Glenda w zdumieniu przyglądała się Juliet. Znów było tak jak na pokazie mody: dziewczyna zdawała się rozświetlona od wewnątrz, a z mikrokolczugi wybiegały złote promienie. Ruszyła do Treva, zdzierając z twarzy brodę i — Glenda widziała to dobrze — stopniowo unosząc się nad ziemią, jakby biegła po schodach.
Była to niezwykła i piękna wizja. Nawet znowu wymiotujący Charlie Barton nie mógł jej zepsuć.
— Przepraszam — odezwał się Hoggett. — To był gol, prawda?
— Tak, panie Hoggett, myślę, że tak — potwierdził sędzia.
Andy Shank odepchnął go na bok.
— Nie! Poleciała bokiem! Jesteś pan ślepy, do demona, czy co? I to była puszka!
— Nie, panie Shank. Panowie, czyżbyście nie widzieli, co się dzieje pod samymi waszymi nosami? Spójrzcie, wszystko było absolutnie legalne i zgodne z regułami gry, a konkretnie z regułą 202. To historyczna pozostałość, ale jednak reguła. I zapewniam, że nie używano tu magii. Ale w tej chwili, panowie, czy nie widzicie tej płynącej w powietrzu złotej damy?
Hoggett zerknął na wznoszącą się Juliet.
— Tak, jasne, bardzo ładna, ale przegraliśmy, tak?
— Tak, panie Hoggett, wyraźnie i stanowczo przegraliście.
— I jeszcze, tak dla ścisłości — nie ustępował Hoggett. — Nie ma już, znaczy, reguł?
— Nie, panie Hoggett, nie obowiązują was już reguły gry w piłkę nożną.
— Dziękuję za to wyjaśnienie, wasza czcigodność. W imieniu Zjednoczonych chcę podziękować za to, że dobrze pan sobie radził z trudnymi wydarzeniami dzisiejszego popołudnia.
Po czym odwrócił się i z całej siły przyłożył Andy’emu w twarz. Pan Hoggett był człowiekiem łagodnym, ale całe lata dźwigania świńskich tuszy, po jednej w każdej ręce, dały mu cios, z którym musiała się liczyć nawet gruba skóra Andy’ego. Mimo to Andy, kiedy mrugnął już kilka razy, zdołał wykrztusić:
— Ty draniu!
— Przegrałeś nam ten mecz — oświadczył Hoggett. — Mogliśmy wygrać czysto i uczciwie, ale ty musiałeś wszystko spaprać.
Ci wokół niego wsparli oskarżenie niewyraźnym pomrukiem.
— Ja? To wcale nie ja! To ten przeklęty Trev Likely i jego orkowy kumpel. Używali magii. Nie powiecie chyba, że to nie była magia.
— Jedynie umiejętności, zapewniam — odparł dziekan. — Zadziwiające umiejętności, w samej rzeczy, ale pan Likely jest powszechnie znany ze swej sprawności z puszką, która przecież sama w sobie jest prawdziwą ikoną piłki nożnej.
— A w ogóle to gdzie ten przeklęty Likely?
Glenda wpatrywała się w środek boiska.
— On też unosi się w powietrze… — odpowiedziała głosem osoby na wpół zahipnotyzowanej.
— Nie powiecie chyba, że to nie magia — upierał się Andy.
— Nie — stwierdziła Glenda. — Wiecie co? Myślę, że to religia. Nie słyszycie?
— Niczego nie słyszę, moja droga, przy takim gwarze tłumu — przyznał były dziekan.
— Właśnie… Niech pan słucha tłumu.
Posłuchał. To był ryk, ryk wypełniający całe niebo, stary, zwierzęcy, dochodzący bogowie wiedzą skąd, ale wewnątrz, niczym ukryta wiadomość, zawierał rozróżnialne słowa. Płynęły w samo ognisko słuchu, gdyby ucho potrafiło się zogniskować i gdyby Andy słyszał te słowa uszami. Równie dobrze mogły docierać do niego przez kości.
I tutaj te słowa pozostaną, myślała Glenda. Jak głos w sztandarze. Każdy jedną ich cząstką.
Juliet i Trev zaczęli spływać w dół, ręką w rękę, obracając się powoli, aż wylądowali delikatnie na trawie. Nadal się całowali. Na stadion zaczął się przesączać jakiś rodzaj rzeczywistości, no i zawsze znajdą się ludzie, którzy nawet słysząc pieśń słowika, spytają „Co to za paskudny hałas?”.
— Wredny oszust! — warknął Andy i rzucił się na Treva.
Szybko pokonał dzielący ich dystans. Trev wciąż stał z ogłupiałym, ale szczęśliwym wyrazem twarzy. Nie zauważył wściekłego Andy’ego, dopóki ciężki but nie trafił go prosto w krocze tak mocno, że oczy wszystkich patrzących płci męskiej zaczęły łzawić od współodczuwanego bólu.
Po raz drugi w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin Trev usłyszał, jak zaśpiewała mikrokolczuga, jak tysiące drobniutkich ogniw przesunęły się i równie szybko uspokoiły znowu. Całkiem jakby lekki wietrzyk dmuchnął mu z dołu w spodnie. Poza tym nie poczuł nic.
Za to Andy poczuł. Leżał na ziemi zgięty wpół i świszczał cicho przez zęby.
Ktoś klepnął Treva w ramię. To był Pepe.
— Włożyłeś moje spodenki, co? No, oczywiście to nie moje spodenki. Musiałbyś być samobójcą, żeby włożyć moje spodenki. W każdym razie wymyśliłem nazwę dla tego materiału: odpłacjum. Nie powiem, że zakończy wszystkie wojny, bo nie wyobrażam sobie, żeby cokolwiek mogło położyć kres wojnom, ale odbija siłę z powrotem tam, skąd przyszła. I nie obciera, prawda?
— Nie — przyznał zdumiony Trev.
— Ale jego przytarło całkiem nieźle. Co mi przypomina: będę potrzebował twojego obrazka w tych spodenkach.
Andy wstawał wolno, jakby przechodził do pionu jedynie siłą woli. Pepe uśmiechnął się i Trevowi wydało się jakby oczywiste, że każdy, kto spróbowałby podejść i pogrozić tak uśmiechniętemu Pepe, byłby samobójcą.
— Masz nóż, dupku? — spytał Andy.
— Nie, Andy — odezwał się z tyłu Nutt. — To już koniec. Gra skończona. Fortuna sprzyjała Niewidocznym Akademikom i o ile mi wiadomo, tradycja nakazuje teraz wymianę koszulek w atmosferze przyjaźni i dobrej woli.
— Ale nie spodenek — rzucił przez zęby Pepe.
— Co ty możesz wiedzieć o takich rzeczach? — warknął Andy. — Jesteś piekielnym orkiem. Wiem o was wszystko. Potraficie wyrywać ręce i nogi. Jesteście czarną magią. Nie boję się ciebie.
Zaatakował z szybkością godną podziwu u człowieka cierpiącego taki ból.
Nutt odskoczył.
— Wierzę, że istnieje pokojowe rozwiązanie tej wyraźnej wrogości między nami.
— Co takiego?!
Pepe i kilku graczy zbliżało się groźnie — Andy nie zyskał wielu przyjaciół. Nutt powstrzymał ich gestem.
— Jestem przekonany, że zdołam ci pomóc, Andy. Tak, masz rację, jestem orkiem, ale czyż ork nie ma oczu? Czyż ork nie ma uszu? Czyż ork nie ma rąk i nóg?
— Ma, chwilowo — odparł Andy i skoczył.
Cokolwiek nastąpiło potem, zdarzyło się tak szybko, że Trev przeoczył cały środek. Zaczęło się od skoku Andy’ego, a skończyło z Andym siedzącym na ziemi i Nuttem trzymającym go za głowę, z wysuniętymi szponami.
— Popatrzmy — mruczał Nutt, gdy Andy wyrywał się bezskutecznie. — Skręcenie czaszki z dostateczną siłą, by złamać kręgosłup i przerwać rdzeń kręgowy, nie powinno sprawić kłopotu, ponieważ nie jest to staw obrotowy. Oczywiście, uszy i oczodoły pozwalają na lepszy chwyt, jak przy kuli do kręgli — dodał z zadowoleniem.