Выбрать главу

Geary przygryzł wargę, zanim odpowiedział.

— Nie znam nikogo innego, w czyich rękach ta wiedza pozostałaby niewykorzystana.

— Mówił pan kiedyś, że będzie unikał za wszelką cenę zabijania ludności cywilnej i atakowania planet. — Zdawało się przez moment, że zaczyna zmierzać do pojednania z Gearym. — Czy to, co właśnie usłyszałam, oznacza, że te słowa też były kłamstwem?

Komodor nie wytrzymał.

— Też? Też?! Proszę mnie uważnie posłuchać, pani współprezydent… Jak dotąd nie dowiodła pani ani jednego mojego rzekomego kłamstwa! I dopóki pani tego nie zrobi, proszę nie mówić o mnie jak o osobie pozbawionej honoru!

Zacisnęła usta, ale nie protestowała.

— Dobrze, kapitanie Geary. Nie będę podważała istnienia pańskiego honoru do momentu, w którym udowodnię słuszność moich racji. — Ton, jakim wypowiedziała te słowa, sugerował, że może to zrobić w każdej chwili.

— Dziękuję — odpowiedział oschle Geary. — A skoro już pani o to zapytała, zapewniam, że nie chciałbym użyć wrót jako broni. Ale potrafię sobie wyobrazić sytuację, w której Syndycy przypierają nas do muru i nie mamy innej drogi ratunku… Nie ręczę, że w tak beznadziejnej sytuacji nie zdecydowałbym się na ich wykorzystanie, nawet za cenę czegoś straszliwego. Jeśli mam być z panią całkowicie szczery, nie jestem pewien, czy potrafiłbym oprzeć się takiej pokusie. Lepiej więc, żebym nie miał ku temu okazji.

— Woli pan, żebym to ja uległa pokusie?

— Pani ufam bardziej niż samemu sobie, pani współprezydent. Moim celem jest ocalenie tej floty. Pani ma szerszą perspektywę. — Zamknął oczy. — I na wypadek gdyby pani tego jeszcze nie rozumiała, dałem pani właśnie do ręki ostateczną broń do walki z Black „Jackiem Gearym”. Może go pani powstrzymać, kiedy tylko zechce.

Wiedział, że Rione obserwuje go w tym momencie.

— Zatem przyznaje pan, że „Black Jack” stanowi zagrożenie dla Sojuszu?

— Przyznałem jedynie, że może stanowić zagrożenie dla tej floty. Nie mogę sobie pozwolić, by choć przez moment pomyśleć, że jestem tym, za kogo uważa mnie większość obywateli Sojuszu. No ale z pani pomocą to mi nie grozi…

— Nie ustaję w wysiłkach od momentu, w którym objął pan dowodzenie, ale w tej akurat chwili jestem zdania, że zawiodłam i to na całej linii. — Zważyła w dłoni dysk, który dał jej Geary. — Skąd mam wiedzieć, że to jedyna kopia? Skąd mam mieć pewność, że nie zrobił pan drugiej dla siebie?

— A po co miałbym kłamać? — zapytał Geary, — Co by mi to dało?

— Nie wiem. Jeszcze tego nie wiem. — Rione zamknęła palce na dysku, ukrywając go w dłoni. — Już raz mnie pan oszukał, kapitanie Geary. A wydawało mi się, że pana rozgryzłam. I dlatego nie dam się oszukać po raz drugi.

— A może to pani sama siebie oszukuje — odciął się Geary.

— Może — powiedziała Rione, ale nie wyglądało na to, aby się z nim zgadzała. — Chyba wiem, co będę robiła podczas długiej podróży na Sancere. A co pan zamierza robić?

— A co to panią obchodzi? — Geary wzruszył ramionami. — Jeśli to panią uspokoi, ani mi w głowie spiskować w celu przejęcia władzy nad Sojuszem czy układać plany zagłady kolejnych systemów planetarnych Syndykatu.

— Widzę, że doskonale pan wie, co mnie martwi. A co martwi pana, kapitanie?

Ku jego zaskoczeniu to pytanie zabrzmiało naprawdę szczerze.

— Co mnie martwi?… — Spuścił wzrok, czując nagle, że przytłacza go na powrót brzemię władzy. — Martwię się, czy Syndycy nie zdołali odgadnąć mojego kolejnego ruchu. Martwię się o te czterdzieści okrętów, które pod dowództwem maniaków, takich jak Falco i jego niedorozwinięty kompan Numos, lecą teraz prosto w pułapkę zastawioną przez Syndyków.

— Dołożę panu jeszcze jedno zmartwienie, kapitanie Geary — powiedziała Rione. — Czy mając świadomość, że wrota hipernetowe mogą być pułapką zastawioną na ludzkość, ośmieli się pan poprowadzić nas do zwycięstwa?

— Do zwycięstwa? — roześmiał się. — Naprawdę uważa pani, że mogę myśleć w kategoriach wygrania tej wojny? Jedyne co zamierzam zrobić, to doprowadzić tę flotę do przestrzeni Sojuszu. W czasie wykonywania tego zadania liczę, że zadam syndyckiej machinie wojennej kilka bolesnych ciosów, ale nie mam złudzeń, że jakiekolwiek z moich zwycięstw przechyli szalę tej wojny na naszą korzyść.

— Przecież posiada pan broń, która może tego dokonać.

Geary zanim odpowiedział, wziął głęboki wdech, a potem powoli wypuścił powietrze z płuc.

— To broń, której nie użyję z własnej woli. Mam nadzieję, że nigdy jej nie użyję, ale pewien jestem tylko tego, że nie sięgnę po nią z własnej woli. Proszę ją ukryć. Proszę ją dobrze zabezpieczyć, pani współprezydent. Kiedy wrócimy do domu, będzie ją pani mogła przekazać w ręce mądrzejszych ludzi.

— I tu się pan myli, kapitanie Geary. — Pokręciła stanowczo głową. — Nie ma ludzi wystarczająco mądrych, którym można by powierzyć taką potęgę.

— Zatem chce ją pani zniszczyć?

— A jeśli tak? — rzuciła mu wyzywające spojrzenie.

Zastanawiał się przez chwilę.

— Nie powinienem o tym wiedzieć. Pozostawiam pani tę decyzję.

Rione wstała i podeszła bliżej, cały czas wpatrując się w oczy Geary’ego.

— Zupełnie pana nie rozumiem. Za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że rozgryzam pańskie zachowanie, robi pan coś, co nie pasuje do mojej wiedzy.

— Może za bardzo pani kombinuje. — Geary uśmiechnął się ponuro. — Nie jestem zbyt skomplikowany.

— Niech pan nie będzie taki skromny, kapitanie Geary. Pana osobowość jest nie mniej skomplikowana niż zasada budowy wrót hipernetowych, której prawdę mówiąc, nikt z nas jeszcze nie pojął. Ale ja przynajmniej mogę mieć nadzieję, że w końcu pana rozgryzę.

— Jeśli dojdzie pani do jakichś wniosków, proszę dać mi znać, chętnie dowiem się czegoś na swój temat.

— Nie omieszkam. — Rione odwróciła się, chcąc wyjść, ale nagle znów spojrzała na Geary’ego. — Albo jest pan najgroźniejszym z demagogów, człowiekiem, który potrafi tak idealnie udawać osobę szczerą i honorową, że jego rozmówcy nie potrafią znaleźć powodu, aby go znienawidzić, albo po prostu po raz kolejny pomyliłam się w pana ocenie. Prawdę mówiąc, wolałabym się mylić, kapitanie Geary, w przeciwnym razie byłby pan o wiele groźniejszym człowiekiem, niż do tej pory przypuszczałam.

Obserwował ją, gdy wychodziła, czując się o wiele pewniej pomimo oczywistej podejrzliwości i niemal otwartej wrogości, jaką do niego wciąż żywiła. Jeśli ktokolwiek w tej flocie zasługiwał na zaufanie tak duże, by powierzyć mu dysk, to osobą tą była bez wątpienia współprezydent Rione.

„W przeciwnym razie byłby pan o wiele groźniejszym człowiekiem, niż do tej pory przypuszczałam” — przywołał w pamięci słowa Wiktorii. — Jeszcze niedawno po prostu śmiałbym się z takiego określenia. Ale dzisiaj wiem, że broń zdolna zgładzić ludzkość istnieje. I co mam zrobić z tą wiedzą? Wiele bym dał, żeby poznać zamiary Syndyków. To oni rozpoczęli tę cholerną wojnę. Dlaczego? Czy wiedzieli o czymś, co zmusiło ich do działania?

Geary zupełnie zapomniał o nieznośnym uczuciu, które towarzyszyło zbyt długiemu przebywaniu w nadprzestrzeni i sprawiało, że człowiek czuł się, jakby jego własna skóra stała się czymś obcym i nie pasowała do reszty ciała. Ale dzisiaj jego pamięć uległa gwałtownemu odświeżeniu tutaj, na mostku Nieulękłego, gdy czekał na wyjście swoich okrętów w punkcie skoku. Za kilka minut przekona się, czy podjęte ryzyko opłaci się choć po części. Najbliższe dni mogą przynieść odpowiedź na pytanie, co stanie się, gdy wrota hipernetowe ulegną zniszczeniu.