— Kapitan Falco to porywczy dowódca — powiedział kapitan Brygantyny po dość długim momencie ciszy.
— Mój ojciec zginął, służąc pod nim — dodał kapitan Nieugiętego.
To wystarczyło Geary’emu.
— Wielu marynarzy zginęło, służąc pod nim. — Tak brutalne stwierdzenie wywołało spory szum na sali. — A jeśli ktokolwiek zechce porównywać mojego ducha walki z jego dokonaniami, może porównać sobie efekty starcia na Kalibanie z jakąkolwiek bitwą, jaką stoczył kapitan Falco. Ja uważam, że najlepiej przysłużymy się sprawie Sojuszu i obronie naszych domów, wygrywając i PRZEŻYWAJĄC bitwy. Zachęcam do porównania statystyki strat po obu stronach.
— Służyłem pod kapitanem Falco na Batanie — powiedział kapitan Duellos. — To była moja pierwsza bitwa i o mało nie ostatnia. Mój dowódca powiedział, że ponieśliśmy wtedy takie same straty, jakie ponieśli Syndycy. Pamiętam, że wyraził się, iż prościej byłoby, gdyby Falco nakazał każdej jednostce po prostu staranować okręt wroga. Uzyskalibyśmy taki sam rezultat o wiele mniejszym wysiłkiem.
— Kapitan Falco jest bohaterem Sojuszu — zaprotestował ktoś z tyłu.
— Kapitan Falco jest oficerem naszej floty — uciszyła go komandor Cresida. — Zamierzacie teraz głosować nad wyborem dowódcy? Na podstawie jego zaprzeszłych dokonań? Czy kapitan Geary dał wam chociaż jeden powód, żebyście zwątpili w jego kompetencje? Ilu z was poświęciłoby na ochotnika swoje życie podczas bitwy na Kalibanie, żeby przydać jej większego rozgłosu?
Te słowa chyba ostudziły na moment większość obecnych, ale kapitan Faresa spojrzała na Cresdę w typowy dla siebie, jadowity sposób.
— Nie zmierzam wysłuchiwać pouczeń od oficerów niższych stażem i stopniem.
Komandor Cresida zaczerwieniła się, ale dzięki opóźnieniu czasowemu związanemu z odległością, w jakiej znajdowała się jej jednostka, Geary mógł odpowiedzieć pierwszy.
— To ja prowadzę tę naradę i dowodzę flotą — oznajmił poważnym tonem — i ja zdecyduję, kogo i czego będziemy słuchali. Głos tak doświadczonego oficera jak komandor Cresida powinien być wysłuchany przez wszystkich.
Na te słowa podniosło się więcej protestów, ale Geary szybko je uciszył. Pojawiło się też więcej żądań wyrażenia opinii przez kapitana Falco. Stronnicy komodora starali się je osłabić, wypominając zbyt małe rozeznanie walecznego kapitana w aktualnym stanie floty. W końcu Geary zwrócił na siebie uwagę dyskutantów, podnosząc rękę.
— Trzeba podjąć decyzję. I podjęcie jej należy do moich obowiązków. Moja ostateczna odpowiedź brzmi: zabieram tę flotę na Sancere, ponieważ jest to najlepszy sposób na wykonanie postawionych przede mną zobowiązań i na jej ocalenie. A kiedy tam dotrzemy, postaram się, żebyśmy zadali Syndykatowi naprawdę mordercze uderzenie i pomścili załogi Anelace, Baselarda, Maczugi i Zbroi.
Wielu dowódców nie wyglądało na zadowolonych z tej decyzji, wielu spoglądało na Numosa, oczekując kolejnego sprzeciwu z jego strony, jednakże o dziwo, milczał tym razem. Ale co najważniejsze, ogromna większość oficerów zdawała się nie tylko zgadzać z Gearym, ale i podzielać jego punkt widzenia.
— To wszystko — oznajmił komodor. — Rozkazy dotyczące zawrócenia okrętów floty w kierunku punktu skoku, którym przybyliśmy do tego systemu, zostaną wydane w ciągu najbliższych kilku minut.
Tłum kapitanów zniknął w kilka sekund. Na sali pozostali jedynie Desjani i — wirtualnie — kapitan Duellos. Kobieta wstała i uśmiechnęła się.
— Odniósł pan kolejne zwycięstwo, sir!
— Wolałbym raczej walczyć z Syndykami — odparł Geary. — Proszę nadać z Nieulękłego rozkaz zmiany kursu. Czas rozpoczęcia… — spojrzał na odczyty — dwa zero.
— Tak jest! — Kobieta zasalutowała i wyszła.
Geary skinął głową w stronę Duellosa.
— Dziękuję za wsparcie.
Kapitan spojrzał na Geary’ego z powątpiewaniem.
— Nie sądzi pan chyba, że Syndycy pozwolą nam wykorzystać wrota hipernetowe w systemie Sancere?
Geary spuścił wzrok i zrobił kwaśną minę.
— Nie. Wiem, że Syndycy za nic nie pozwolą, by nasza flota z aktywnym kluczem do hipernetu wydostała się z ich terytorium. To dałoby Sojuszowi znaczącą przewagę w tej wojnie.
— Zatem zakłada pan, że będą woleli zniszczyć wrota, niż pozwolić nam przelecieć przez nie.
— Najprawdopodobniej. — Geary wzruszył ramionami. — Zawsze jednak istnieje szansa, że tego nie zrobią. Bardzo niewielka, ale istnieje…
— To prawda… — Duellos westchnął. — Wie pan, gdyby nie te wrota, nasza flota nie poszłaby za panem na Sancere.
— Wiem o tym.
— Ale jeśli dotrzemy tam bez problemu i pokonamy Syndyków, pańscy krytycy nie znajdą już tak łatwego posłuchu. — Kapitan zasalutował dowódcy z atencją. — To bardzo ryzykowne przedsięwzięcie, ale zyskał pan nasze zaufanie.
— Dziękuję. — Geary odpowiedział podobnym salutem.
— Jest pan pewien, że pędniki nadprzestrzenne zdołają pokonać dystans pomiędzy Cydoni a Sancere?
— Nie mam co do tego cienia wątpliwości.
Ledwie Duellos „wyszedł” z sali narad, Geary ruszył w stronę swojej kajuty. Nie chciał siedzieć na mostku, gdy flota rozpocznie manewr zawracania, wolał obserwować go na swoich prywatnych wyświetlaczach. Zazwyczaj robił wszystko, by w kluczowych momentach pojawiać się na fotelu admiralskim, po to żeby członkowie załogi czuli, że dowódca naprawdę interesuje się ich działaniami i stara się je oceniać, ale po tym niezwykle ostrym starciu potrzebował odrobiny wytchnienia.
Niestety przed włazem prowadzącym do jego kajuty stała znów współprezydent Rione. Wiedział, że minęła wystarczająca ilość czasu, by otrzymała od dowódców jednostek należących do Republiki Callas dokładne streszczenie wydarzeń mających miejsce podczas narady. Zobaczył ogniki pełgające w jej oczach i zrozumiał, że na pewno nie odpocznie w tej chwili.
Rione stała milcząc, kiedy wchodził do wnętrza kajuty, nie zamierzała jednak zostawać na zewnątrz. Poczekała, aż właz przylgnie do uszczelek, i dopiero wtedy pokazała mu, jak bardzo jest wzburzona.
Patrząc na nią, Geary zdał sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie widział, aby cokolwiek wyprowadziło z równowagi Wiktorię Rione, współprezydent Republiki Callas. I prawdę mówiąc, nie chciałby tego nigdy oglądać.
— Jak pan mógł dopuścić do czegoś takiego? — zapytała, a zabrzmiało to tak, jakby rozgryzała każde słowo przed wypowiedzeniem.
— Uważam, że to jedyne rozsądne rozwiązanie w tym momencie… — odparł siląc się na spokój.
— Zdradził pan flotę! Zdradził pan Sojusz! Zdradził pan mnie!
Ku swojemu zdumieniu Geary’ego najbardziej zabolało ostatnie zdanie.
— Zdradziłem panią? Niby jak?
Rione zaczerwieniła się, cofnęła o krok.
— To… mniejsza z tym. Przejęzyczyłam się. Chciałam powiedzieć, że zdradził pan wszystkich w tej flocie, każdego oficera i marynarza, który uwierzył, że będzie pan rozsądnym dowódcą! Nigdy nie działałam przeciw panu. Starałam się wspierać każdy pański wysiłek, naiwnie uważając, że nie przejawia pan żadnych osobistych ambicji i tylko nieco brakuje panu rozsądku. Ale myliłam się, kapitanie Geary. Oszukując mnie co do swoich prawdziwych intencji, skierował pan flotę w miejsce, gdzie będzie pan mógł zgrywać bohatera, którym najwyraźniej pragnie pan zostać pomimo wszystkich wcześniejszych zaprzeczeń! I jeszcze zrobił pan ze mnie wspólniczkę tych niecnych knowań!