— Druga eskadra pancerników. Zwalniam was z obowiązku eskortowania jednostek pomocniczych. Przechwyćcie i zniszczcie te trzy pancerniki Syndykatu, które zostały na naszych tyłach.
Ze względu na odległość odpowiedź mogła przyjść dopiero po minucie, ale opóźnienie ani trochę nie pozbawiło jej entuzjazmu.
— Aye, sir! Druga eskadra pancerników potwierdza przyjęcie rozkazu! Już ruszamy!
Geary powrócił do obserwacji flotylli wroga, która wciąż przyspieszała,, usiłując uciec przed kolejnymi nawrotami okrętów zespołu uderzeniowego. Taktyka kolejnych przelotów przez pierwszą linię po ciasnych zwrotach zaczynała przynosić skutek, tempo formacji syndyckiej wyraźnie spadało, okręty, które nie odniosły uszkodzeń, zwalniały, by osłaniać tych, którym szczęście mniej dopisało. Ale Geary zauważył także coś jeszcze — te kilka starć nadwerężyło poważnie tarcze wszystkich jednostek zespołu uderzeniowego.
— Do wszystkich jednostek, przyspieszenie do 0.18 świetlnej. — Ale to mogło nie wystarczyć. Zamilkł na moment, przeklinając rozkaz, który musiał zaraz wydać. — Do wszystkich jednostek. Rozpoczynamy pościg. Dopadnijcie Syndyków, zanim zdołają dotrzeć do punktu skoku. Musimy jeszcze spowolnić ich pancerniki.
Geary widział to już nie raz, wciąż jednak dziwiło go, jak szybko może rozpaść się szyk, który wcześniej formowany jest godzinami. Rój niszczycieli i lekkich krążowników wyrwał do przodu z maksymalnym przyspieszeniem. W pojedynkę nie miały żadnych szans w starciu z pancernikami, ale siła ognia, jaką posiadały w masie, mogła pokonać tarcze najpotężniejszych okrętów. A kiedy pierwsza fala dokona uderzenia, uszkodzenia silników powinny spowolnić gigantyczne okręty na tyle, by dogoniły je najpierw krążowniki, a potem najpotężniejsze jednostki floty, co ostatecznie przypieczętuje ich los.
— Do zespołu uderzeniowego, skoncentrujecie się na spowolnieniu największych jednostek.
Syndycka formacja wciąż istniała, aczkolwiek kolejne ataki okrętów Sojuszu rozciągały ją coraz bardziej. Okręty liniowe, które przetrwały tę fazę bitwy, wysforowały się do przodu, ale to tylko zmniejszyło ich szanse na obronę, gdyż wydostały się spod parasola ochronnego pozostałych pancerników, co tylko ułatwiło zadanie eskadrze Cresidy. Zespół uderzeniowy natarł po raz kolejny, wypuszczając mrowie rakiet prosto w rufy olbrzymów, w jednej chwili pozbawiając większość jednostek możliwości manewrowania.
W momencie gdy okręty liniowe zaczęły tracić prędkość, jednostki eskorty Sojuszu dopadły wlokące się za nimi pancerniki i rozpoczęły ostrzał od tyłu wszystkim, co tylko miały na pokładach. Dziesięć minut wystarczyło, by pancerniki zwolniły znacznie tempo lotu. Okręty broniły się zaciekle, ale wystrzeliwane bezładnie rakiety nie mogły pokonać tak wielkiej liczby niezwykle szybkich przeciwników.
Druga fala pościgu przeszła przez tyły formacji wroga, uderzając od dołu; część uszkodzonych niszczycieli i lekkich krążowników oddalała się z pola walki, ale reszta jednostek z wielką zawziętością dokonywała kolejnych nawrotów, uderzając na coraz to nowe okręty. Falcata albo przesadziła ze zbyt bliskim podejściem, albo miała po prostu pecha, tak czy inaczej salwa ulokowana w jej burcie po prostu rozerwała ją na strzępy.
— Do ciężkich krążowników, unikajcie kontaktu z pancernikami i zdejmijcie mi ten okręt liniowy — rozkazał Geary.
Nie zamierzał tracić dużych jednostek w starciu z wciąż groźnymi pancernikami. Z niewiarygodną prędkością, która jeszcze kilka miesięcy temu byłaby nie do pomyślenia, dowódcy krążowników zastosowali się do jego rozkazu. Okręty zeszły z kursu przechwytującego na najpotężniejsze okręty wroga i ruszyły wprost na jednostkę, która siała spustoszenie wśród niszczycieli i trzymała na dystans eskadry atakujące syndycką formację.
Dzielny, Determinacja, Groźny i Warspite schodziły w dół, wprost na rufę ostatniego pancernika w szyku. Wróg postawił prawdziwą zaporę ogniową z kartaczy, rakiet i „piekielnych włóczni” na kursie Dzielnego, ale wszystkie cztery pancerniki Sojuszu przedostały się przez nią i zbliżały się, nadal wstrzymując ogień. „Piekielne włócznie” poszybowały w przestrzeń dopiero wtedy, gdy dowódcy mieli stuprocentową pewność trafienia w cel, jakim były tarcze potężnego okrętu. Wzmocnione do maksimum ekrany rufowe wytrzymywały jednak wszystko, dopóki Dzielny nie zrównał się z Syndykami i nie odpalił salwy w znacznie słabiej chronioną burtę.
Ledwie zniknęły przeciążone pola siłowe, deszcz wystrzelonych z minimalnego dystansu „piekielnych włóczni” wbił się w kadłub pancernika, spektakularnie rozrywając go na części. I wtedy pojawiły się kapsuły ratunkowe, najpierw pojedyncze, góra po dwie, trzy, a potem całe ich mrowie. Gdy Nieulękły dotarł do ginącego pancernika, fala uciekinierów odleciała już daleko w przestrzeń, choć z wraku wciąż wydostawały się następne kapsuły.
— Wykończcie go — rozkazała Desjani bez cienia emocji w głosie.
„Piekielne włócznie” wystrzelone z Nieulękłego dotarły do wroga na całej długości kadłuba, rozrywając stal poszycia i niszcząc działające jeszcze systemy. Geary przypuszczał, że zostały ustawione na ogień automatyczny, który może i działał odstraszająco na atakujących, ale nie wybierał starannie celów i nie koncentrował ostrzału jak żywy celowniczy.
Pod naporem ognia pozostałych ciężkich krążowników tarcze wielkiego okrętu liniowego w końcu się poddały i masywny kadłub zaczęły zdobić głębokie wyrwy aż do czasu, kiedy umilkło ostatnie stanowisko bojowe, a stało się to długo po odpaleniu wszystkich kapsuł ratunkowych.
Geary oderwał na moment wzrok od jednego wyświetlacza, by na drugim sprawdzić, jak radzą sobie okręty z Drugiej Eskadry pancerników, które miały zająć się uszkodzonymi jednostkami Syndykatu. Ku jego zdumieniu jeden z zaatakowanych wrogich okrętów również odpalał kapsuły ratunkowe.
— To tyle na temat walki do ostatniej kropli krwi — podsumowała Desjani.
— A po co mieliby się dalej bić? — wtrąciła Rione. — Przecież są bez szans.
— Ale ten wciąż walczy — odparła Desjani, koncentrując się już na pancerniku, do którego zbliżał się Nieulękły.
— Dlaczego? — zapytała Wiktoria.
Desjani rzuciła błagalne spojrzenie Geary’emu, a on w lot pojął jego znaczenie. Jak wyjaśnić tak dziwne, pozornie pozbawione logiki reakcje? Ileż to razy podejmował walkę w imię bezsensownych ideałów, których sam nie rozumiał i w sytuacji, gdy nie miał najmniejszych szans na zwycięstwo?
— Po prostu musi — powiedział cicho. — Jeśli intuicyjnie nie rozumiesz dlaczego, nie ma sposobu, bym ci to wyjaśnił.
— Rozumiem walkę, kiedy się widzi szanse na zwycięstwo, ale w beznadziejnej sytuacji…
— Czasem można wygrać, nawet gdy sytuacja wydaje się beznadziejna. Czasem przegrywa się, mimo że zwycięstwo wydawało się pewne. Jeszcze innym razem przegrana obraca się na korzyść, bo wróg ponosi większe straty albo traci cenny czas. Jak już wspomniałem, tych spraw nie da się wytłumaczyć. Każdy robi to, co musi.
— Zupełnie jak ty — powiedziała Rione, patrząc Geary’emu prosto w oczy — przed stu laty.
— Tak. — Uciekł wzrokiem, nie chcąc wspominać tamtych wydarzeń i bitwy, której nie mógł wygrać. Stanął naprzeciw przeważających sił wroga. Wiedział, że może jedynie opóźnić moment ataku na konwój, który znajdował się pod jego ochroną. Liczył na to, że frachtowce zdołają w tym czasie dokonać skoku, że pozostałe okręty eskorty uciekną wrogowi. Ale cały czas wiedział też, że jego jednostka nie ma najmniejszych szans na przetrwanie i mimo to wmawiał sobie, że jest inaczej. Starał się przypomnieć, jakie to było uczucie… ta pustka, która go wypełniała, gdy wszystko wokół się rozpadało, załoga uciekała w kapsułach ratunkowych, a on trwał na swoim stanowisku, dopóki ostatni pocisk nie został wystrzelony. Niestety pamiętał wyłącznie urywki zdarzeń, oderwane od siebie fragmenty, jakieś wybuchy, chwilę, gdy destabilizował rdzeń reaktora, bieg tak obco wyglądającymi na skutek zniszczeń korytarzami i modlitwę, aby ostatnia kapsuła nie okazała się uszkodzona. I była tam, wprawdzie nie w pełni sprawna, ale nie miał czasu na wahanie, po prostu zamknął za sobą właz i odpalił ją.