Выбрать главу

— Szpiedzy? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, siadając. W jej głosie dało się wyczuć zaskoczenie. — To takie negatywne określenie.

— To prawda, lecz tylko wtedy, gdy szpiedzy pracują na rzecz wroga. — Geary podparł brodę na pięści i spojrzał uważnie na swoją rozmówczynię. — Czy pani jest moim wrogiem?

— Nie ufam panu, o czym pan doskonale wie — odparła Rione. — Na początku moja nieufność brała się stąd, że będąc legendarnym bohaterem, mógł pan stanowić nie mniejsze zagrożenie dla tej floty niż Syndykat. Teraz doszedł jeszcze jeden powód. Jest pan niesłychanie zdolnym człowiekiem. A taka kombinacja stanowi jeszcze większe niebezpieczeństwo.

— Ale dopóki działam zgodnie z interesem Sojuszu, jesteśmy sojusznikami? — zapytał Geary, pozwalając sobie na odrobinę sarkazmu. — W aktualnej sytuacji martwiłbym się bardziej o to, co pole minowe mówi o naszych wrogach, pani współprezydent. Spojrzała na niego, robiąc marsową minę.

— A czegóż takiego dowiedział się pan o Syndykach przy okazji tej pułapki, czego by pan wcześniej nie wiedział?

— Mamy dowód na to, że myślą. Wiemy też, że potrafią być sprytni. Zdołali wciągnąć flotę na swoje terytorium, oferując Sojuszowi klucz do hipernetu, i zastawili w swoim centralnym systemie pułapkę, która mogła zmienić losy tej wojny.

— Tego ostatniego szczęśliwie uniknęliśmy dzięki nieoczekiwanemu pojawieniu się legendarnego bohatera Sojuszu sprzed stu lat, kapitana Johna „Black Jacka” Geary’ego — wtrąciła dość kpiącym tonem. — Odnaleziony w kapsule ratunkowej, znajdujący się na krawędzi śmierci, powstał, by jak starożytny, cudem zmartwychwstały król ocalić swój lud przed zagładą w czas największej trwogi.

Skrzywił się, słysząc te słowa.

— Panią to być może bawi, lecz ja na co dzień muszę radzić sobie z tymi, którzy wierzą, że jestem takim człowiekiem…

— Nie sądziłam, że to kiedyś powtórzę: pan jest tym człowiekiem. I nie, wcale mnie ta sytuacja nie bawi.

Geary chciałby zrozumieć lepiej tę kobietę. Przebywając wśród wojskowych od czasu, gdy go odmrożono, co rusz był zaskakiwany przez ogrom zmian, jakie zaszły w mentalności ludzi za sprawą stulecia okrutnej wojny. Ale Wiktoria Rione była jeszcze większą zagadką. Jego jedynym kontaktem z normalnym, cywilnym życiem Sojuszu okazała się osoba niezwykle skryta i pełna tajemnic. Nie zdołał z niej wyciągnąć, jak bardzo zmieniło się normalne życie przez te sto lat, choć naprawdę bardzo tego pragnął.

Rione nie pomoże mi zrozumieć zmian, jakie zaszły w społeczeństwie Sojuszu, dopóki będzie uważała, że mogę tę wiedzę wykorzystać przeciw rządowi — pomyślał. — Może któregoś dnia zdołam ją przekonać do zmiany stanowiska.

Geary pochylił się, aby wprowadzić kilka komend na panelu, który znajdował się pomiędzy nimi. Chociaż używał go już od kilku miesięcy, wciąż miał problemy z opanowaniem wszystkich funkcji. Wreszcie nad stolikiem pojawił się hologram Sutrah, a obok niego nieco większy, obrazujący pobliskie systemy gwiezdne.

— Przelecimy przez ten system z niewielką prędkością. Jak się domyślam, Syndycy rozmieścili podobne pola minowe na wektorach podejścia do pozostałych punktów skoku, ale teraz, kiedy wiemy już, czego szukać, powinniśmy je bez trudu ominąć.

— Dwie bazy wojskowe Syndykatu? — Rione wskazała na symbole widoczne w głębi obrazu. — Czy nie będą stanowiły zagrożenia?

— Z tego co do tej pory zaobserwowaliśmy, nie powinny. Są mocno przestarzałe. Jak wszystko w syndyckich systemach nie podpiętych do hipernetu. — Jego wzrok zatrzymał się na wizerunkach obu baz; obserwując je, pomyślał, że tak wiele zmieniło się od jego czasów, najwięcej chyba za sprawą wynalezienia hipernetu. Metoda podróży o wiele szybsza od klasycznych skoków nadprzestrzennych pozwalających przekroczyć prędkość światła, znosząca przy tym limity odległości pomiędzy wrotami hipernetowymi, musiała zrewolucjonizować ideę podróży międzygwiezdnych, wyrzucając poza nawias cywilizacji wszystkie te systemy, których nie uznano za na tyle ważne, by posiadały własne wrota.

Geary wcisnął klawisz odświeżania i na wyświetlaczu pojawiły się najświeższe dane dotyczące systemu Sutrah. Jedyną zmianą godną odnotowania była pozycja lekkich jednostek syndyckich, które niedawno wciągnęły cztery jego jednostki w pułapkę pola minowego. Syndycy wciąż uciekali przed jego flotą, rozwijając już niemal 0.2 świetlnej. Przyspieszali tak bardzo, że ich kompensatory nie mogły wyrobić. Przeciążenie musiało wręcz wbijać członków załóg w fotele. Ściganie tych okręcików nie miało sensu. Mogły uciekać w nieskończoność, podczas gdy flota musiała prędzej czy później dostać się w pobliże punktu wyjścia i dokonać kolejnego skoku. Geary wciąż czuł w sobie wiele gniewu, gdy widział symbole tych jednostek, ale miał na tyle rozsądku, by uznać, że zemsta tym razem nie wchodzi w grę.

Wszakże pułapka zastawiona przez Syndyków martwiła go również z innych powodów. Nawet Rione zdawała się nie dostrzegać wszystkich implikacji. Przetrwanie floty Sojuszu zależało głównie od tego, czy Geary zdoła podjąć słuszne decyzje, podczas gdy dowodzący flotami Syndykatu będą się mylili. Jeśli Syndycy utracą zbytnią pewność siebie i zaczną planować kolejne posunięcia, nawet spryt Geary’ego i jego szczęście mogą nie wystarczyć, aby flota Sojuszu zawsze wyprzedzała najpotężniejsze siły wroga co najmniej o jeden ruch. Siły, które bez trudu mogą ją zniszczyć w bezpośrednim starciu.

Ale nawet przypadkowe potyczki mogą okazać się decydujące. Zniszczenie czterech okrętów spośród setek, jakie liczyła cała flota, nie wydawało się specjalnie dotkliwe, ale już straty z dziesiątek pozornie nie znaczących bitew, do jakich może dojść w kolejnych systemach gwiezdnych — zanim powrócą do domu — zdołałyby poważnie nadwerężyć kondycję floty.

Geary obserwował hologram Sutrah marząc skrycie, aby system ten był o wiele bliższy sektorom Sojuszu. Albo żeby jakimś cudem zainstalowano tutaj wrota hipernetu. Do diabła, skoro nachodzą go tak głupie myśli, może powinien pomarzyć także o tym, że zginął wtedy przed stu laty na pokładzie swojego okrętu, co uwolniłoby go od ciężaru dowodzenia tą flotą, jak również od odpowiedzialności za tysiące istnień ludzkich?

Daj spokój, stary — pomyślał. — Mogłeś czuć depresję wtedy, gdy cię odmrażali, ale teraz to już przecież odległa przeszłość.

Ostry brzęczyk komunikatora przywrócił go do rzeczywistości.

— Kapitanie, wydaje mi się, że natrafiliśmy na coś ważnego. — W głosie Desjani pojawiła się nuta, której nie był w stanie zidentyfikować.

— Coś ważnego? — Gdyby chodziło o zagrożenie, nie wahałaby się o tym mówić wprost.

— Na piątej planecie systemu wykryliśmy coś, co może być obozem pracy.

Geary spojrzał na Rione, by sprawdzić, jak przyjęła tę wiadomość, ale nie zauważył na jej twarzy specjalnego podekscytowania. Na światach Syndykatu było wiele obozów pracy, gdyż tutejsze władze robiły wszystko co w ich mocy, aby pozbyć się prawdziwych, jak i wyimaginowanych wrogów.

— Czy zauważyliście coś szczególnie interesującego?

Tym razem z łatwością odczytał ton głosu swojej rozmówczyni.

— Odebraliśmy z obozu transmisję, która może świadczyć o tym, że są w nim przetrzymywani nasi jeńcy wojenni.

Geary spojrzał na wizerunek piątej planety systemu Sutrah. Dziewięć minut odległości od gwiazdy i ponad cztery godziny od aktualnej pozycji floty Sojuszu. Nie planował żadnych wypadów w pobliże centrum systemu i zamieszkanych światów, żeby nie opóźniać skoku.