20
Gdy tylko znalazł się w pokoju, otworzył paczkę, którą dał mu brat: album ze zdjęciami z jego dzieciństwa – matka, ojciec, brat i na wielu mały Josef; odkłada je na bok, żeby zabrać z sobą. Dwie książki z rysunkami dla dzieci; wyrzuca je do kosza. Dziecięcy rysunek kredkami z dedykacją: „mamie na urodziny", i z niezdarnym jego podpisem -wyrzuca. Dalej zeszyt. Otwiera go: jego dziennik z liceum. Jak mógł go zostawić u rodziców?
Zapiski pochodzą z pierwszych lat komunizmu, lecz nie zaspokaja nimi ciekawości, trafia jedynie na opisy randek z dziewczynami z liceum. Przedwczesny libertyn?
Ależ nie: prawiczek. Przerzuca nieuważnie kartki, po chwili zatrzymuje się na wyrzutach skierowanych do jakiejś dziewczyny: „Powiedziałaś mi, że w miłości chodzi wyłącznie o ciało. Maleńka, czmychnęłabyś gdzie pieprz rośnie, gdyby jakiś mężczyzna ci wyznał, że chce tylko twego ciała. I zrozumiałabyś, czym jest okrutne poczucie samotności." Samotność. To słowo często powraca. Usiłował je przestraszyć, kreśląc przerażającą perspektywę samotności. Po to, by go kochały, wygłasza im kazania niczym ksiądz: poza uczuciami seks jest pustynią, na której umiera się ze smutku.
Czyta i nie przypomina sobie niczego. Co przyszedł mu powiedzieć ten nieznajomy?
Przypomnieć mu, że kiedyś żył tu pod jego nazwiskiem? Josef wstaje i podchodzi do okna. Plac jest oświetlony popołudniowym słońcem i malowidło dwóch dłoni na wielkiej ścianie widać tym razem wyraźnie: jedna jest biała, druga czarna. Nad nimi trzyliterowy znak firmowy gwarantuje „bezpieczeństwo" i „solidarność". Bez najmniejszego wątpienia malowidło wykonano po 1989, kiedy kraj przerzucił się na slogany nowych czasów: braterstwo wszystkich ras; melanż wszystkich kultur; jedność wszystkiego, jedność wszystkich.
Ręce ściskające się na afiszach. Josef już je widział! Czeski robotnik ściskający dłoń rosyjskiego żołnierza! Choć znienawidzony, ten propagandowy obraz był niepodważalnie częścią historii Czechów, którzy mieli tysiące przyczyn, by ściskać lub odpychać ręce Rosjan czy Niemców! Ale czarna dłoń? W tym kraju ludzie ledwie wiedzieli, że Murzyni istnieją. Jego matka w życiu nie spotkała żadnego.
Patrzy na te dłonie zawieszone między niebem a ziemią, ogromne, większe niż dzwonnica kościoła, dłonie, które nadały miejscu skrajnie odmienny wygląd.
Wpatruje się długo w plac pod sobą, jakby szukał w nim śladów, które jako młodzieniec zostawił na bruku, kiedy przechadzał się tu z kolegami. „Koledzy"; wymawia to słowo powoli, półgłosem, aby wdychać zapach (słaby! ledwo wyczuwalny!) pierwszych lat swej młodości, ów czas zakończony, zagubiony, czas porzucony, smutny jak sierociniec; lecz w przeciwieństwie do Ireny, w tamtym prowincjonalnym miasteczku francuskim, nie rozczula się przeszłością, która, bezbronna, teraz tu prześwituje; nie czuje żadnej chęci powrotu, niczego poza lekkim dystansem, oderwaniem.
Gdybym był lekarzem, postawiłbym mu taką diagnozę: „chory cierpi na brak tęsknoty".
21
Jednak Josef nie uważa, że jest chory. Uważa, że jest przenikliwy. Niedostatek tęsknoty jest dla niego dowodem na niewielką wartość jego przeszłego życia.
Zatem poprawiam moją diagnozę: „chory cierpi na masochistyczne zniekształcenie pamięci". Istotnie, pamięta jedynie te sytuacje, które wywołują w nim niezadowolenie z siebie samego. Nie lubi swego dzieciństwa. Ale czy jako dziecko nie miał wszystkiego, czego tylko chciał? Czy ojca nie uwielbiali wszyscy pacjenci? Dlaczego jego brat był z tego dumny, a on nie? Często bił się ze swym kolegami i bił się dzielnie. No więc zapomniał o wszystkich zwycięstwach, a zawsze będzie pamiętał kolegę, którego uważał za słabeusza i który położył go pewnego dnia na łopatki i przytrzymał leżącego przez dziesięć głośno odliczanych sekund. Do dziś czuje na skórze poniżający dotyk ziemi. Kiedy mieszkał jeszcze w Czechach i spotykał ludzi, którzy poznali go wcześniej, dziwił się zawsze, że mają go za kogoś raczej odważnego (on widział w sobie tchórza), kostycznego (on uważał się za nudziarza) i o dobrym sercu (on pamiętał jedynie swoje świństewka).
Bardzo dobrze wiedział, że jego pamięć go nienawidzi, że rzuca na niego same kalumnie; usiłował zatem jej nie dowierzać i być wobec własnego życia bardziej wyrozumiały. Daremny trud: nie odczuwał żadnej przyjemności, patrząc w tył, i czynił to możliwie najrzadziej.
Wedle tego, co chce wmówić innym i sobie, opuścił kraj, gdyż nie mógł znieść poddaństwa i upokorzenia. To, co mówi, jest prawdą, jednakże większość Czechów czuła się, podobnie jak on, posłuszna i poniżona, a przecież nie czmychnęli oni za granicę, zostali w kraju, gdzie kochali siebie, i kochali siebie wraz z życiem, którego nie dało się oddzielić od miejsca, gdzie żyli. Ponieważ jego pamięć była nieżyczliwa i nie przynosiła Josefowi niczego, co by mogło nadać wartość jego życiu we własnym kraju, przekroczył granicę krokiem lekkim i bez żalu.
Czy za granicą jego pamięć utraciła swój szkodliwy wpływ? Tak; bo też za granicą Josef nie miał ani powodów, ani okazji, żeby zajmować się wspomnieniami związanymi z krajem, w którym już nie mieszkał; takie było prawo masochistycznej pamięci: w miarę jak kawały życia rozpadają się w zapomnieniu, człowiek wyzbywa się tego, co kocha, i czuje się lżejszy, swobodniejszy.
Przede wszystkim jednak za granicą Josef się zakochał, a miłość egzaltuje się czasem teraźniejszym. Jego przywiązanie do teraźniejszości wypędziło wspomnienia, ustrzegło go przed ich interwencją; jego pamięć nie stała się przez to mniej życzliwa, lecz zaniedbana, trzymana na uboczu, straciła nad nim władzę.
22
Im obszerniejszy jest czas, który pozostawiliśmy poza sobą, tym trudniej oprzeć się głosowi, który wzywa nas do powrotu. Zdanie to wygląda na oczywistość, a jednak jest fałszywe. Człowiek starzeje się, koniec się zbliża i szkoda tracić czas na wspominanie. Należy zrozumieć matematyczny paradoks tęsknoty: jest potężniejsza we wczesnej młodości, kiedy objętość minionego życia jest nikła.
Z mgieł czasu, w którym Josef był licealistą, wynurza się przed mymi oczyma młoda dziewczyna; jest wysmukła, piękna, jest dziewicą i jest melancholijna, gdyż rozstała się właśnie z chłopcem. To jej pierwszy miłosny zawód, cierpi, lecz ból jest mniejszy niż zdziwienie, jakie odczuwa, odkrywając czas; widzi go teraz takim, jakim nigdy wcześniej nie widziała:
Aż dotąd czas ukazywał się jej pod postacią teraźniejszości, która idzie naprzód i pochłania przyszłość; obawiała się jego szybkości (kiedy czekała na coś niemiłego) albo buntowała ją jego powolność (kiedy czekała na coś pięknego). Tym razem czas ukazuje się jej całkiem inaczej: to nie zwy- cięska teraźniejszość władająca przyszłością, to teraźniejszość zwyciężona, schwytana, porwana przez przeszłość. Widzi chłopaka, który odrywa się od jej życia i odchodzi, na zawsze już niedostępny. Zahipnotyzowana, może jedynie wpatrywać się w ten oddalający się kawałek życia, może wpatrywać się w niego i cierpieć. Doznaje całkiem nowego uczucia, które nazywa się tęsknotą.
Uczucie to, nieprzeparte pragnienie powrotu, odsłania przed nią od razu istnienie przeszłości, władzę przeszłości, jej przeszłości; w domu jej życia pokazały się okna, okna zwrócone w tył, w stronę tego, co przeżyła; bez tych okien nie można już wyobrazić sobie jej istnienia.