Выбрать главу

Dość! Josef przerzuca stronę i dowiaduje się, że licealistka szykowała się do tygodniowego wyjazdu ze swą klasą na obóz narciarski w wysokich górach; smarkacz zaprotestował, zagroził zerwaniem; wyjaśniła, że wyjazd należy do szkolnych obowiązków; nie chciał o niczym słyszeć i wpadł we wściekłość (wreszcie jakaś ekstaza! ekstaza wściekłości!). „Jeśli pojedziesz, między nami wszystko skończone. Przysięgam ci, skończone!" Co mu odparła? Czy jej wargi zadrżały, kiedy usłyszała jego histeryczny wybuch?

Z pewnością nie, gdyż ten nieopanowany ruch warg, ten dziewiczy orgazm, podniecał go tak bardzo, że nie omieszkałby o nim wspomnieć. Wydaje się, że tym razem przecenił swą władzę. Nie ma bowiem już żadnej notatki o licealistce.

Następuje kilka opisów mdłych randek z inną dziewczyną (przeskakuje linijki) i dziennik kończy się na siódmej klasie (w liceach czeskich było ich osiem), dokładnie w chwili, gdy pewna starsza od niego kobieta (tę akurat dobrze sobie przypomina) sprawiła, że odkrył miłość fizyczną, i przestawiła jego życie na inne tory; tego wszystkiego już nie zanotował, dziennik nie przeżył dziewictwa swego autora; króciutki rozdział jego życia skończył się i bez ciągu dalszego oraz skutków został odstawiony na ciemną półkę rzeczy zapomnianych.

Zaczyna drzeć strony dziennika na drobne kawałki. Gest z pewnością przesadny, zbędny; ale odczuwa potrzebę, by jego niechęć mogła się wyrazić; potrzebę zniszczenia smarkacza, aby któregoś dnia (choćby miało to być w koszmarnym śnie) nie został z nim pomylony, wygwizdany zamiast niego, uznany za odpowiedzialnego za jego słowa i postępki!

25

W tej chwili zadzwonił telefon. Przypomniał sobie o kobiecie, którą spotkał na lotnisku, i chwycił słuchawkę.

– Nie pozna mnie pan – usłyszał.

– Ależ tak, poznaję. Tylko dlaczego mówisz do mnie pan?

– Jeśli chcesz, będę mówiła ty. Ale i tak nie domyślisz się, z kim mówisz.

Nie, to nie był głos kobiety z lotniska. Był to jeden z tych zblazowanych głosów o nieprzyjemnie nosowej wymowie. Poczuł zakłopotanie. Przedstawiła się: córka z pierwszego małżeństwa jego żony, z którą rozwiódł się po kilku miesiącach wspólnego życia, trzydzieści lat temu.

– Istotnie, nie mogłem wiedzieć, z kim mówię – powiedział z wymuszonym śmiechem.

Od rozwodu nigdy ich nie widział, ani byłej żony, ani pasierbicy, która w jego wspomnieniach pozostała małą dziewczynką.

– Muszę z panem porozmawiać. Z tobą porozmawiać -poprawiła się.

Pożałował, że odezwał się do niej na ty, ta zażyłość była nieprzyjemna, ale nie mógł już nic poradzić: – Skąd wiesz, że tu jestem? Nikt o tym nie wie.

– A jednak.

– Słucham?

– Twoja bratowa.

– Nie wiedziałem, że ją znasz.

– Mama ją zna.

W jednej chwili zrozumiał, że między obiema kobietami nawiązało się spontaniczne porozumienie.

– Dzwonisz zatem do mnie w imieniu mamy? Zblazowany głos zrobił się natarczywy:

– Muszę z tobą porozmawiać. Koniecznie muszę porozmawiać.

– Ty czy mama? -Ja.

– Powiedz najpierw, o co chodzi?

– Chcesz się ze mną zobaczyć czy nie?

– Proszę cię, żebyś powiedziała, o co chodzi. Zblazowany głos zrobił się napastliwy: – Jeśli nie chcesz się ze mną zobaczyć, powiedz to otwarcie.

Nienawidził jej nalegania, lecz nie miał śmiałości się jej pozbyć. Utrzymywanie w tajemnicy powodu żądanego spotkania było ze strony pasierbicy skutecznym podstępem; poczuł niepokój.

– Zostaję tylko parę dni, mam mało czasu. Może dałbym radę znaleźć z pół godziny… – i wyznaczył jej spotkanie w kawiarni w Pradze w dniu swego wyjazdu.

– Nie przyjdziesz.

– Przyjdę.

Kiedy odłożył słuchawkę, poczuł jakby mdłości. Czego mogły od niego chcieć?

Porady? Nikt nie staje się napastliwy, kiedy potrzebuje porady. Chciały zawrócić mu głowę. Dowieść, że istnieją. Zabrać mu czas. Lecz w takim razie po co przystał na spotkanie? Z ciekawości? No przecież! Ustąpił ze strachu. Poddał się staremu odruchowi: aby móc się obronić, zawsze chciał być o wszystkim poinformowany przed czasem. Ale bronić się? Dzisiaj? Przed czym? Oczywiście nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Po prostu głos pasierbicy otoczył go mgłą starych wspomnień: intrygi; interwencje rodziców; usunięcie ciąży; płacze; oszczerstwa; szantaże; uczuciowe agresje; sceny gniewu; anonimowe listy; spiski dozorczyń. Życie, które pozostawiliśmy za sobą, ma brzydki zwyczaj wychodzenia z cienia, skarżenia się na nas, wytaczania nam procesów. Daleko od Czech Josef przestał liczyć się ze swą przeszłością. Ale przeszłość była, czekała na niego. Josef, nieswój, usiłował myśleć o czymś innym. Lecz o czym może myśleć człowiek, który przyjechał zobaczyć kraj swej przeszłości, jeśli nie o przeszłości? Co będzie robił przez te dwa dni, które mu pozostają? Odwiedzi miasto, gdzie praktykował jako weterynarz? Będzie wystawał rozczulony przed domem, w którym mieszkał? Nie miał na to najmniejszej ochoty. Czy przynajmniej wśród jego dawnych znajomych jest ktoś, z kim naprawdę chciałby się spotkać? Wynurzył się obraz N. Niegdyś pachołki rewolucji oskarżyły młodziutkiego Josefa o Bóg wie co (w tamtych latach wszyscy byli oskarżani prędzej czy późnej o Bóg wie co); N., wpływowy komunista na uniwersytecie, bronił go, nie dbając o własne poglądy i własną rodzinę. W ten sposób stali się przyjaciółmi i Josef mógł sobie wyrzucać jedynie to, że niemal zapomniał o nim na emigracji. „Czerwony komisarz! Wszyscy się przed nim trzęśli", powiedziała bratowa, dając do zrozumienia, że Josef związał się z człowiekiem reżymu dla własnego interesu.

Biedne kraje wstrząsane historycznymi datami! Po zakończonej bitwie wszyscy podejmują karne ekspedycje w przeszłość, aby ustrzelić winnych. Ale kto był winien? Komuniści, którzy w 1948 wygrali? Czy ich niewydarzeni przeciwnicy, którzy przegrali? Kiedy brat Josefa zapisał się do partii, aby móc kontynuować studia, przyjaciele oskarżyli go o karierowiczostwo. Tym bardziej znienawidził komunizm, który czynił go odpowiedzialnym za własne tchórzostwo, a jego żona skupiła swą własną nienawiść na ludziach pokroju N., który, jeszcze przed rewolucją marksista z przekonania, uczestniczył z własnej wolnej woli (a zatem, żadnego dla niego przebaczenia) przy narodzinach tego, co uważała za największe zło.

Telefon znowu zadzwonił. Chwycił słuchawkę i tym razem był pewien, że ją poznaje:

– No wreszcie!

– Ach, jak się cieszę z tego „wreszcie"! Czekałeś na mój telefon?

– Z niecierpliwością.

– Naprawdę?

– Byłem w fatalnym nastroju! Twój głos wszystko zmienia!

– Ach, uszczęśliwiasz mnie! Jakżebym chciała, żebyś był ze mną tu, gdzie jestem.

– Tak bardzo żałuję, że to niemożliwe.

– Żałujesz, naprawdę?

– Czy zobaczę cię przed wyjazdem?

– Tak, zobaczysz.

– Na pewno?

– Oczywiście! Pojutrze zjemy razem obiad!

– Będzie mi bardzo miło.

Podał jej adres hotelu w Pradze.

Kiedy odłożył słuchawkę, jego spojrzenie trafiło na podarty dziennik, zamieniony na stole w kopczyk papierowych strzępów. Wziął te papierzyska i radośnie wrzucił do kosza.

26

Trzy lata przed 1989 Gustaf otworzył w Pradze oddział swej firmy, lecz w ciągu roku przyjeżdżał tylko parokrotnie. Wystarczyło mu to, by pokochać miasto i widzieć w nim idealne miejsce do życia; nie tylko ze względu na miłość do Ireny, lecz także (a może przede wszystkim) dlatego, że czuł się tu jeszcze bardziej niż w Paryżu odcięty od Szwecji, swej rodziny, swego przeszłego życia. Kiedy z Europy nieoczekiwanie zniknął komunizm, bez wahania narzucił swej firmie Pragę jako strategiczny punkt dla podboju nowych rynków.