Выбрать главу

Przypomniał sobie, że niedawno wyrażała żal, iż pola zerowe nie mają większego zasięgu i nie działają w obrębie studni grawitacyjnych, co uniemożliwia używanie ich przeciw celom planetarnym. Był ciekaw, czy i dzisiaj podtrzymałaby to zdanie.

Zwiększał zbliżenie na wyświetlaczu dopóty, dopóki nie uzyskał idealnego widoku na jeden z wybranych celów. Był to wciąż działający ośrodek przemysłowy, który według wskazań skanerów dalekiego zasięgu nadal wydzielał wiele ciepła oraz promieniowania radioaktywnego. Geary nie zauważył śladu bytności ludzi w tym miejscu, zapewne wszyscy potraktowali poważnie jego ostrzeżenie i ewakuowali się na bezpieczną odległość. Geary nie zarejestrował momentu uderzenia pocisku kinetycznego. Masa metalu pędziła zbyt prędko, by ludzkie oko zdołało ją wychwycić. Jedyne co zdążył zobaczyć, zanim sensory Nieulękłego zmniejszyły przepustowość czujników optycznych, to jasny, szybko rozprzestrzeniający się błysk. Gdy przekazywany obraz powrócił do normy, Geary dostrzegł falę uderzeniową zmiatającą wszystko na swojej drodze i szybko oddalającą się od punktu zero, w którym wznosił się gigantyczny grzyb z dymu i masy szczątków stanowiących pozostałości po ogromnej fabryce. Powierzchnia planety wokół miejsca uderzenia zadrżała jak skóra zwierzęcia, które poczuło właśnie ukłucie żądła osy. Geary zmniejszył skalę obrazu i widział teraz dokładnie wiele podobnych grzybów. Grzybów stworzonych przez człowieka. Grzybów unoszących się wysoko w niebo jako świadectwo tego, że człowiek w ułamku sekundy potrafi unicestwić fabryki, miasta i porty, które inni ludzie budowali przez całe stulecia kolonizacji Sutrah Pięć.

Jego dusza była rozdarta pomiędzy fascynacją siłą rażenia tej broni, a smutkiem z powodu konieczności jej użycia. Wybrał jeden z celów i zablokował wyświetlacz na nim. Pocisk uderzający w pasmo górskie nie spowodował tak widocznych zniszczeń jak inne ładunki, ponieważ jego głowica została ukształtowana w taki sposób, by przeniknął głęboko pod powierzchnię planety. Krater po wybuchu był mniejszy, ale za to znacznie głębszy. Głowica zniknęła pod ziemią w poszukiwaniu specjalnego celu. I znalazła. go — to tutaj Syndycy umieścili swój bunkier dowodzenia. Geary wątpił, czy wszyscy wysocy rangą dowódcy, którzy zdecydowali się wystawić resztę globu na ryzyko zniszczenia, zdążyli zdać sobie sprawę, że tym razem przesądzili także o własnym życiu.

— Wiem, że ta baza syndycka stanowi dla nich tylko obciążenie — powiedziała Desjani — ale jej zniszczenie nie będzie nas drogo kosztować, za to Syndycy odbiorą je jako poważną nauczkę.

Geary pokręcił przecząco głową, jego wzrok wciąż był utkwiony w miejscu, w którym jeszcze nie tak dawno znajdował się schron rządowy.

— To zależy, czego chcemy ich nauczyć, prawda? Zemsty czy może sprawiedliwości?

Desjani nie odpowiadała przez dłuższą chwilę.

— Zemsta jest łatwiejsza…

— Tak. Nie wymaga wiele myślenia.

Przytaknęła powolnym ruchem głowy. Wydawało się, że jakąkolwiek postanowił dać nauczkę Syndykom, ona aprobuje jego decyzję.

Na wyświetlaczu Geary’ego pojawił się rój pocisków mknących w stronę Sutrah Cztery. Jej mieszkańcy z pewnością widzieli zagładę celów na siostrzanej planecie i zdawali sobie sprawę, że podobny los już za chwilę spotka wiele miejsc, które były dla nich do tej pory domem. Jeszcze przez prawie godzinę będą obserwowali nadlatujące pociski i będą czuli zwierzęcy strach przed nieuchronną zagładą. Geary zastanawiał się, czy obarczą winą za to bombardowanie siły Sojuszu czy też własnych przywódców, którzy zdecydowali się poświęcić ich życie i domy w beznadziejnej sprawie.

Kolejna konferencja. Atmosfera napięta do granic możliwości, bowiem wszyscy dowódcy wiedzieli doskonale, że Geary będzie musiał przedstawić im kolejny krok na drodze do domu. Znów, jak zawsze, tylko kapitan Desjani była obecna w tej sali ciałem, a nie tylko duchem. I po raz kolejny zabrakło w tym gronie pani współprezydent Rione. Ale tym razem komodor nie miał wątpliwości, że jej nieobecność wiąże się z pogłoskami, jakoby mieli ze sobą romans.

Za to miłym rozczarowaniem była nieobecność kapitana Falco, choć równocześnie obudziła niepokój Geary’ego, że „waleczny” kapitan coś kombinuje. Nie wyglądał na człowieka, który tak łatwo się poddaje i komodor wolałby, aby wszelkie polityczne zagrania najnowszego przeciwnika miały miejsce na jego oczach, a nie w cieniu czy gdzieś za plecami. Miał tylko nadzieję, że szpiedzy Rione doniosą jej o wszystkim, a ona przekaże mu raporty naprawdę szybko.

Geary rozejrzał się po twarzach zebranych oficerów, wiedząc, że za chwilę rozpęta istną burzę.

— Panie i panowie, syndycka sieć zaczyna się zaciskać. Pułapki, jakie zastawiono w tym systemie, świadczą dobitnie o tym, że dowództwo Syndykatu jest w stanie przewidzieć nasze kolejne ruchy, a co za tym idzie, przygotować się na nasze przybycie. Jak zapewne wszyscy wiecie… — albo przynajmniej powinniście wiedzieć, dodał w myślach — Syndycy pozostawili lekkie jednostki w pobliżu wszystkich punktów skoku w tym systemie. W momencie, w którym do okrętów dotarła informacja o naszym pojawieniu się w tym systemie, trzy z nich dokonały skoków, albowiem mamy trzy możliwości wyjścia z tego sytemu. Jednostki te poleciały, aby ostrzec wroga o naszym potencjalnym przybyciu.

Zrobił pauzę, dając pozwolenie na komentarze, ale nie było żadnych. Wszyscy czekali na jego propozycję.

Sprawdziłem wszystkie możliwe cele, jakie są stąd osiągalne i kolejne systemy, do jakich dotrzemy po następnym skoku. Wiem jedno: Syndycy są w stanie ograniczyć nasze ruchy do takiego stopnia, że zmuszą nas do pojawienia się w miejscu, w którym zgromadzą wszystkie swoje siły… — przerwał na moment, żeby dobrze zrozumieli, o czym mówi. — Nie wątpię, że podczas walki zadamy im ogromne straty, ale wiem też, że flota nie przetrwa takiej bitwy. — Musiał dać im poczucie dumy, pamiętając jednak cały czas, że gra idzie o bezpieczne doprowadzenie floty do przestrzeni Sojuszu. — Nasi komandosi zdobyli w przeszukiwanym obozie pracy stary, ale wciąż aktualny przewodnik po systemach gwiezdnych Światów Syndykatu. — Geary skłonił się w stronę pułkownik Carabali. — Po przejrzeniu jego zasobów znalazłem coś, co wydaje się jeszcze jedną opcją, która nie tylko pozwoli nam na uniknięcie zastawianej pułapki, ale także na zadanie Syndykatowi naprawdę poważnych strat, które zniweczą jego plany w tak dużym stopniu, że będziemy mogli spokojnie wrócić do przestrzeni kontrolowanej przez Sojusz. — Nakreślił palcem linię na wyświetlaczu. — Zawrócimy flotę do punktu, z którego przybyliśmy. Ale nie wrócimy na Kaliban, tylko skoczymy do Strabo.

— Do Strabo? — zapytał ktoś po dłuższej chwili ciszy. — A co takiego jest na Strabo?

— Nic. Nie ma tam kompletnie nic, co przydałoby się człowiekowi, ale nie ma tam też ludzi.

Dowódca Polarisa pochylił się, by dokładniej obejrzeć obraz na wyświetlaczu.

— Ale Strabo jest w przeciwnym kierunku niż przestrzeń Sojuszu.

— Tak — przyznał Geary. — I dlatego szanse, że Syndycy przewidzą ruch w tę właśnie stronę, są praktycznie zerowe. Żaden z ich okrętów nie dokonał skoku przez ten punkt od momentu, w którym tutaj przybyliśmy. Kiedy zawrócimy, domyślą się po jakimś czasie, że uciekamy im przez tamten system, ale my będziemy wtedy znacznie dalej. — Przesunął palcem raz jeszcze, wiedząc, że tym razem jego decyzja wywoła znacznie silniejszą reakcję. — Ze Strabo dokonamy skoku na Cydoni.

— Na Cydoni? — Numos wreszcie zdecydował się na jawniejsze skontrowanie propozycji Geary’ego. — Przecież Cydoni leży jeszcze głębiej na terytorium Syndykatu!

— Otóż to! Kiedy Syndycy się domyślą, że dokonaliśmy skoku na Strabo, będą przekonani, że wybraliśmy jedną z trzech gwiazd dostępnych z tamtego systemu, a znajdujących się po drodze do przestrzeni Sojuszu. Zanim zrozumieją, że skoczyliśmy na Cydoni, upłynie naprawdę wiele czasu.