— KAŻDY CHŁOPIEC, KTÓRY NIE PRZYNIÓSŁ STROJU, BĘDZIE GRAŁ W MAJTKACH!
I natychmiast rozległ się krzyk Myślaka Stibbonsa:
— Chcę wiedzieć, kto mu to dał!
Tłum zaryczał i dał się słyszeć śmiech cichnący w oddali i przetaczający się po ulicach, kiedy każdy słuchający w zatłoczonym mieście przekazywał te słowa dalej. Budziły takie wspomnienia, że przynajmniej dwie osoby zaczęły podrabiać usprawiedliwienia od matek.
W swojej bramce bibliotekarz podciągnął się na górną poprzeczkę, by lepiej widzieć. Charlie Barton, strażnik bramki Zjednoczonych, spokojnie zapalał fajkę. A człowiekiem mającym tego dnia największe kłopoty na całym stadionie, może z wyjątkiem Treva, był naczelny redaktor „Pulsu”, pan William de Worde, który nie zaufał żadnemu ze swoich pracowników i sam postanowił opisać to wyjątkowe, niezwykle prestiżowe wydarzenie. Nie był tylko pewien, jak należy to robić.
Gdy zabrzmiał gwizdek, zaczął pisać:
Wódz Zjednoczonych, czy powinienem pisać „wódz”? Musi być jakieś lepsze określenie, sprawdzę to w biurze, wydaje się nie wiedzieć, co robić dalej. Nadrektor Ridcully (BF, nie, nie, później uzupełnię) kopnął mocno piłkę w stronę… no, trafiła Jimmy’ego Wilkinsa, dawniej z Kopalniaków, który chyba nie jest pewien, co z nią robić. Nie, nie, podniósł ją! Podniósł piłkę! Sędzia, którym jest były dziekan Niewidocznego Uniwersytetu, wezwał go, jak przypuszczam, na krótką powtórkę reguł tej nowej gry w piłkę.
Megafon, pomyślał de Worde. Przydałby mi się taki ogromny megafon, żebym mógł każdemu mówić, co się dzieje.
Piłka została przekazana, niech się przyjrzę, numer sześćdziesiąt dziewięć, tak, wielostronnie utalentowanemu profesorowi Bengo Macaronie, który zgodnie z przepisami, z nowymi regułami, ma prawo do tego, co nazwane jest wolnym, kopnięciem z miejsca, gdzie nastąpiło ich złamanie, i już… oto biegnie Bengo Ma… to znaczy przepraszam, profesor Bengo Macarona z Niewidocznych Akademików, i… coś podobnego! Piłka przeleciała przez całe boisko na wysokości ramienia, wydając przy tym dźwięk jak kuropatwa (sprawdzić z korespondentami „Wieści Natury”, czy użyłem właściwego porównania). Trafiła pana Charlie’go „Dużego Chłopca” Bartona w żołądek z taką siłą, że wepchnęła go do siatki! Wydaje się, że to gol! Co najmniej jeden gol, moim zdaniem! Tłum zerwał się na nogi, choć formalnie większość już tam była [pisał starannie, z powszechnie znanym codziennikarskim pragnieniem, by wszystko było zgodne z prawdą]. Tak, wiwatują chwilowemu bohaterowi. Pieśń płynąca z warg kibiców Akademików w ich wyjątkowej gwarze wydaje się brzmieć „Jeden Macarona, jest tylko jeden Macarona, jeden Macarooo-na”[22]. Nie, nie… Chyba coś się dzieje. Macarona opuścił boisko i tłumaczy coś kibicom z ożywieniem. Wydaje się ich pouczać. Ci, z którymi rozmawiał, wyglądają na przygaszonych.
W tym momencie jeden z asystentów wydawcy podbiegł z krótkim streszczeniem tego, co działo się po drugiej stronie boiska. De Worde pisał szybko, w nadziei że nie zawiedzie go samodzielnie wymyślone pismo stenograficzne:
Z gorącokrwistą stanowczością, charakteryzującą rodowitych Genoańczyków, profesor Macarona wyraźnie nalega, by wszelkie śpiewy na jego cześć uwzględniały pełne imię i nazwisko oraz listę tytułów, a teraz uprzejmie je spisuje. Krótka przerwa nastąpiła także wokół goła Zjednoczonych, gdyż koledzy z drużyny Charliego Bartona pomagają mu znaleźć fajkę, a także, jak wyszło na jaw [wydawca „Pulsu” lubił frazę „wyszło na jaw”] połówkę zapiekanki, którą, jak wyszło na jaw, spożywał w momencie trafienia gola. Wydaje się, że — podobnie jak wielu z nas — nie docenił szybkości nowej piłki.
A teraz piłka znowu znajduje się pośrodku boiska, gdzie trwa kolejna dyskusja.
— Przecież właśnie trafili gola! — rzekł pan Hoggett.
— Tak, rzeczywiście — przyznał były dziekan, sapiąc delikatnie. — To znaczy, że mają prawo do kopnięcia.
— To znaczy, że my nie, a przecież właśnie straciliśmy gola!
— Słusznie, ale tak stanowią reguły.
— Ale to niesprawiedliwie! My chcemy kopać, oni kopnęli ostatni!
— Nie chodzi o kopanie, panie Hoggett, tylko o to, co pan z nim robi.
Nadrektor Ridcully biegnie w stronę piłki. Odwraca się pospiesznie i kopie w stronę własnego gola.
Redaktor pisał jak szalony.
Prawie cała drużyna Zjednoczonych biegnie, by wykorzystać to niezwykłe faux pas, nie do końca uświadomieni [redaktor lubił też słowo „uświadomiony”, o wiele lepsze niż „świadomy”], ale słynny bibliotekarz Niewidocznego Uniwersytetu właśnie…
Przerwał, zamrugał i chwycił jednego z asystentów, który zjawił się właśnie z pełną listą tytułów Bengo Macarony. Pchnął go na krzesło.
— Zapisuj wszystko, co powiem! — zawołał. — I mam nadzieję, że stenografujesz lepiej ode mnie, bo jeśli nie, od rana jesteś zwolniony! To szaleństwo!
Zrobili to celowo. Mogę przysiąc, że zrobili to celowo. Kopnął piłkę prosto do swojego strażnika gola, wiedząc, mogę się założyć, że bibliotekarz zdoła wykorzystać znaną sprawność swego torsu i ramion, by rzucić piłkę przez niemal całą długość boiska. I oto jest Bengo Macarona, mniej czy bardziej niedostrzeżony przez przeciwników, pędzący ku pociskowi w chwili, gdy Zjednoczeni wypływają ze swej cytadeli, jak nieszczęśni Maranidzi w czasie pierwszej wojny prodostiańskiej [redaktor lubił myśleć o sobie jako klasycznym erudycie].
— Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem! — krzyknął do swego niemal ogłuszonego asystenta. — Mają całych Zjednoczonych w niewłaściwym miejscu!
Oto pędzi Macarona. Piłka wydaje się umocowana do jego stóp. A przed nim wyrasta chyba jedyny członek pechowego zespołu Zjednoczonych, który wie, co się dzieje. Pan Charles „Duży Chłopiec” Barton pomimo to wybiega chwiejnie z wylotu bramki niczym Gigant Octopal, gdy zoczył hordy Mormidonów.
Redaktor zamilkł, zapominając o wszystkim. Odległość między dwoma graczami malała z każdą chwilą.
— No nie — powiedział.
Tłum krzyknął głośno.
— Co się stało? — zapytał asystent. Jego ołówek zawisł nad kartką papieru.
— Nie widziałeś?! Nie widziałeś?! — wołał redaktor. Włosy miał rozczochrane i wyglądał jak człowiek bliski szaleństwa. — Macarona obiegł go dookoła! Nie mam pojęcia, jak utrzymał piłkę przy nogach!
— Chodzi panu o to, że go ominął? — spytał asystent.
Gwar tłumu jarzyłby się, gdyby był widzialny.
— Następny gol! — Redaktor osunął się na siedzenie. — Dwa gole w czasie dwóch minut! Nie, nie ominął, tylko przebiegł dookoła niego! Dwa razy! I przysięgam, na końcu biegł jeszcze szybciej.
— A tak — rzucił asystent, wciąż pilnie notując. — Byłem kiedyś na wykładzie o takich zjawiskach. Mówili o tych rzeczach, które nie trafiają żółwia świata. To jakby efekt kuli bilardowej: mógł uzyskać dodatkową prędkość, kiedy okrążał potężny korpus strażnika gola.
— Słuchaj, jak ryczy tłum — polecił redaktor. — I notuj wszystko.
— Tak, oczywiście. Brzmi to tak: Jeden profesor Macarona, dr thau (Rosp), dr maus (Chubb), magistaludorum (QIS), octavium (Hons), PHGK (Blit), DMSK, Mack, dr thau (Miedz), wizytujący profesor kurczaków (Uniwersytet Jahna Zdobywcy [2 piętro, Budynek Pakowania Krewetek, Genoa]), Primo Octo (Deux), wizytujący profesor przemian blitowospamowodziowych (Al Khali), KCbfJ, zwrotny profesor teorii blitu (Unki), dr thau (Unki), Didimus Supremius (Unki), emerytowany profesor determinizmu substratu blitu (Chubb), kierownik Katedry Blitu i Studiów Muzycznych (Quirmska Pensja dla Młodych Panien), jest tylko jeden profesor Macarona, dr thau (Rosp), dr maus (Chubb), magistaludorum (QIS), octavium (Hons), PHGK (Blit), DMSK, Mack, dr thau (Miedz), wizytujący profesor kurczaków (Uniwersytet Jahna Zdobywcy [2 piętro, Budynek Pakowania Krewetek, Genoa]), Primo Octo (Deux), wizytujący profesor przemian blitowospamowodziowych (Al Khali), KCbfJ, zwrotny profesor teorii blitu (Unki), dr thau (Unki), Didimus Supremius (Unki), emerytowany profesor determinizmu substratu blitu (Chubb), kierownik Katedry Blitu i Studiów Muzycznych (Quirmska Pensja dla Młodych Panien), jeden profesor Bengo Macaroooona, dr thau (Rosp), dr maus (Chubb), magistaludorum (QIS), octavium (Hons), PHGK (Blit), DMSK, Mack, dr thau (Miedz), wizytujący profesor kurczaków (Uniwersytet Jahna Zdobywcy [2 piętro, Budynek Pakowania Krewetek, Genoa]), Primo Octo (Deux), wizytujący profesor przemian blitowospamowodziowych (Al Khali), KCbfJ, zwrotny profesor teorii blitu (Unki), dr thau (Unki), Didimus Supremius (Unki), emerytowany profesor determinizmu substratu blitu (Chubb), kierownik Katedry Blitu i Studiów Muzycznych (Quirmska Pensja dla Młodych Panien), jest tylko jeeedeeen profesor Bengo Macarooonaaa, dr thau (Rosp), dr maus (Chubb), magistaludorum (QIS), octavium (Hons), PHGK (Blit), DMSK, Mack, dr thau (Miedz), wizytujący profesor kurczaków (Uniwersytet Jahna Zdobywcy [2 piętro, Budynek Pakowania Krewetek, Genoa]), Primo Octo (Deux), wizytujący profesor przemian blitowospamowodziowych (Al Khali), KCbfJ, zwrotny profesor teorii blitu (Unki), dr thau (Unki), Didimus Supremius (Unki), emerytowany profesor determinizmu substratu blitu (Chubb), kierownik Katedry Blitu i Studiów Muzycznych (Quirmska Pensja dla Młodych Panien). Ale przecież był chyba na spalonym?
22
Siedzący wśród publiczności uniwersytecki mistrz muzyki sięgnął po notes i zaczął pisać pospiesznie: