30
Kiedy brat powiedział mu: „Ożeniłeś się tam, o ile mi wiadomo", odpowiedział: „tak", niczego więcej nie dodając. Być może, gdyby brat użył innego sformułowania i zamiast „ożeniłeś się", zapytał: „Jesteś żonaty?", wówczas Josef by odpowiedział: „Nie, jestem wdowcem". Nie miał zamiaru oszukiwać brata, lecz sposób, w jaki ten sformułował pytanie, pozwolił mu przemilczeć śmierć żony.
Podczas późniejszej rozmowy brat i bratowa nie robili żadnych do niej aluzji.
Oczywiście z zakłopotania: dla własnego bezpieczeństwa (aby uniknąć wezwań na policję), nie podtrzymywali jakiegokolwiek kontaktu z krewnym na emigracji i nie uzmysłowili nawet sobie, że ta narzucona sobie ostrożność wkrótce przeistoczyła się w głęboki brak zainteresowania: nie wiedzieli niczego o jego żonie, nie znali jej wieku, imienia, zawodu i swym milczeniem chcieli ukryć swą niewiedzę, która ujawniała całe nędzę ich stosunków z Josefem.
Ale Josef się nie obraził; ich niewiedza była mu na rękę. Odkąd pogrzebał żonę, zawsze czuł się nieswojo, kiedy musiał powiadomić kogoś o jej śmierci; tak jakby ją zdradzał w najintymniejszej intymności. Przemilczając jej śmierć, miał wciąż poczucie, że ją chroni.
Albowiem martwa żona jest żoną bezbronną; nie ma już władzy, nie ma już wpływu; już się nie szanuje jej życzeń czy upodobań; martwa nie może niczego chcieć, dopraszać się o szacunek, prostować oszczerstw. Nigdy nie czuł dla niej współczucia równie bolesnego, równie dojmującego jak wówczas, gdy umarła.
31
Jonas Hallgrimsson był wielkim poetą romantycznym i także wielkim bojownikiem o wolność Islandii. Cała Europa małych narodów miała w XIX wieku takich romantycznych poetów-patriotów: Petófiego na Węgrzech, Mickiewicza w Polsce, Preśerena w Słowenii, Machę w Czechach, Szewczenkę na Ukrainie, Wergelanda w Norwegii, Lónnrota w Finlandii i wielu innych. Islandia była wówczas kolonią Danii i Hallgrimsson ostatnie lata życia spędzał w stolicy. Wszyscy wielcy poeci romantyczni, poza tym, że byli wielkimi patriotami, ostro pili. Pewnego dnia Hallgrimsson, pijany w sztok, spadł ze schodów, złamał sobie nogę, wdała się gangrena, umarł i został pochowany na cmentarzu w Kopenhadze. Było to w roku 1845. Dziewięćdziesiąt dziewięć lat później, w 1944, proklamowano Republikę Islandzką. Od tej chwili wypadki przyspieszyły bieg. W 1946 dusza poety nawiedziła we śnie bogatego islandzkiego przemysłowca i powierzyła mu swe troski: „Od stu lat mój szkielet spoczywa za granicą, we wrogim kraju. Czy nie przyszła chwila, by powrócił do wolnej Itaki?" Schlebiony i poruszony tą nocną wizytą, przemysłowiec-patriota kazał wydobyć szkielet poety z wrogiej ziemi i przewiózł go do Islandii, zamierzając go pochować w pięknej dolinie, w której poeta się urodził. Ale nikt nie umiał powstrzymać szaleńczego biegu wypadków: w niewymownie pięknym krajobrazie Thingvellir (świętym miejscu, w którym tysiąc lat temu pierwszy islandzki parlament zbierał się pod gołym niebem) ministrowie nowej republiki stworzyli cmentarz dla wielkich ludzi ojczyzny; porwali poetę przemysłowcowi i pogrzebali go w panteonie, w którym znajdował się wówczas tylko jeden grób innego wielkiego poety (w małych narodach jest obfitość wielkich poetów), Einara Benediktssona.
Ale wypadki przyspieszyły jeszcze bardziej i wkrótce wszyscy się dowiedzieli o tym, czego przemysłowiec-patriota nie ośmielił się wyjawić: stojąc przed otwartym grobem w Kopenhadze, znalazł się oto w wielkim kłopocie: poetę pogrzebano z nędzarzami, jego grób nie nosił żadnego imienia, tylko numer, i przemysłowiec-patriota nie wiedział, który spośród tylu obejmujących się szkieletów wybrać. Nie miał śmiałości pokazać swego wahania w obecności groźnych i zniecierpliwionych urzędników cmentarnych. Zabrał przeto do Islandii nie islandzkiego poetę, lecz duńskiego rzeźnika.
W Islandii tę ponuro-komiczną pomyłkę chciano najpierw utrzymać w tajemnicy, lecz wypadki biegły dalej i w 1948 nie-dyskretny Halldor Laxness wyjawił ją w swej powieści. Co robić? Milczeć. Szkielet Hallgrimssona spoczywa więc nadal w kraju wroga, dwa tysiące kilometrów od swej Itaki, podczas gdy ciało duńskiego rzeźnika, który choć nie był poetą, był patriotą także, znajduje się na wygnaniu na lodowatej wyspie, wzbudzającej w nim zawsze strach i wstręt.
Prawda, choć utrzymywana w sekrecie, spowodowała, że nie pochowano już nikogo więcej na pięknym cmentarzu w Thingvellir, który skrywa tylko dwie trumny i ze wszystkich panteonów świata, tych groteskowych muzeów pychy, jest jedynym, który może nas wzruszać.
Bardzo dawno temu żona opowiedziała tę historię Josefowi; wydała im się śmieszna, a morał łatwy do wyciągnięcia: nie ma co się przejmować tym, gdzie spoczną kości zmarłego.
A jednak Josef zmienił zdanie, kiedy śmierć jego żony stała się bliska i nieunikniona. I od razu historia rzeźnika duńskiego przewiezionego siłą na Islandię wydała mu się nie śmieszna, lecz przerażająca.
32
Od dawna pociągała go myśl, żeby umrzeć w tym samym czasie co ona. Nie wynikało to z romantycznej emfazy, raczej z racjonalnej refleksji: gdyby żona zapadła na śmiertelną chorobę, postanowił skrócić jej cierpienia; aby nie zostać oskarżony o morderstwo, przewidywał, że on również umrze. Później naprawdę ciężko zachorowała, cierpiała okrutnie i Josef nie myślał już o samobójstwie. Nie z obawy o własne życie. Jednak nie mógł znieść myśli, że wyda to tak kochane ciało na łaskę obcych rąk. Jeśli on umrze, kto będzie chronił zmarłą? Jak jeden trup może strzec drugiego?
Kiedyś w Czechach był przy agonii matki; bardzo ją kochał, lecz od chwili, gdy przestała oddychać, jej ciało przestało go interesować; dla niego trup nie był nią. Zresztą obaj lekarze, jego ojciec i jego brat, zajmowali się umierającą, a on w hierarchii ważności był w rodzinie dopiero trzeci. Tym razem było inaczej: kobieta, której agonię widział, należała tylko do niego; był zazdrosny o jej ciało i chciał czuwać nad jego pośmiertnymi losami. Musiał nawet siebie strofować: była jeszcze żywa, leżała przed nim, mówiła do niego, a on myślał o niej jako o martwej; patrzyła na niego oczyma otwartymi szerzej niż zwykle, a on w duchu zajmował się jej trumną i jej grobem. Wyrzucał sobie to jako skandaliczną zdradę, niecierpliwość, tajemne pragnienie przynaglenia jej śmierci. Ale nic nie mógł na to poradzić: wiedział, że po jej zgonie rodzina przyjdzie ją zabrać do rodzinnego grobu, i ta myśl go przerażała.
Lekceważąc kwestię pogrzebu, niegdyś zbyt niechlujnie zredagowali testament; dobrami rozporządzili w sposób najprostszy, nie dali dyspozycji co do pochówku.
Kiedy umierała, myślał natrętnie o tym niedopatrzeniu, ale że chciał ją przekonać, iż zwycięży ze śmiercią, musiał milczeć. Jak wyznać biedaczce, która wciąż wierzyła w wyzdrowienie, o czym myśli, jak jej to wyznać? Jak jej mówić o testamencie? Tym bardziej że wpadła już w majaki i myśli jej się mieszały.
Rodzina żony, wielka, wpływowa rodzina, nigdy nie polubiła Josefa. Zdawało mu się, że walka, która wybuchnie 0 ciało jego żony, będzie najcięższa i najważniejsza z wszystkich, jakie kiedykolwiek stoczył. Myśl, że to ciało może zostać zamknięte w obscenicznej bliskości innych ciał, obcych, obojętnych, była dla niego nieznośna, podobnie jak myśl, że on sam po śmierci miałby się znaleźć nie wiadomo gdzie 1 z pewnością daleko od niej. Dopuścić do tego wydawało mu się klęską bezbrzeżną jak wieczność, klęską na zawsze niewybaczalną.