Wyświetlacz przedstawiający system Sancere unosił się obok jego fotela. Wywiad Sojuszu nie wiedział o tym systemie prawie nic, a w starym przewodniku po Światach Syndykatu, który zdobyli na Sutrah Pięć, znajdowało się niewiele więcej informacji. Liczba i rozmieszczenie instalacji obronnych należały do ściśle strzeżonych tajemnic. Wiedział na pewno tylko jedno: na Sancere mogli znaleźć równie dużo zapasów jak punktów skoku. Osiem wielkich planet obiegało tutejszą gwiazdę, dwie najmniejsze z nich krążyły na bliskich orbitach, dwie kolejne w odległości pozwalającej na zasiedlenie — na jednej panowały wręcz idealne warunki — potem jeszcze jedna, ale już za bardzo oddalona i wychłodzona, choć od biedy wciąż nadająca się dla ludzi, a za nią trzy giganty gazowe, z których można było czerpać niemal wszystkie znane człowiekowi pierwiastki. Flota Sojuszu powinna pojawić się w normalnej przestrzeni tuż za orbitą trzeciego z gigantów, w odległości trzech i pół godziny od gwiazdy centralnej tego systemu.
— Jedna minuta do zakończenia skoku — obwieściła spokojnym głosem Desjani.
Geary rozejrzał się po mostku, niemal wszyscy wachtowi wyglądali na podenerwowanych, ale nie wyczuwał w nich strachu, tylko ekscytację.
Powiadają, że niewiedza jest błogosławieństwem — pomyślał. — Ale to nieprawda. Rzeczy, o których nie wiem, przywodzą mnie na skraj szaleństwa. Ignorancja może być błogosławieństwem tylko wtedy, gdy nie ma się świadomości braku wiedzy.
W chwili gdy zatopił się w myślach, właz ewakuacyjny otworzył się i na mostek weszła współprezydent Rione. Usiadła w fotelu obserwatora, który stał pusty od momentu sprzeczki, do jakiej doszło pomiędzy nią a Gearym jeszcze w systemie Sutrah. Komodor spojrzał na nią zdziwiony, a ona z kamienną twarzą popatrzyła mu prosto w oczy, ale jak zwykle nie potrafił jej przejrzeć. Spoglądając na nią ukradkiem, nagle przypomniał sobie stare dobre dni, kiedy był jeszcze kadetem i podczas każdego lotu symulatorem miał za sobą oceniającego go egzaminatora, który tylko czekał, aby wytknąć mu błąd.
Kapitan Desjani powitała przybyłą oficjalnie, ale chłodno. Dawała tym wyraźny znak, że współprezydent nie jest przez nią mile widziana. Doskonale wyczuwała napięcie, jakie wytworzyło się między Gearym, a dyplomatką i nie miała problemu z wyborem strony, którą poparła — ani jako kapitan floty, ani jako Tania Desjani — bowiem całym sercem była w tym sporze za komodorem. Geary nie chciał być świadkiem otwartej konfrontacji pomiędzy tymi dwiema kobietami, zwłaszcza w tak ważnym miejscu, jakim jest mostek Nieulękłego, dlatego zdecydował się na prosty wybieg.
— Kapitanie Desjani, zamierzam wygłosić mowę do załogi.
Tania odwróciła wzrok ogniskujący się na postaci Rione i skinieniem głowy potwierdziła przyjęcie rozkazu.
— Oczywiście, sir.
Geary nacisnął odpowiednią kombinację klawiszy. Mógł to zrobić bez powiadamiania Desjani, ale nietaktem wydawało mu się przemawianie do czyjejś załogi bez uprzedniego poproszenia o zgodę osoby nią dowodzącej.
— Zwracam się do wszystkich na pokładzie, mówi kapitan Geary. Za chwilę przybędziemy do systemu gwiezdnego Sancere. Wiem, że dacie z siebie wszystko, aby dowieść honoru tej floty i Sojuszu. Oby żywe światło gwiazd dało nam zwycięstwo w walce, a przodkowie obdarzyli nas wielkimi łaskami. — Prawdę mówiąc, wolałby nie powtarzać truizmów, ale z drugiej strony, czyż nie takich słów oczekiwali od niego ludzie? W tym momencie naszła go myśl, czy istoty, które dały ludzkości wrota hipernetowe (o ile jego domysły były w tej materii słuszne), także hołdują napuszonym przemowom i towarzyszącym im sentymentom.
— Przodkowie doprowadzili nas aż tutaj — dodała Desjani już znacznie łagodniejszym tonem. Spojrzała na swojego przełożonego i wiedział, co pomyślała w tej chwili. Że dali tej flocie także Geary’ego.
Jej niezachwiana wiara była naprawdę denerwująca, ale Geary zdawał sobie sprawę, że we flocie są tysiące ludzi myślących podobnie jak ona.
Ciekawe, czy kapitan Falco czuł kiedyś podobne zaufanie pokładane w nim przez ludzi, którymi dowodził? — pomyślał analizując głębiej postawę Desjani. — Albo czy zastanawiał się kiedykolwiek, czy ludzie nie zwątpią w końcu w jego wielkość? Z tego co zdążyłem zauważyć i wyczytać na jego temat, nie należał do ludzi, co to zbyt często przejmują się losem innych albo rozważają, dlaczego ktoś inny ich ceni. Poczucie własnej doskonałości pozwala pewnie uniknąć większości obaw, jakie mnie trapią.
Minionej nocy Geary spędził wiele czasu rozmawiając z przodkami, wyrażając swoje obawy i prosząc o pomoc. W tak trudnej sytuacji ciężko wytrzymać bez wiary, pomyślał, nie wyobrażając sobie, jak można stawiać czoło kryzysom bez moralnego wsparcia.
— Gotowość do wyjścia w punkcie skoku — zameldował wachtowy. — Teraz!
Wnętrzności Geary’ego przeszył gwałtowny skurcz i skóra nagle znalazła się na swoim miejscu. Na wszystkich ekranach pojawiło się mrowie gwiazd. Systemy obserwacyjne zaczęły nanosić na holograficzną mapę mnóstwo obiektów, jakby ktoś właśnie uruchomił szaloną grę wojenną, w której wrogowie pojawiają się całymi stadami. Oczywiście wszystkie te okręty i stacje znajdowały się tutaj od dawna. To sensory floty odkrywały je dopiero teraz, po przybyciu na miejsce, przesyłając masę raportów do stanowisk wachtowych, którzy zajmowali się ich oceną. Ludzka percepcja zdawała się naprawdę marna w porównaniu z wydajnością systemów komputerowych, ale nie było lepszego sposobu na filtrację napływających danych, jak przepuszczenie ich przez ludzki mózg.
— Przyłbica melduje wykrycie syndyckiego satelity monitorującego w pobliżu jej aktualnej pozycji… Przyłbica melduje o zniszczeniu obiektu… Na sterburcie w odległości dwudziestu minut świetlnych zlokalizowano zgrupowanie jednostek, zgodnie z odczytami to nieuzbrojone transportowce minerałów. Nie natrafiono na żadne ślady min. Sześć, powtarzam sześć okrętów wojennych klasy F wykryto w stoczniach na orbicie czwartej planety. Tylko jeden z nich wygląda na w pełni ukończony. Osiem, powtarzam osiem krążowników klasy D znajduje się w drugiej ze stoczni na orbicie czwartej planety. Status operacyjny nieznany. Syndycka baza wojskowa wykryta na księżycu ósmej planety, oddalonym od pozycji floty o czterdzieści minut świetlnych. Wygląda na w pełni gotową do walki. Wokół niej znajduje się system obronny składający się z dziewięciu, nie, dziesięciu aktywnych akceleratorów masy…
Geary szybko przebiegł wzrokiem po bieżących danych o stanie floty i nacisnął kciukiem klawisz komunikatora.
— Kapitanie Tulev, proszę zlikwidować syndycka bazę znajdującą się na księżycu ósmej za pomocą pocisków kinetycznych. Powinno obejść się bez jednego strzału z ich strony.
Odpowiedź od Tuleva nadeszła dopiero po kilkunastu sekundach.
— Odpaliliśmy pociski na wszystkie stanowiska broni, sir. Co robimy z resztą instalacji?
Nie było czasu na zastanawianie się. Musieli działać i reagować, zanim wróg przejmie inicjatywę.
— Zniszczcie wszystko. Nie możemy pozwolić, żeby na tyłach floty pozostało cokolwiek, co by stanowiło choćby potencjalnie zagrożenie.
Kolejna baza znajdowała się na orbicie piątej planety w odległości niemal trzech godzin świetlnych.
— Kapitanie Duellos, proszę odpalić pociski kinetyczne w kierunku syndyckich instalacji wojskowych na orbicie piątej planety. Nie chcę ich tam widzieć, gdy znajdziemy się w pobliżu.
— Duellos potwierdza. Rozpoczynamy ostrzał za dwie minuty.