Выбрать главу

Ale już wiedział, że pierwotny plan musi ulec zmianie.

Nienawidzę tych narad — pomyślał Geary po raz setny, co było naprawdę imponującym wynikiem, zważywszy, że do tej pory uczestniczył dopiero w pięciu posiedzeniach. Stół konferencyjny w tej sali liczył zaledwie kilka metrów długości, ale dzięki nowym systemom łączności wewnątrz floty i technologii transmisji holograficznych Geary miał wrażenie, że ciągnie się w nieskończoność. Wokół niego siedzieli fotel obok fotela, rząd za rzędem, dowódcy wszystkich okrętów floty. Najstarsi stażem i stopniem zdawali się zajmować najbliższe miejsca, ale wystarczyło, że skupił wzrok na którymkolwiek z oficerów, nieważne, jak daleko by siedział, a natychmiast uzyskiwał jego zbliżenie, na dodatek obok głowy pojawiał się pasek z informacjami na temat tejże osoby.

Telekonferencje toczyły się swoistym, nieco dziwnym rytmem. Na czas narad flota zacieśniała szyki, ale nawet przy najlepszym układzie prędkość światła wciąż tworzyła bariery komunikacyjne nie do przebycia. Najbardziej oddalone jednostki znajdowały się co najmniej trzydzieści sekund świetlnych od Nieulękłego. Na szczęście dotyczyło to tylko najlżejszych okrętów dowodzonych przez najmłodszych i najmniej doświadczonych oficerów. Tych, którzy jedynie obserwowali obrady, uczyli się od starszych i nigdy nie zabierali głosu. Dlatego element opóźnienia nie był zbyt istotny dla meritum dyskusji. Jednakże rozmówcy nawet przy sekundowych przesunięciach, jakich nie dało się uniknąć w czasie wymiany zdań pomiędzy najbliższymi formacjami, musieli nauczyć się swoistego rytmu wypowiedzi. Pytanie, pauza, odpowiedź, pauza i jeszcze chwila na komentarze.

Kapitan Numos, dowódca Oriona, siedział sztywno z wzrokiem wlepionym w twarz Geary’ego. Bez wątpienia wciąż przeżywał blamaż, do jakiego doszło podczas bitwy w systemie Kaliban, i zapewne nadal bardziej obwiniał głównodowodzącego niż siebie. Obok niego zasiadała kapitan Faresa z Dumnego. Jej oczy miotały gromy, jak zawsze zresztą. Geary czasami zastanawiał się, dlaczego blat przed nią nie jest jeszcze spalony, przecież wielokrotnie musiała podczas narad opuszczać wzrok. Na szczęście byli też tacy, którzy równoważyli negatywny wpływ tych dwojga. Rozparty w fotelu kapitan Duellos z Odważnego wydawał się niezwykle swobodny, choć po jego oczach poznać było, że pozostaje czujny. Jego przeciwieństwem był zawsze flegmatyczny Tulev, dowódca Lewiatana, mierzący pogardliwie wzrokiem zarówno Numosa, jak i jego nieodłączną towarzyszkę. Nieco dalej w głębi sali zasiadała komandor Cresida z Gniewnego — uśmiechnięta, ale i zawsze gotowa do akcji. Tuż przy niej Geary widział pułkownik Carabali, najstarszego stopniem członka korpusu piechoty w tej flocie. Oficera niezwykle zdolnego i godnego zaufania.

Obok komodora siedziała Desjani, zazwyczaj tylko ona jeszcze znajdowała się osobiście na zatłoczonej sali konferencyjnej. Współprezydent Rione wymigiwała się jak mogła z uczestniczenia w kolejnych spotkaniach, ale Geary wiedział, że dowódcy okrętów Republiki Callas i Federacji Szczeliny z pewnością zdają jej szczegółowe raporty z przebiegu narad. Podejrzewał też, że celowo unika uczestnictwa w spotkaniach z dowódcami, aby sprawdzić, co mówią, kiedy jej nie ma w pobliżu.

Geary przywitał zebranych lekkim skinieniem głowy i od razu przeszedł do rzeczy.

— Zanim zaczniemy naradę, proponuję uczcić minutą ciszy załogi niszczycieli Anelace, Baselard i Maczuga oraz lekkiego krążownika Zbroja, które trafiły niedawno w ramiona swoich przodków. Ludzie ci zginęli na służbie, broniąc własnych domów i rodzin. — Mówiąc to, czuł się jak hipokryta, jednakże wiedział też doskonale, że wytykanie teraz prawdziwej przyczyny zagłady tych okrętów byłoby nie na miejscu.

— Czy na pewno nikt nie przeżył? — To pytanie padło z głębi sali.

Geary skinął na dowódcę drugiej eskadry niszczycieli, mężczyzna chrząknął cicho i odpowiedział, nie kryjąc smutku:

— Sprawdziliśmy dokładnie cały sektor. Jedyne kapsuły ratunkowe, do jakich dotarliśmy, były puste i poważnie uszkodzone.

Teraz przemówił Numos, ton jego wypowiedzi był niezwykle ostry.

— Powinniśmy podjąć natychmiastowy pościg za tymi syndyckimi Łowcami-Zabójcami. Powinniśmy pomścić śmierć naszych ludzi i zniszczenie naszych okrętów.

— A jak pan sobie wyobraża dopadnięcie tych jednostek? — zapytał Duellos, celowo przeciągając słowa, aby wszyscy zauważyli, jak wielką pogardą obdarza swojego rozmówcę.

— Cała flota powinna ruszyć w pościg na maksymalnym przyspieszeniu, nie inaczej.

— Nawet najmłodszy oficer tej floty wie doskonale, że prawa fizyki nie pozwoliłyby nam na dopadnięcie Syndyków w tym systemie gwiezdnym, nie mówiąc już o zużyciu niemal całych zapasów paliwa podczas takiej akcji.

W tym momencie oczywiście musiała się wtrącić Faresa, jej głos aż ociekał jadem.

— Żaden oficer floty Sojuszu nie powinien poddawać się, zanim zaczął walkę. „Podejmij się niewykonalnego, a dokonasz tego”.

Słowa, które zacytowała, i sposób ich wymówienia były boleśnie i zaskakująco znajome. Geary spojrzał ukradkiem na kapitan Desjani, na jej twarzy znalazł odpowiedź, ten charakterystyczny blask dumy. Oto kolejny cytat z „Black Jacka” Geary’ego wyrwany z kontekstu, o ile w ogóle kiedykolwiek wypowiedział takie właśnie słowa, ale jakże użyteczny do sankcjonowania bezsensownych posunięć, których „Black Jack” nie poparłby nigdy, ani w przeszłości, ani tym bardziej teraz.

— Zapewne miałem dobry powód, żeby wypowiedzieć przytoczone tutaj słowa — odparł z absolutnym spokojem. — Ale tym razem muszę zgodzić się z oceną kapitana Duellosa. Pościg nie miał najmniejszego sensu. Los tej floty jest dla mnie ważniejszy niż żądza odwetu i oczekuję takiego samego podejścia od pozostałych oficerów dowodzących okrętami.

— Tradycją jest, że okręt flagowy powinien prowadzić flotę do boju! — powiedziała Faresa tonem wskazującym, że zmierza do konfrontacji.

Geary zamierzał odpowiedzieć jej ciętym komentarzem. Już miał na końcu języka zdanie: „Fakt, że flota zwykła hołdować idiotycznym tradycjom, nie oznacza, że ja zachowam się jak pierwszy lepszy głupiec”, ale Desjani zdążyła go ubiec. Ta zniewaga dotyczyła bowiem nie tylko Geary’ego, lecz także jej okrętu.

— Nieulękły znajdował się w samym środku centralnej formacji na Kalibanie, tam, gdzie Syndykat uderzył z największą siłą — odparła niezwykle ostrym tonem.

— Tak było. — Geary poparł ją natychmiast.

Chociaż prawdę mówiąc — pomyślał — przy takim skoncentrowaniu siły ognia na wektorze podejścia floty syndyckiej to miejsce było zarazem najbezpieczniejszym, w jakim mógł się znaleźć Nieulękły.

Nie powiedział tego jednak. Miał bowiem świadomość, że doprowadzenie Nieulękłego do przestrzeni Sojuszu będzie wymagało jeszcze nie raz złamania starych tradycji floty. Na pokładzie tej jednostki wciąż znajdował się klucz do hipernetu, ale o tym wiedziało jedynie kilka osób prócz niego i Desjani. I jeśli nawet stracą podczas tej podróży wszystkie inne jednostki, powrót Nieulękłego do sektorów kontrolowanych przez Sojusz sprawi, że losy tej wojny zostaną odwrócone. Ale ta myśl wcale nie oznaczała, że Geary ma zamiar poświęcać pozostałe jednostki, aby tylko ocalić Nieulękłego.

Wyraz twarzy Numosa wskazywał, że dowódca Oriona przymierza się do kolejnej riposty, dlatego Geary szybko wskazał palcem na unoszący się nad stołem hologram systemu Sutrah.

— Nie zamierzałem wprawdzie zbaczać z wytyczonego toru lotu przez ten system i zbliżać się do zamieszkanych planet, ale jak zapewne wszyscy już wiecie, wydarzyło się coś, co spowodowało zmianę planu. Mamy pewne podejrzenia, że w obozie pracy na piątej planecie systemu znajdują się nasi jeńcy.