Pewnego dnia ze swym nowym kochankiem (kochankiem platonicznym oczywiście) idą leśną drogą w pobliżu miasta; to na tej drodze kilka miesięcy wcześniej spacerowała ze swym poprzednim kochankiem (z którym zerwanie pozwoliło jej odczuć pierwszą tęsknotę) i ta zbieżność ją wzrusza. Świadomie kieruje się w stronę małej, rozpadającej się kapliczki na skrzyżowaniu leśnych dróg, gdyż tam właśnie jej pierwszy kochanek usiłował ją pocałować. Nieprzeparta pokusa każe jej przeżyć raz jeszcze chwile minionej miłości. Pragnie, by obie historie miłosne się przecięły, spokrewniły, zmieszały, naśladowały siebie wzajemnie i od tego złączenia rosły i rosły.
Kiedy tamten kochanek próbował w tym miejscu przystanąć, aby przytulić ją do siebie, ona, szczęśliwa i zmieszana, przyśpieszyła kroku i mu w tym przeszkodziła. Co się stanie tym razem? Jej obecny kochanek również zwalnia kroku, również zamierza ją objąć! Zachwycona tym powtórzeniem (cudem tego powtórzenia), wysłuchuje imperatywu podobieństwa i przyśpiesza kroku, ciągnąc go za rękę.
Od tego czasu poddaje się urokowi tych powinowactw, tych ukradkowych kontaktów teraźniejszości z przeszłością, poszukuje ech, odpowiedniości, współdźwięków, które pozwalają jej odczuć dystans między tym, co było, a tym, co jest; ma wrażenie, że wyzwala się z młodości, staje się dojrzała, dorosła, co oznacza dla niej, że jest już tą, która rozpoznała czas, pozostawiła fragment życia za sobą i może odwracać głowę, by je zobaczyć.
Pewnego razu widzi swego kochanka nadbiegającego w niebieskiej kurtce i przypomina sobie, że jej pierwszy kochanek też jej się podobał w niebieskiej kurtce. Innego dnia, patrząc jej w oczy, wychwala jej urodę śmiałą metaforą; jest tym urzeczona, gdyż jej pierwszy kochanek wypowiedział 0 jej oczach dokładnie to samo śmiałe zdanie. Zbieżności ją zachwycają. Nigdy nie czuje się do tego stopnia nasycona pięknem jak w chwilach, gdy tęsknota za pierwszą, minioną miłością miesza się z niespodziankami miłości nowej.
Wtargnięcie dawnego kochanka w historię, którą właśnie przeżywa, nie jest dla niej tajemną niewiernością, wzmaga ona jeszcze uczucia dla tego, kto idzie obok niej.
Gdy będzie starsza, dostrzeże w tych podobieństwach żałosną jednostajność dwóch indywiduów (którzy przystają w tych samych miejscach, by ją pocałować, mają ten sam gust w ubieraniu się, schlebiają kobiecie tą samą metaforą) 1 nużącą monotonię zdarzeń (które są wiecznym powtórzeniem tego samego); ale w młodości zbieżności te odbiera jako cud i doszukuje się w nich ukrytego znaczenia. Fakt, że dzisiejszy kochanek dziwnie przypomina poprzedniego, czyni go jeszcze bardziej wyjątkowym, jeszcze bardziej oryginalnym, i sądzi, że jest jej tajemnie przeznaczony.
23
Nie, w jego dzienniku nie ma żadnej aluzji do polityki. Żadnego śladu epoki, może z wyjątkiem purytanizmu pierwszych lat komunistycznych i, w tle, ideału miłości sentymentalnej. Uwagę Josef a zwraca wyznanie prawiczka: łatwo zdobywał się na odwagę, by dotknąć piersi dziewczyny, lecz musiał przezwyciężać wstydliwość, by dotknąć jej tyłka. Miał wyczucie precyzji: „Podczas wczorajszej randki ośmieliłem się dotknąć tyłka D. tylko dwa razy".
Onieśmielany przez tyłek, tym bardziej żądny był uczuć: „Zapewnia mnie o swej miłości, obietnica, że będziemy kopulować, jest moim zwycięstwem…" (kopulacja jako dowód miłości jest wyraźnie ważniejsza niż sam fizyczny akt), „…ale jestem rozczarowany: nie ma w naszych spotkaniach żadnej ekstazy. Przeraża mnie wyobrażenie naszego wspólnego życia". I dalej: „jakże męcząca jest wierność, która nie ma źródeł w prawdziwej namiętności".
Ekstaza; wspólne życie; wierność; prawdziwa namiętność. Josef zatrzymuje się przy tych słowach. Co mogły oznaczać wówczas dla niedojrzałego człowieka? Były tyleż wielkie, co niejasne i ich siła polegała właśnie na ich mglistości.
Poszukiwał uczuć, których nie znał, nie rozumiał: szukał ich u swej partnerki (uważny na najmniejszy przejaw uczucia na jej twarzy), szukał w sobie (podczas bezkresnych godzin introspekcji), lecz zawsze był rozczarowany. Zanotował wówczas (Josef musi przyznać, że uwaga była zadziwiająco przenikliwa): „pragnienie odczuwania współczucia dla niej i pragnienie sprawiania jej cierpienia są jednym i tym samym pragnieniem". I rzeczywiście, zachowywał się tak, jakby to zdanie go prowadziło: chcąc doznać współczucia (osiągnąć ekstazę współczucia), czynił wszystko, żeby zaczęła cierpieć; torturował ją: „Wzbudziłem w niej wątpliwość co do mojej miłości. Rzuciła mi się w ramiona, pocieszyłem ją, skąpałem się w jej smutku i przez chwilę poczułem w sobie iskierkę podniecenia".
Josef usiłuje zrozumieć prawiczka, wejść w jego skórę, lecz nie umie. Ten sentymentalizm zmieszany z sadyzmem jest całkowicie sprzeczny z jego upodobaniami i z naturą. Wyrywa z dziennika białą stronę, chwyta ołówek i przepisuje zdanie: „skąpałem się w jej smutku". Wpatruje się długo w oba zapisy: pismo w tym starszym jest nieco niezdarne, lecz litery mają ten sam kształt co litery dziś napisane. To podobieństwo sprawia mu przykrość, drażni go, szokuje.
W jaki sposób dwie tak sobie obce, różne osoby mogą mieć identyczne pismo? Na czym polega owa wspólność, która z niego i z tamtego smarkacza czyni jedną osobę?
24
Ani prawiczek, ani licealistka nie mieli dla siebie wolnego mieszkania, w którym by się mogli zamknąć; obiecaną kopulację musieli odłożyć do letnich wakacji, które były jeszcze daleko. Tymczasem chodzili za rękę po chodnikach lub leśnych drogach (młodzi kochankowie bywali wówczas nie-znużonymi piechurami), skazani na wciąż te same rozmowy i dotyki, które prowadziły donikąd. Na tej pustyni bez uniesień oznajmił pewnego dnia, że będą musieli się rozstać, gdyż wkrótce ma się przeprowadzić do Pragi.
Josef jest zaskoczony tym, co czyta; przeprowadzić się do Pragi? Taki zamiar był po prostu niemożliwy, gdyż jego rodzina nie chciała nigdzie wyjeżdżać. I nagle z niepamięci wyłania się wspomnienie, nieprzyjemnie obecne i żywe: stoi na leśnej drodze zwrócony twarzą do dziewczyny i mówi jej o Pradze! Mówi o swej przeprowadzce i kłamie! Przypomina sobie doskonale świadomość swego kłamstwa, widzi siebie, jak mówi i kłamie, kłamie, aby doprowadzić licealistkę do płaczu!
Czyta: „Szlochając, rzuciła mi się w ramiona. Śledziłem uważnie każdą oznakę jej cierpienia i żałuję, że nie przypominam sobie dokładnej liczby jej szlochów." Czy to możliwe? „…śledziłem uważnie każdą oznakę jej cierpienia…", liczył jej szlochy! Kat-księgowy! To był jego sposób na to, by czuć, żyć, smakować, spełniać miłość! Objął ją, ona szlochała, a on liczył!
Czyta dalej: „Później się uspokoiła i powiedziała: «Rozumiem teraz tych poetów, którzy pozostawali wierni aż do śmierci.» Podniosła głowę w moją stronę i jej wargi drżały." W dzienniku słowo „drżały" zostało podkreślone.
Nie przypomina sobie ani jej słów, ani jej drżących warg. Żywym wspomnieniem jest jedynie chwila, w której wypowiada swe kłamstwa o przeprowadzce do Pragi.
Nic innego w jego pamięci nie pozostało. Usiłuje przypomnieć sobie wyraźniej rysy tamtej egzotycznej dziewczyny, która nie powoływała się na piosenkarzy albo graczy w tenisa, lecz na poetów; poetów, tych, co „pozostawali wierni aż do śmierci"! Smakuje anachronizm tego troskliwie zanotowanego zdania i odczuwa coraz większą tkliwość dla tej dziewczyny, tak łagodnie staromodnej. Jedyną rzeczą, którą jej wyrzuca, jest to, że się zakochała w beznadziejnym smarkaczu, mającym jedno tylko pragnienie, by ją torturować.
Ach, tamten smarkacz; widzi go, jak wpatruje się w wargi dziewczyny, wargi, które drżą wbrew jej woli, bez opanowania, nie do opanowania! Musiał być podniecony, tak jakby obserwował orgazm (orgazm kobiecy, o którym nie miał najmniejszego pojęcia)! Być może nawet mu stanął! Z pewnością!