— Jak się zdaje, na to właśnie skarżą się pechowi wojownicy Zjednoczonych — poinformował redaktor. — Zgromadzili się wokół sędziego… Ach, cóż bym dał, żeby być muchą na tej ścianie!
— Tam nie ma ściany, proszę pana.
— Zdaje się… — Redaktor przerwał. — Kto to taki?
— O co chodzi?
— Popatrz na trybuny! Trybuny dla klas wyższych, muszę dodać, na które nie zostaliśmy zaproszeni.
Słońce uprzejmie wykorzystało okazję, by wysunąć się zza chmur i rozległa misa Hippo wyglądała jak wypełniona światłem.
— To ta mikrokolczugowa dziewczyna, proszę pana — stwierdził asystent.
Nawet niektórzy z protestujących graczy Zjednoczonych patrzyli teraz na trybuny. Aż kłuła w oczy, które mimo to za nią podążały.
— Mam jej obrazek na ścianie w sypialni — wyznał asystent.
— Wszyscy jej szukali. — Odkaszlnął. — Podobno nie obciera, wie pan…
Obecnie wszyscy gracze na boisku, z wyjątkiem nieszczęsnego Charliego Bartona, który doznał zawrotów głowy, tłoczyli się wokół sędziego.
— Powtarzam — tłumaczył były dziekan. — To był absolutnie poprawny gol. Odrobinę nieuprzejmy i na pokaz, jednakże całkowicie się mieści w ramach reguł. Widzieliście, jak trenują chłopcy z Niewidocznych. Gra toczy się szybko. Nie wysyła nikomu sekara z wiadomością, co będzie się działo dalej.
— Elementarnym błędem jest założenie — dał się słyszeć głos rozbrzmiewający nieco niżej — że nawet najmężniejszy strażnik bramki potrafi wytrwać samotnie wobec całej potęgi drużyny przeciwnej.
To był Nutt.
— Panie Nutt, nie powinien pan chyba im tego mówić — upomniał go Ridcully.
Pan Hoggett był wyraźnie przygnębiony.
— Widzę, że musimy się jeszcze wiele nauczyć — stwierdził.
Trev odciągnął Nutta na bok.
— I tutaj zaczyna się robić niedobrze — oświadczył.
— Proszę nie przesadzać, panie Trev. Doskonale sobie radzimy. W każdym razie Bengo sobie radzi.
— Nie patrzę na niego. Patrzę na Andy’ego, a on patrzy na Benga. Oni się nie spieszą. Czekają, aż starzy kopacze wpakują się w paskudną sytuację, a wtedy przejmą grę.
W tym momencie Trev otrzymał krótką lekcję tego, czemu magowie są magami.
— Mam pewną skromną propozycję, jeśli sędzia zechce mnie wysłuchać — odezwał się Ridcully. — Wprawdzie my na Niewidocznym Uniwersytecie jesteśmy całkowitymi nowicjuszami, ale mieliśmy więcej czasu, by opanować tę nową piłkę nożną, niż nasi obecni przeciwnicy. Dlatego proponuję, by oddać im jeden z naszych goli.
— Nie może pan tego zrobić, nadrektorze! — zaprotestował Myślak Stibbons.
— Czemu? Czy to wbrew regułom? — Głos Ridcully’ego nabrał głębi, a ton stał się wyraźnie bardziej pompatyczny. — Pytam pana, czy sportowy duch, przyjaźń i wielkoduszność są wbrew regułom?
Pod koniec tego zdania nadrektor był już słyszalny prawie do samych granic stadionu.
— No więc oczywiście nic tego nie zakazuje. Podobnie jak żaden przepis nie zakazuje prania bielizny w czasie meczu… A to dlatego, że nikt by tego nie zrobił!
— Zgoda, panie Hoggett? Jeden z naszych goli należy do was. Wynik jest zatem równy.
Hoggett jak ogłupiały spoglądał na swoich graczy.
— No więc… Skoro pan nalega…
— Nawet nie chcę słyszeć o odmowie — zapewnił serdecznym tonem Ridcully.
— Na wszystkich bogów, dlaczego on to zrobił? — zdumiał się redaktor naczelny „Pulsu”, kiedy zdyszany goniec przyniósł mu wieści.
— To był niezwykle wspaniałomyślny gest.
— Dlaczego pan to zrobił? — spytał nadrektora Myślak.
— Nie mam nic do ukrycia, Stibbons. Wspaniałomyślny do przesady, taki właśnie jestem. To nie moja wina, że nie wiedzą, iż przewyższamy ich pod każdym względem. Teraz przez resztę meczu nie zdołają o tym zapomnieć.
— To raczej… sprytne, nadrektorze.
— Rzeczywiście, prawda? Jestem całkiem zadowolony. I w dodatku znowu kopiemy pierwsi. Nic dziwnego, że to taka popularna gra.
— To był niezwykle psychologiczny manewr — mówił Nutt do Treva, kiedy wracali do linii bocznej. — Nieco okrutny, być może, ale pomysłowy.
Trev milczał. Zabrzmiał przenikliwy dźwięk gwizdka, a zaraz po nim wrzask sędziego:
— ODROBINA GRADU CI NIE ZASZKODZI, MÓJ CHŁOPCZE! TO ZDROWE I WYJDZIE CI NA DOBRE!
— To magia — zauważył Trev. — Czy powinna się dziać?
— Nie — odpowiedział idący za nim Myślak. — To tylko opanowanie przez ducha.
— W tej grze chodzi przede wszystkim o opanowanie i ducha, panie Trev — dodał Nutt.
Trev spojrzał w stronę trybun. Widział tam migotliwą postać Juliet, ledwie o kilka stóp od samego Vetinariego, mającą po bokach Glendę i Pepe. To się nigdy nie uda, prawda? — pomyślał. Ona i chłopak ze świecowych kadzi?
Nic z tego nie będzie. Nie teraz.
I wtedy Bengo krzyknął i zdawało się, że każdy głos na stadionie przyłączył się do tego wspólnego:
— OOOOOCH!
I znowu zabrzmiał gwizdek.
— Co się stało? — spytał redakcyjny asystent.
— Nie mam pewności. Znowu podali piłkę Macaronie, a potem on się zderzył z dwójką graczy Zjednoczonych i wszyscy padli na ziemię.
Nutt, który pierwszy dobiegł do leżącego Macarony, spojrzał ponuro na Treva.