— Wyrwał je z zawiasów? — zainteresował się Vetinari.
— Nie, sir, własnymi rękami zdjął wrota z zawiasów i starannie oparł o mur.
— Ach, więc jest jeszcze nadzieja dla świata!
— A gdzie straże?
Drumknott obrzucił wzrokiem lady Margolottę.
— Pozwoliłem sobie ustawić część jako środek ostrożności na galerii ponad głównym holem. Mają kusze.
— Wycofaj ich — polecił Vetinari.
— Wycofać ich? — zdumiała się lady Margolotta.
— Wycofaj ich. — Vetinari zwrócił się wprost do Drumknotta. Następnie podał ramię swej towarzyszce. — O ile pamiętam, odpowiednie powiedzenie brzmi alea iacta est. Kości, droga lady, zostały rzucone. Teraz oboje sprawdzimy, jak się toczą.
— Będziesz miał przez to jakieś kłopoty? — spytała Glenda. Trzymała się blisko Nutta, kiedy wchodzili razem po schodach.
Główny hol pałacu wyglądał onieśmielająco, gdy był pusty. W takim właśnie celu został zaprojektowany.
— Dlaczego nie zapukałeś, jak wszyscy?
— Droga Glendo, ponieważ nie jestem taki jak wszyscy. I ty również nie.
— No więc co masz zamiar robić?
— Nie wiem. Co zrobi Lady? Nie mam pojęcia, ale chyba zaczynam rozumieć jej sposób myślenia i przychodzi mi już do głowy kilka możliwości.
Dwie postacie zstępowały po szerokich schodach prowadzących z holu w głąb budynku. Schody te zostały zbudowane tak, by mogły po nich przechodzić setki ludzi, więc ta para wydawała się dziwnie mała.
— Ach, pan Nutt — powitał ich Vetinari, kiedy dotarł już prawie na najniższy stopień. — I panna Sugarbean. Muszę przyłączyć się do gratulacji dla was obojga z powodu tego wspaniałego, choć nieoczekiwanego zwycięstwa Niewidocznych Akademików.
— Myślę, że powinien pan wprowadzić pewne zmiany w regułach — oświadczył Nutt.
— Na przykład jakie?
— Sędzia musi mieć asystentów. Nie może przecież być wszędzie. Kilka reguł trzeba również dołożyć. Chociaż pan Hoggett zachował się bardzo honorowo. Tak uważam.
— A profesor Rincewind może być znakomitym atakującym — zauważył Vetinari. — Jeśli tylko go przekonasz, że powinien zabierać ze sobą piłkę.
— Nigdy nie powiem tego nadrektorowi, panie, ale sądzę, że lepiej by się sprawdził na pozycji defensywnej.
— Kogo sugerujesz na jego miejsce? — zainteresował się Vetinari.
— No cóż, Charlie, ożywiony szkielet, pracujący w katedrze komunikacji post mortem, dobrze sobie radził na treningach. No i przecież… — Zawahał się. — Tak, przecież nie możemy nic poradzić na to, jakimi nas stworzono.
Obejrzeli się, słysząc za sobą ciche stukanie. Była to stopa lady Margolotty.
Nutt skłonił się lekko.
— Lady, mam nadzieję, że znajduję panią w dobrym zdrowiu.
— I ja ciebie, Nutt.
Nutt obejrzał się na Glendę.
— Jak brzmiało to kuchenne określenie?
— W dobrej formie — odparła Glenda.
— Tak, rzeczywiście. Jestem w bardzo dobrej formie — zapewnił Nutt. — I raczej pan Nutt, jeśli wolno, Lady.
— Czy zechcecie towarzyszyć nam przy późnej kolacji? — zaproponował Vetinari, przyglądając się obojgu uważnie.
— Nie, nie chcemy się narzucać, ale dziękuję za zaproszenie. Mam jeszcze wiele do załatwienia. Lady Margolotto…
— Tak?
— Zechce pani podejść?
Glenda obserwowała ich twarze: lekki uśmieszek Vetinariego, jej urażoną minę, spokojną pewność Nutta. Szelest długiej czarnej sukni upajał dźwiękiem, gdy lady Margolotta zeszła po ostatnich schodach i stanęła przed orkiem.
— Czy mam teraz wartość? — zapytał Nutt.
— Tak, Nutt, masz.
— Dziękuję — rzekł Nutt. — Ale przekonuję się, że wartość jest czymś, co trzeba gromadzić bezustannie. Prosiła pani, żebym stał się odpowiedni. Czy się stałem?
— Tak, Nutt, stałeś się.
— Czego teraz pani sobie życzy?
— Żebyś odszukał orki żyjące w Dalekim Überwaldzie i wyprowadził je z ciemności.
— A więc są jeszcze inne orki, takie jak ja?
— Może kilkadziesiąt. Ale trudno je uznać za takie jak ty. To żałosna gromada.
— Czy to one powinny żałować? — spytał Nutt.
Glenda patrzyła na ich twarze. Dziwne, ale lady Margolotta wyglądała na zaskoczoną.
— Wiele złych rzeczy działo się w Imperium Zła — rzekła. — Najlepsze, co możemy teraz zrobić, to próbować je cofnąć. Czy pomożesz w tym przedsięwzięciu?
— Na wszelkie możliwe sposoby — obiecał.
— Chciałabym, żebyś nauczył ich cywilizowanego zachowania — oświadczyła chłodno Lady.
Zastanowił się przez chwilę.
— Tak, oczywiście. Sądzę, że to całkiem możliwe — stwierdził.
— A kogo pani wyśle, żeby uczył ludzi?
Usłyszeli krótki wybuch śmiechu. Vetinari natychmiast podniósł dłoń do ust.
— Błagam o wybaczenie — powiedział.
— Ale ponieważ spada to na mnie — ciągnął Nutt — więc tak, wyruszę do Dalekiego Überwaldu.
— Pastor Oats na pewno z radością cię powita — powiedziała Margolotta.
— On jeszcze żyje? — ucieszył się Nutt.
— O tak, jak najbardziej, jest przecież jeszcze dość młody i kroczy, mając u boku wybaczenie. Pewnie uzna za całkiem właściwe, jeśli zechcesz mu towarzyszyć. Mówił mi nawet podczas jednej ze swych nazbyt rzadkich wizyt, że byłby zaszczycony, gdyby niekiedy mógł ci przekazać wybaczenie.
— Nutt nie potrzebuje wybaczenia! — wykrzyknęła Glenda.
Nutt uśmiechnął się i poklepał jej dłoń.
— Überwald to dzika kraina i niebezpieczna dla wędrowca — wyjaśnił. — Nawet dla człowieka świątobliwego. Wybaczenie to imię obosiecznego topora bojowego pastora Oatsa. Dla pastora krucjata przeciwko złu nie jest metaforą. Wybaczenie rozcięło moje łańcuchy. Z radością je poniosę.
— Królowie trolli i krasnoludów udzielą ci wszelkiej pomocy — obiecała lady.
Nutt kiwnął głową.
— Ale najpierw chciałbym prosić o drobną łaskę, panie — zwrócił się do Vetinariego.
— Proś, nie krępuj się.
— Wiem, że miasto posiada pewną liczbę golemów koni. Czy mógłbym pożyczyć jednego z nich?
— Ależ oczywiście — zapewnił Patrycjusz.
Nutt spojrzał na Glendę.
— Panno Sugarbean, Juliet zdradziła mi, że w tajemnicy marzyłaś, by jechać przez Quirm w ciepły letni wieczór, czując wiatr we włosach. Możemy wyruszyć natychmiast. Mam odłożone pieniądze.
Wszelkie powody, dla których nie powinna się zgodzić, jak piana wypełniły umysł Glendy. Wszędzie czekały odpowiedzialności, obowiązki i bezustanny zgiełk potrzeb. Istniało tysiąc i jeden powodów, żeby powiedzieć: nie.
— Tak — powiedziała.
— W takim razie nie będziemy już zajmować waszego cennego czasu, lady, wasza lordowska mość… Udam się prosto do stajni.
— Ale… — zaczęła Margolotta.
— Sądzę, że wszystko, co należało powiedzieć, zostało powiedziane — przerwał jej Nutt. — Oczywiście odwiedzę… odwiedzimy panią niedługo, gdy tylko zakończę tutaj swoje sprawy. Nie mogę się już doczekać.
Skinął im głową i z Glendą idącą obok, jakby unosiła się w powietrzu, odeszli tą samą drogą, którą przyszli.
— Miło było, prawda? — zapytał Vetinari. — Zauważyłaś, że przez cały czas trzymali się za ręce?
W progu Nutt odwrócił się na chwilę.
— Aha, jeszcze jedno. Dziękuję za brak kuszników w galerii. To byłoby takie… krępujące.