— Czy wszyscy otrzymali i wprowadzili zmienione ustawienia do pędników nadprzestrzennych, które umożliwią nam dokonanie skoku na Sancere? — Na zadane przez niego pytanie, mające na celu odwrócenie ich uwagi od niewesołych myśli, wszyscy oficerowie zebrani wokół długiego stołu pokiwali zgodnie głowami, ale było widać, że są podenerwowani. Wiedział, co ich martwi. Walka na śmierć i życie nie była dla nich niczym wielkim, ale niepewny skok w nieznane, poza granice wydolności silników, to zupełnie inna historia. Okręty, które próbowały skoczyć zbyt daleko, nigdy nie wydostawały się z nadprzestrzeni, a już za czasów Geary’ego dało się słyszeć wiele plotek o jednostkach dawno uznanych za zaginione, które pojawiały się znienacka w odległych systemach z martwymi załogami na pokładzie, a czasami śmierć ta była straszna. Niekiedy, przynajmniej w opowieściach starych marynarzy, dziwna natura studni grawitacyjnych zmieniała ludzi w coś obcego, co nie mogło żyć, ale też nie potrafiło umrzeć. Wiele razy wysłuchiwał podobnych legend w barach albo podczas nużących całonocnych wacht, kiedy nawet znajome korytarze własnej jednostki, ciemne i ciche, budziły grozę. Geary wspominając te opowieści zastanawiał się, czy dzisiaj też produkuje się niskobudżetowe horrory o powracających z nadprzestrzeni hordach kosmicznych zombie.
— Zapewniam was — powiedział z emfazą — że te ustawienia zadziałają. Ja sam dokonałem skoku na podobną odległość, i to nie jeden raz. — Zauważył, że nie uspokoiło to ludzi tak bardzo, jak powinno. — Nie musicie mi wierzyć na słowo. Jeśli chcecie, możecie sprawdzić bazy danych na swoich okrętach. W archiwach znajdziecie wszystkie wyliczenia. Mogę nawet wskazać, gdzie się znajdują.
Akta tych spraw łatwo było przeoczyć w masie przeróżnych dokumentów. On odnalazł je tylko dlatego, że wiedział dokładnie, czego szukać, gdyż sam był w kilka takich skoków zamieszany. Grzebiąc w starych folderach, często się zastanawiał, jak wiele wiedzy zostało na zawsze pogrzebanej w tych ogromnych bibliotekach, w których od wieków gromadzono wszystko, co tylko dało się zmagazynować, składując zbiory byle jak i byle gdzie. W starożytności wiedza znikała, ponieważ zapis o niej istniał w niewielu kopiach, łatwych do zgubienia. Dzisiaj przeciwnie, dostęp do wiedzy utrudniało morze zbędnej informacji, przez które trzeba było przebrnąć, aby odkryć to, czego się szukało. W porównaniu z tym znalezienie igły w stogu siana wydawało się dziecinnie proste.
Świadomość, że mogą znaleźć dowody na prawdomówność swojego dowódcy, nieco ich rozluźniła.
— Uwierzcie mi, Syndycy będą mocno zdziwieni, kiedy wyskoczymy znienacka w systemie Sancere. Z ich punktu widzenia dokonamy rzeczy niemożliwej. — Wreszcie zobaczył na kilku twarzach cień uśmiechu. — Mamy wszelkie podstawy, aby sądzić, że pojawienie się floty będzie dla nich totalnym zaskoczeniem. A to da nam przewagę i możliwość działania, zanim dowodzący obroną Sancere zorientują się, że wojna zawitała do ich progów.
— Stocznie Sancere budują wiele syndyckich pancerników i ciężkich krążowników — zauważył Duellos.
Geary posłał mu szelmowski uśmiech.
— I dlatego nie zabraknie nam dużych celów, jeśli choć połowa tego, co szacujemy, znajduje się teraz na Sancere. Ale będziemy musieli skoordynować ataki. Jeśli okręty zaczną szarżować na pierwszy cel, jaki znajdzie się w polu rażenia, efekt będzie taki, że jeden okręt Syndykatu zostanie rozwalony na atomy, a sześć po prostu ucieknie. A żaden nie może się nam wyślizgnąć. — Przysłuchiwali się jego słowom z podnieceniem. Jeszcze wiele czasu musi upłynąć, zanim przestaną żywiołowo reagować w obliczu zbyt wielu łatwych celów, stwierdził w duchu Geary. — Kapitanie Tyrosian.
Wywołana odwróciła się w jego stronę.
— Jednostki pomocnicze pod pani dowództwem wykonały fantastyczną robotę przy produkcji nowych ładunków kinetycznych i ich dystrybucji na pokłady okrętów liniowych. Załogi Tytana, Wiedźmy, Goblina i Dżina zasłużyły w pełni na pochwałę za wzorowo wykonywaną służbę. — Tyrosian wyglądała na usatysfakcjonowaną, do czego miała pełne prawo.
Jakie to szczęście — pomyślał Geary — że żaden z oficerów dowodzących jednostkami pomocniczymi nie dał się uwieść słowom Falco i nie przyłączył się do eskadry dezerterów. Tak bardzo potrzebuję ich i tego, co mogą wyprodukować, jeśli mam doprowadzić tę flotę do domu.
Tymczasem kapitan Tulev najwyraźniej się czymś niepokoił.
— Chociaż możemy się spodziewać, że Syndycy w systemie Sancere będą kompletnie zaskoczeni naszym przybyciem, musimy założyć, że będą dysponowali najnowocześniejszym sprzętem i będzie ich naprawdę wielu.
— Też tak uważam — zgodził się Geary. — Dlatego wyjdziemy z punktu skoku w pełnej formacji bojowej i będziemy ją modyfikować na bieżąco, kierując się rozwojem sytuacji i dostosowując do aktualnych wymagań. Jak już zapewne wiecie, opracowany przeze mnie plan działania zakłada wyłamanie się z szyku zespołu uderzeniowego komandor Cresidy. Tym sposobem odciągniemy okręty wojenne broniące wrót hipernetowych, co pozwoli nam przejąć nad nimi kontrolę… — przerwał, aby mogli nacieszyć się pomysłem przechwycenia wrót. — Zakładam bowiem, że Syndycy zamierzają zniszczyć wrota, zanim się do nich zbliżymy.
— Wrota są cholernie odporne — wtrącił jeden z oficerów — budowano je z ogromnym marginesem bezpieczeństwa.
— Wiem — przyznał Geary.
Budowano je w ten sposób — pomyślał — ponieważ każda awaria mogła doprowadzić do niewyobrażalnej katastrofy, o czym sam dowiedziałem się dopiero niedawno, ale wiedzę tę pozostawię dla siebie, aby nie wywołać niepotrzebnej paniki w tak ważnym momencie.
— Nie projektowano ich jednak tak, aby wytrzymywały zaplanowany atak — powiedział. — Być może nie zdołamy dotrzeć do nich na czas, ale zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby tego dokonać.
Przez kilka sekund na sali panowała cisza, a potem jeden z oficerów zadał pytanie.
— A co z okrętami, które odłączyły się od floty na Strabo?
Geary, zbierając myśli, przesunął językiem po zębach.
— W tej sprawie niewiele możemy zrobić. Do diaska, nic nie możemy zrobić! Nie ruszyliśmy im na pomoc, bo nie wiedzieliśmy, który system wybrali za cel skoku. — Ale tylko dlatego, że zablokowaliśmy kanały łączności w czasie, gdy kapitan Falco nawoływał wszystkich do wzięcia udziału w jego bezsensownej krucjacie, dodał już w myślach. — Wydaje mi się, że poszli prosto w paszczę lwa i zostali rozdarci na strzępy. Duch walki ma ogromne znaczenie, to prawda, ale nie można się nim zasłonić przed bronią wroga… — urwał, nie to bowiem chciał oznajmić na głos, choć zdawał sobie sprawę, że tę akurat prawdę wszyscy od dawna znają. — Ale mają jedną szansę na ocalenie.
— Ilion? — zapytał kapitan Duellos. — Podał im pan nazwę tego systemu gwiezdnego, zanim wykonali skok ze Strabo. Sprawdziłem jego położenie i wiem, że znajduje się w odległości standardowego skoku z Sancere.
— Tak. — Geary wskazał punkt na wiszącej nad stołem mapie holograficznej, wiedząc, że Duellos z pewnością dokładnie zbadał tę kwestię. — Jeśli nie zdołamy opanować wrót hipernetowych, dokonamy skoku z Sancere na Ilion.
— Dlaczego właśnie tam? — zapytał kapitan Strasznego. — To nie jest najprostsza droga powrotna do sektorów Sojuszu.