— Martwią mnie następstwa tego odkrycia. Poznając sposób na zmniejszenie skali zjawiska, dowiedzieliśmy się także, jak ją spotęgować. — Zostawił dysk w spokoju i spojrzał prosto na panią współprezydent. — Możemy sprawić, że wrota hipernetowe staną się najpotężniejszą bronią, jaką kiedykolwiek dysponowała rasa ludzka. Bronią zdolną niszczyć nie tylko systemy gwiezdne, ale i całe sektory galaktyki.
Wiktoria Rione nie spuszczała z niego oczu, a widać w nich było jedynie bezgraniczne przerażenie.
— Jak żywe światło gwiazd mogło dopuścić do czegoś podobnego? Ludzkość już w starożytności, gdy opuszczaliśmy Ziemię wyruszając w przestrzeń, wierzyła, że widmo zagłady naszego gatunku należy do przeszłości. Że rozprzestrzenienie się wśród gwiazd na zawsze uwolni nas od strachu. Ale broń o takiej sile rażenia… — zamilkła, wpatrując się w dysk. — Co to jest?
— Algorytm pozwalający na zwiększenie siły eksplozji. Komputery floty wyliczyły oba, jak już pani wspominałem — rzucił dysk w jej stronę, złapała go odruchowo. — Wolałbym, żeby pani go miała. Upewniłem się, że wszystkie dane zostały na zawsze usunięte z pamięci komputerów floty. To jedyna istniejąca kopia.
Patrzyła na dysk z odrazą i strachem, jakby trzymała w ręce jadowitego węża.
— Dlaczego?
Domyślił się, że pyta, dlaczego wybrał właśnie ją.
— Bo nikt inny nie jest bardziej godzien zaufania. Nawet ja.
Rione spojrzała mu prosto w oczy.
— Dlaczego szuka pan kogoś zaufanego? Dlaczego chce pan w ogóle zachować tę kopię?
— Z prostego powodu. Jeśli my zdołaliśmy rozgryźć problem, ktoś inny również może to zrobić.
Rione zrobiła się blada jak kreda.
— Sądzi pan… Ale jeśli Syndykat posiada tę wiedzę…
— …Sojusz z pewnością zdążyłby boleśnie się o tym przekonać — dokończył za nią Geary. — Nie. Na szczęście wszystko wskazuje, że Syndycy nie mają pojęcia, jak groźne mogą być wrota. Nawet komandor Cresida nie myśli o nich jak o potencjalnej broni. Ale niewykluczone, że ktoś inny tak je właśnie postrzega…
— Nie rozumiem… — szepnęła Rione, lód w jej głosie stopniał błyskawicznie w żarze strachu. — Sugeruje pan, że skoro nie Syndycy odkryli tę horrendalną tajemnicę, zrobił to Sojusz?
— Nie. Ani jedna, ani druga strona nie ma na razie o niczym pojęcia — powiedział Geary z wielką stanowczością. Dalsze słowa wymówił z całą delikatnością, na jaką go było stać, aby stonować oskarżycielski wydźwięk. — Wiem, w jaki sposób rozumują oficerowie tej floty, nosząc na barkach bagaż stuletniej wojny i obrazy niewyobrażalnego okrucieństwa czynionego przez Syndyków. Gdyby Sojusz odkrył, jak potężną bronią są wrota, już dawno by ich użył, obracając w perzynę systemy planetarne wroga. Prawda, pani współprezydent?
Rione siedziała przez chwilę nic nie mówiąc, a potem skinęła powoli głową.
— Wydaje mi się, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż może mieć pan rację — odparła zadziwiająco spokojnym i cichym głosem. — Kto zatem zna według pana tę tajemnicę? Nie ma przecież zamieszkanych planet, które nie należałyby do Światów Syndykatu albo do Sojuszu. Po prostu nie ma.
— A może tylko o nich nie wiemy — poprawił ją, spoglądając na obraz przedstawiający galaktykę. — Bo nie mieszkają na nich ludzie.
— Mówi pan poważnie? — Rione gwałtownie potrząsnęła głową. — Jakie ma pan na to dowody?
— Skąd wytrzasnęliśmy wrota hipernetowe?
Wydawała się całkowicie zaskoczona tym pytaniem, jej wrogość natychmiast zniknęła.
— Przełom przyszedł nieoczekiwanie. Wiele o tym słyszałam.
— I wciąż nie mamy pojęcia, dlaczego i jak działają? — drążył Geary. — Tak przynajmniej twierdzi komandor Cresida, a komputery floty nie przeczą jej opinii. Idźmy dalej. Kiedy Syndycy opanowali technologię hipernetu?
— Mniej więcej w tym samym czasie, co Sojusz.
— Zadziwiający zbieg okoliczności, nie sądzi pani?… — Zamilkł na chwilę. — Słyszałem, że w Sojuszu uważa się, iż po prostu ukradli nam tę wiedzę. Brzmi sensownie, nieprawdaż?
Rione przytaknęła, ale jej oczy przypominały teraz szparki.
— Tak. Tyle że widziałam raporty mówiące, że Syndycy wierzą, iż to my im wykradliśmy plany. — Zamknęła oczy, najwyraźniej myślała o czymś intensywnie. — Sugeruje pan, że jakaś obca rasa przekazała nam tę technologię? I to obu stronom? Ale dlaczego? Hipernet jest bardzo przydatny. Możliwość bezpośredniej podróży z wybranego systemu gwiezdnego do każdego miejsca w jego sieci nadała rozwojowi naszych cywilizacji ogromnego przyspieszenia.
Geary zagłębił się w swoim fotelu i potarł oczy.
— Słyszała pani kiedykolwiek o czymś takim jak koń trojański? O przedmiocie, który wygląda jak cenny dar, a w rzeczywistości jest zabójczą bronią?
Rione znów patrzyła na niego z twarzą pobladłą ze strachu.
— Uważa pan, że ktoś… Że COŚ dało nam te wrota, wiedząc, że zaczniemy je budować i tym sposobem stworzymy broń, której będzie można użyć przeciw nam?
— Tak. — Geary spojrzał na wyświetlacz. — Mamy wrota hipernetowe w każdym liczącym się układzie planetarnym zamieszkanym przez człowieka. Proszę sobie wyobrazić, co się stanie, jeśli zaczną w nich wybuchać supernowe. Albo tylko nowe czy mininowe.
— Ale… dlaczego?
— Może się nas obawiają? Może po prostu chcą nas trzymać na dystans? A może to zwykłe zabezpieczenie na wypadek, gdybyśmy ich zaatakowali w przyszłości? Nie wiem… Może się nawet okazać, że oni walczą w taki właśnie sposób, z ukrycia, zastawiając na wroga mordercze pułapki. — Geary pokręcił głową. — Ta wojna wybuchła praktycznie bez powodu i trwa, mimo że nie ma najmniejszego sensu. Nie jest to unikalne wydarzenie w historii ludzkości, zgoda, ale sprawia, że nasze cywilizacje niemal od stu lat zajmują się wyłącznie sobą. Żadna ze stron nie zajęła w tym czasie ani jednego nowego sytemu. Sprawdziłem to.
Wiktoria Rione spoglądała gdzieś w przestrzeń, jej oczy znów się zwęziły.
— Nadal mówimy tylko o domysłach. Ma pan jakiś dowód na poparcie tej tezy?
— Mam tylko coś, czego nie sposób uznać za dowód. Podczas przeszukiwania Kalibanu nasi desantowcy natknęli się na sejf, do którego ktoś włamał się za pomocą niestandardowych narzędzi. W tym samym miejscu natrafiliśmy na ślady innych niezrozumiałych działań Syndyków opuszczających system. Ale to nie są dowody na cokolwiek prócz tego, że wydarzyło się tam coś dziwnego.
Rione zapatrzyła się na gwiazdy zdobiące gródź.
— Pozostaje pytanie, czy istnieje możliwość jednoczesnego wysadzenia wszystkich wrót z tą samą mocą. Czy można wysłać przez hipernet jakiś sygnał, który… My z pewnością nie mamy najmniejszego pojęcia, jak czegoś takiego dokonać.
— Nie wiemy też, na jakiej zasadzie działają — przypomniał jej Geary. — Sądzę, że do momentu, w którym jedna ze stron zacznie wygrywać tę wojnę, będziemy bezpieczni. Ale są to tylko moje przypuszczenia.
— Dość nieprzyjemne przypuszczenia, kapitanie Geary.
Przytaknął i spojrzał na nią.
— Będę wdzięczny, jeśli zastanowi się pani nad tym zagadnieniem i powie mi, że się myliłem. Tak czy inaczej, proszę ukryć ten dysk w bezpiecznym miejscu, o którym nie chcę wiedzieć.
— Myślę, że nawet pan by go nie użył.
— Nawet ja? — Geary roześmiał się na cały głos. — NAWET ja? Czy jest coś, do czego pani zdaniem nie byłbym zdolny? Może jeszcze powinienem być pani wdzięczny za tę opinię?
— Tak samo wdzięczny jak ja za to, że otrzymałam do ręki narzędzie zdolne zniszczyć ludzką rasę! — Rione zrewanżowała się pięknym za nadobne.