszystkich na oku. Nawet jeśli to, co widzę, nie zawsze mi odpowiada.
Wracał do kajuty tak bardzo pogrążony w rozmyślaniach, że zaskoczył go widok włazu, gdy już do niej dotarł. Chciał skorzystać z medpakietu, lecz ostatecznie z niego zrezygnował. Wprawdzie medycy twierdzili, że przepisane leki nie uzależniają fizycznie, ale ostatnie, czego potrzebował, to psychiczny głód oferowanych przez nie chwil zapomnienia.
Ten dzień jest już tak schrzaniony, że mogę się spokojnie dobić papierkową robotą, stwierdził w myślach.
Przeglądał wyrywkowo otrzymaną pocztę, aż dotarł do wiadomości, przy której musiał się zatrzymać na dłuższą chwilę.
„Raport wywiadu na temat wykorzystania materiałów pozyskanych w instalacjach Syndykatu”. Geary zaczął czytać i dość szybko odkrył, że Syndycy faktycznie nie pozostawili w systemie zbyt wielu rzeczy, na które warto byłoby zwrócić uwagę. Co więcej, te kilka użytecznych przedmiotów spoczywało na Kalibanie przez jakieś pół stulecia i w związku z tym nie prezentowało sobą większej wartości.
Chwileczkę. Przestał przewijać tekst i cofnął się do fragmentu, który wzbudził jego zainteresowanie: „Według naszego rozeznania już po ewakuacji systemu dokonano włamania do krypty bezpieczeństwa w kwaterze głównej władz Syndykatu. Potwierdzają to badania śladów na włazie. Złodzieje użyli do jego usunięcia narzędzi energetycznych. Struktura uszkodzeń wskazuje na występowanie ogromnych zmian temperatur, co sugeruje, że włamania dokonano już po zapieczętowaniu pomieszczenia. Z tego, co ustalono, krypta była pusta w momencie zamknięcia, zatem powody włamania są co najmniej niejasne. Chociaż wywiad Sojuszu nie zdołał ustalić źródeł większości uszkodzeń wewnątrz krypty, uznano, że są one efektem działań grupy kryminalistów. Nie ustalono jednak, kto mógł do tej grupy należeć. Do usunięcia włazu użyto wierteł o nieznanym pochodzeniu. Według danych wywiadu takich wierteł nie stosuje się ani wewnątrz światów Syndykatu, ani Sojuszu. Podejrzewamy, że użyto ich w celu utrudnienia identyfikacji sprawców”.
Geary przeczytał tę część raportu kilka razy, zastanawiając się, co go tak niepokoi. Sam fakt włamania do krypty na długo przed przybyciem na Kaliban sił Sojuszu wydawał się nonsensem. Przede wszystkim złodziej musiał wierzyć, że pozostawiono w niej coś wartościowego. Tymczasem nikt, kto znał doprowadzoną do granic absurdu pedanterię Syndyków, nawet przez chwilę by nie pomyślał, że standardowe procedury ewakuacji nie obejmowały opróżnienia krypt bezpieczeństwa.
Spekulacje na temat użytych do włamania wierteł… Tak, to było stawianie logiki na głowie. Tłumaczenie, że w ten sposób złodziej chciał ukryć swoje pochodzenie, nie miało sensu. Przecież niestandardowy sprzęt o wiele łatwiej wyśledzić niż produkowany masowo i używany w milionach sztuk zarówno przez Sojusz, jak i Syndykat.
I tutaj pojawiało się pytanie: dlaczego włamywacz robił sobie dodatkowy problem, używając niestandardowych wierteł?
Może dlatego, że nie miał do innych dostępu. Może dlatego, że nie był mieszkańcem systemów Syndykatu ani Sojuszu.
To ryzykowna konkluzja, przyznał w myślach Geary. Prawdopodobnie nigdy nie przyszłaby mi do głowy, gdyby komandosi nie przedstawili teorii o strachu Syndykatu przed nieznaną rasą rozumnych istot. Ale nawet oni tak naprawdę w to nie wierzyli. Po prostu podali w miarę logiczne wytłumaczenie, nie potrafiąc znaleźć innego. Usuwanie systemów operacyjnych z komputerów to jeszcze nie dowód na istnienie obcych.
Tyle, że brak informacji o pochodzeniu wierteł zdawał się potwierdzać tę teorię, jakkolwiek absurdalna by była. Ciekawe, ile takich niewiele znaczących faktów zostało w przeszłości odkrytych, a później zapomnianych, bo ktoś znalazł dla nich inne wyjaśnienie? Wyjaśnienie, które wykluczało ingerencję nieznanych istot. Które nie narażało jego autora na śmieszność. Przejrzałem całe bazy danych „Nieulękłego” i nie znalazłem nic na temat dowodów istnienia obcych cywilizacji, kontynuował rozważania Geary. Przecież już za moich czasów panowało powszechne przekonanie, że jesteśmy sami we wszechświecie, choć wiele przesłanek wskazywało na coś przeciwnego. Ignorowano bądź naginano te przesłanki, tak by korespondowały z ogólnie przyjętą teorią.
Przy włazie rozbrzmiał sygnał interkomu. Geary nie miał w tym momencie ochoty na przyjmowanie gości, ale nie chciał zbywać kogoś, kto mógł przychodzić z ważną sprawą.
— Zapraszam.
Do kajuty weszła Victoria Rione. Kamienny wyraz jej twarzy jak zwykle nie zdradzał żadnych myśli.
— Komodorze, czy możemy porozmawiać?
Geary wstał, czując zawstydzenie z powodu stanu, w jakim znajdował się jego mundur, rozchełstany i wygnieciony.
— Proszę. Mam nadzieję, że tym razem to nic poważnego — powiedział. Na przykład oskarżenia o dyktatorskie praktyki, dodał w myślach. — Czy wyjątkowo to ja mogę zadać pierwsze pytanie?
— Oczywiście.
Wskazał na fotel i usiadł.
— Pani współprezydent, jak sądzę, pani obowiązkiem jest dzielić się ze mną poufnymi informacjami?
— Przecież ma pan do nich dostęp poprzez terminal.
Geary opuścił głowę, chcąc ukryć grymas niezadowolenia.
— Być może istnieją informacje zbyt poufne, żeby mogły się znaleźć w bazie, nawet na okręcie flagowym floty Sojuszu. Informacje dostępne jedynie na kanałach rządowych.
Rione powoli pokręciła głową.
— Nie mam pojęcia, o czym pan mówi.
— Zapytam inaczej. Czy posiada pani jakąkolwiek wiedzę na temat obcych cywilizacji?
— Dlaczego pan o to pyta? — Cień zaniepokojenia przemknął przez jej twarz.
— Dlatego że na Kalibanie wydarzyło się coś, co skłoniło moich oficerów do wysnucia związanej z tym teorii.
— Z przyjemnością o tym posłucham. Ale odpowiadając na pytanie, nie, nic mi na ten temat nie wiadomo. O ile dobrze pamiętam, nigdy nie wspomniano o obcej cywilizacji na oficjalnych łączach rządowych. Spotkanie z nią byłoby wielkim wydarzeniem w historii ludzkości. Moglibyśmy dowiedzieć się wielu nowych rzeczy. Może obcy zdołaliby nam wyjaśnić to, czego nie rozumiemy. — Rione roześmiała się w pozbawiony radości sposób. — Na przykład dlaczego straciliśmy całe stulecie na prowadzenie wojny. Może wiedzą też, jak do niej doszło?
Geary chciał coś dodać, ale powstrzymał się na dźwięk ostatnich słów.
— Nigdy nie ustalono, dlaczego Syndycy uderzyli po raz pierwszy?
— Nigdy. Sądzę, że pan potwierdzi, jeśli powiem, iż pierwszy atak całkowicie nas zaskoczył. W owych czasach napięcia pomiędzy Sojuszem a Syndykatem praktycznie nie istniały.
Przytaknął Rione w myślach. Nadal pamiętał szok, który przeżył, gdy Syndycy zaatakowali na Grendelu. Całkowite zaskoczenie, tak jak powiedziała.
— Po upływie stu lat nikt nie wie, dlaczego toczymy tę wojnę?
— Niestety nie, komodorze. Nawet najdokładniejsze oceny prowadzą do wielu wniosków. I nie ma jednej prostej odpowiedzi. Wygląda na to, że istniało co najmniej kilka przyczyn.