Выбрать главу

Geary nie miał pewności, czy udało mu się ukryć przerażenie, jakie odczuł po wysłuchaniu tych słów. Lekceważenie siły ognia i przeciwstawianie jej morale załóg? Ono rzecz jasna też się liczyło, ale od momentu, gdy Geary objął dowództwo tej floty, nie widział niczego, co sugerowałoby, że żołnierze Syndykatu są źle wyszkoleni bądź zastraszeni, a tylko takiego przeciwnika da się pokonać przy względnej równowadze sił, wykorzystując wysokie morale swoich ludzi.

— Kapitanie Falco, ta flota starła się z porównywalnymi siłami Syndykatu na Kalibanie. Może i wróg nie walczył tam dzielnie, ale walczył.

— Widziałem zapisy z tej bitwy — stwierdził Falco. — Należą się panu gratulacje za to zwycięstwo. Ale proszę spojrzeć, jak mało jednostek straciliśmy w tej bitwie! Syndycy nie walczyli dobrze, ponieważ morale naszych załóg było wyższe!

— Zostali pokonani, ponieważ przewaga liczebna była po naszej stronie i zastosowaliśmy jedną z dawno zapomnianych taktyk, na którą nie byli przygotowani — poprawił go Geary. — Z tego co do tej pory zauważyłem, syndyckie jednostki walczą nawet w obliczu przeważających sił wroga, wtedy, gdy zdrowy rozsądek nakazuje pozostawienie przeciwnika w spokoju. Nawet jeśli atak oznacza zniszczenie życia na całych planetach.

— Nikt nigdy nie twierdził, że Syndycy są mądrzy — odparł Falco posyłając Geary’emu kolejny uśmiech. — Naszym celem jest zaatakowanie i zniszczenie floty Syndykatu, zatem jeśli sami wyruszą na rzeź, tym lepiej dla nas.

— MOIM celem jest doprowadzenie jak największej części tej floty do przestrzeni Sojuszu — oznajmił Geary. Przez moment zastanawiał się, czy może powiedzieć Falco o istnieniu klucza do hipernetu na pokładzie Nieulękłego, ale natychmiast zarzucił ten pomysł. Zważywszy na to wszystko, co widział i słyszał ostatnio, nie sądził, by stary kapitan był godzien zaufania na tyle, by poznać tak ważną tajemnicę. — Przy odrobinie szczęścia zadamy Syndykom tak poważne straty, że osłabi to ich machinę wojenną, aczkolwiek nadrzędnym celem jest powrót tej floty do domu.

Falco spoglądał na Geary’ego szeroko otwartymi oczami, najzwyczajniej w świecie zaszokowany odpowiedzią.

Nie może pan zrezygnować z zaatakowania wroga.

Geary wstał i ruszył na obchód swojej kabiny, nie patrzył przy tym na swojego rozmówcę.

Dlaczego sądzi pan, że nie mogę?

Bo… Bo to flota Sojuszu.

Właśnie… — Dopiero teraz spojrzał w kierunku Falco. — I nie mam zamiaru doprowadzać do jej zagłady dla czyjegoś widzimisię. Tym sposobem przysłużylibyśmy się tylko Syndykom. Zgodnie z tym, co przed chwilą powiedziałem, będziemy walczyć, ale tylko tam, gdzie zechcę i wtedy, kiedy uznam to za stosowne.

— Podobno jest pan „Black Jackiem” Gearym!

— To prawda, nazywam się John Geary. I nie zamierzam tracić okrętów tej floty ani trwonić życia moich marynarzy.

Z twarzy Falco zniknął już wyraz zaskoczenia, teraz widniało na niej czyste osłupienie.

— Niewiarygodne. Kiedy dojdzie do kolejnego głosowania dowódców…

— W mojej flocie nie ma głosowania nad rozkazami, kapitanie Falco. — To stwierdzenie ostatecznie dobiło starego kapitana. Geary zaczynał podejrzewać, że umiejętności kapitana Falco, podobnie jak admirała Blocha, miały raczej podłoże polityczne — zadaniem jednego i drugiego było wypracowywanie konsensusu pomiędzy poszczególnymi kapitanami, nie zaś opracowywanie taktycznych posunięć, czy strategii działania na dłuższą metę. Niewykluczne, że swoje największe zwycięstwa Falco odniósł podczas takich konferencji, a nie na polu walki. Teraz przemówił, wolno cedząc słowa, jakby chciał coś uświadomić Geary’emu:

— Tradycja odwołuje się do wiedzy i doświadczenia ogółu wszystkich dowódców floty, którzy wspólnie ustalają plan…

— Tradycja! — parsknął Geary ruszając na kolejną przechadzkę. — Śmiem twierdzić, że wiem lepiej niż pan, jak poprowadzić tę flotę do walki. Porozmawiajmy o regulaminie. O dyscyplinie i porządku i o wykonywaniu rozkazów. Jestem głównodowodzącym tej floty, kapitanie Falco. Słucham rad, jakich mi udzielają doświadczeni oficerowie, często biorę je pod uwagę, ale to ja decyduję o tym, co flota zrobi, a czego robić nie będzie.

— Powinien pan okazywać szacunek dowódcom okrętów, którzy służą w pańskiej flocie!

— Co do tego jesteśmy zgodni — odparł Geary — ale okazywanie szacunku to coś zupełnie innego niż unikanie odpowiedzialności za decyzje, które należą wyłącznie do mnie.

— Nalegam na przestrzeganie procedur dowodzenia, które zostały wypracowane w obliczu niekończących się walk — nie ustępował Falco, uparcie trzymając się swego punktu widzenia i nie dopuszczając myśli, że ktoś inny może mieć rację. Dyskutował podobnie, jak walczył. Teraz Geary widział to wyraźnie. Waleczny Falco szedł do celu po trupach nawet w sytuacji z góry skazanej na niepowodzenie. I co najdziwniejsze był przekonany o własnej wyższości. Naprawdę wierzył, że postępuje słusznie.

Geary rozmyślnie kontrolował ton swoich wypowiedzi, starał się mówić tak spokojnie, jak tylko potrafił.

— Oficerów, z którymi współpracuję, darzę ogromnym szacunkiem, nie mniejszy respekt mam dla tradycji floty. Ale muszę też dochować należytej staranności przy wykonywaniu obowiązków dowódcy, jakie nakładają na mnie regulaminy floty. Sprawdziłem bardzo dokładnie wszystkie zapisy regulaminowe i nie znalazłem w nich ani słowa o jakichkolwiek głosowaniach.

— W obliczu zagrożenia, przed którym stanęliśmy, nie można trzymać się sztywno jakichś przestarzałych przepisów — oznajmił Falco z emfazą.

Geary przypomniał sobie te słowa. Stary kapitan powtarzał je wielokrotnie jeszcze przed tym, zanim go pojmano. Zazwyczaj gdy zaczynał dotykać problemu rządzenia Sojuszem.

— Nie mnie oceniać, czy to dobrze czy źle, kapitanie Falco, ale jestem człowiekiem starej daty i te regulacje są dla mnie święte, dlatego będę nalegał, żeby cała flota się do nich stosowała.

— Powtórzę raz jeszcze, nalegam, aby…

— Nie ma pan żadnej władzy, żeby na cokolwiek nalegać. Jestem najstarszym oficerem tej floty. Jestem również jej dowódcą. I uważam, że procedury dowodzenia, które opierają się na głosowaniu, są poważnym błędem. Nigdy nie zezwolę na powrót tak bezsensownych zwyczajów. Nie namówi mnie pan na jakiekolwiek zmiany w tej materii. — Falco chciał się odezwać, jednakże przyszpilony palącym wzrokiem komodora nie potrafił wydobyć z siebie ani słowa. — Przyjąłem do wiadomości pańską sugestię. Czy chce pan jeszcze o czymś porozmawiać?

Falco wstał, twarz mu poczerwieniała.

— Przyjrzałem się planom odwetowego uderzenia na planety. Pierwsza fala pocisków kinetycznych omija wiele ważnych celów na obu globach. Musimy zniszczyć wszystkie źródła władzy Syndykatu w tym systemie.

— Niszczę wszystkie cele militarne, rządowe i przemysłowe, kapitanie Falco.

— I pozostawia pan przy życiu wielu robotników pracujących na rzecz Syndykatu, co w efekcie przyniesie korzyści machinie wojennej wroga. Naszym obowiązkiem jest uniemożliwić im wykorzystanie swoich zdolności do dalszej pracy na rzecz umacniania Światów Syndykatu.

— Uniemożliwić wykorzystanie swoich zdolności? — powtórzył z niedowierzaniem Geary. — Czy to kolejne sformułowanie, za którym chce pan ukryć zwykłe ludobójstwo?

Falco popatrzył na niego tak, jakby nie zrozumiał tego, co usłyszał.

— Wojna, którą prowadzimy, toczy się o bardzo wysoką stawkę, kapitanie Geary. Nie możemy pozwalać, by kruczki prawne uniemożliwiały nam skuteczną obronę naszych rodzin i domów.