Stojąc przy kontuarze, pije powoli piwo i je kanapkę z serem. Nie śpieszy się, nie ma nic do roboty. Jak w każdą niedzielę: po południu będzie czytała, a wieczorem zje u siebie samotną kolację.
47
Irena spostrzegła, że zmęczenie nie odstępuje jej na krok. Będąc przez chwilę sama w pokoju, wyciągnęła z miniba-ru trzy buteleczki z różnymi trunkami.
Otworzyła jedną i wypiła. Wsunęła dwie pozostałe do torebki, którą położy101 ła na nocnym stoliku. Zauważyła na nim książkę po duń-sku: Odyseja.
– Ja też myślałam o Ulissesie – mówi do Josefa, który wrócił.
– Nie było go w kraju jak ciebie. Przez dwadzieścia lat -mówi Josef.
– Dwadzieścia lat?
– Tak, dokładnie dwadzieścia lat.
– On przynajmniej był szczęśliwy, że wraca.
– To nie jest pewne. Zobaczył, że jego rodacy zdradzili go, i wielu z nich zabił. Nie sądzę, by był kochany.
– A jednak Penelopa go kochała.
– Być może.
– Nie jesteś pewien?
– Czytałem w kółko fragment o ich ponownym spotkaniu. Najpierw go nie poznaje.
Następnie, kiedy wszystko jest już dla wszystkich jasne, kiedy pretendenci zostali zabici, zdrajcy ukarani, ona wciąż stawia go przed nowymi próbami, aby być pewną, że on jest naprawdę nim. Czy raczej odsunąć chwilę, kiedy znajdą się w łóżku.
– To chyba można zrozumieć, czyż nie? Po dwudziestu latach człowiek jest pewnie jak sparaliżowany. Czy przez cały ten czas dochowała mu wierności?
– Nie mogła jej nie dochować. Wszyscy ją śledzili. Dwadzieścia lat wstrzemięźliwości. Ich miłosna noc musiała być trudna. Wyobrażam sobie, że przez dwadzieścia lat jej organ zwęził się, ścisnął.
– Była jak ja! -Jak to?!
– Nie, nie bój się! – wykrzykuje ze śmiechem – Ja nie mówię o moim organie. Mój się nie zwęził.
I nagle, upojona głośną wzmianką o swym organie, powtarza mu powoli ostatnie zdanie przy użyciu wulgarnych słów. Po czym powtarza raz jeszcze, głosem jeszcze cichszym, w słowach jeszcze bardziej sprośnych.
To było nieoczekiwane! To było upojne! Josef po raz pierwszy od dwudziestu lat słyszy te wulgarne czeskie słowa i nagle podnieca się, jak nigdy nie był podniecony, odkąd wyjechał z tego kraju, gdyż wszystkie te słowa, wulgarne, brudne, sprośne, działają na niego, jeśli są wypowiadane w języku ojczystym (w języku Itaki), bo przez ten język, jego głębokimi korzeniami wstępuje w niego podniecenie przechodzące z pokolenia na pokolenie. Aż do tej chwili nawet się nie pocałowali. A teraz, wspaniale podnieceni, w ciągu kilkudziesięciu sekund zaczynają się kochać.
Ich porozumienie jest całkowite, gdyż ona także jest podniecona słowami, których nie wypowiadała ani nie słyszała od tylu lat. Całkowite porozumienie w wybuchu sprośności. Ach, jakże jej życie było ubogie! Te spartaczone występki, te nieurzeczywistnione zdrady, wszystko to chce teraz przeżywać zachłannie. Chce przeżywać wszystko, co sobie wyobraziła i czego nie przeżyła, voyeuryzm, ekshibicjonizm, nieprzyzwoitą obecność innych, słowne obscena; próbuje urzeczywistnić teraz wszystko to, co teraz może urzeczywistnić, a to, czego urzeczywistnić się nie da, wyobraża sobie z nim na głos.
Ich porozumienie jest całkowite, gdyż Josef wie w głębi ducha (i może tego pragnie), że ten erotyczny seans jest jego ostatnim; on także się kocha, jakby chciał wszystko podsumować, swe minione przygody i przygody, których już nie będzie. To dla jednego i drugiego cała droga życia seksualnego w przyśpieszonym tempie: śmiałość, do której kochankowie dochodzą po wielu spotkaniach, jeśli nie po wielu latach, oni osiągają w pośpiechu, ponaglając się wzajemnie, jakby chcieli zmieścić w jednym popołudniu to, co stracili i utracą.
Później leżą bez tchu przy sobie, na plecach, i ona mówi: – Och, już całe lata się nie kochałam! Nie uwierzysz, już całe lata się nie kochałam!
Ta szczerość go wzrusza, dziwnie, głęboko; zamyka oczy. Korzysta z tego, by pochylić się nad torebką i wyciągnąć z niej buteleczkę; szybko, skrycie pije.
On otwiera oczy: – Nie pij, nie pij! Upijesz się!
– Zostaw mnie! – broni się. Czując zmęczenie, którego nie da się przepędzić, jest gotowa zrobić wszystko, by zachować zmysły w pełni obudzone. Dlatego, choć na nią patrzy, opróżnia trzecią buteleczkę, po czym, jakby dla wyjaśnienia, wytłumaczenia się, powtarza, że od dawna się nie kochała, i mówi to tym razem wulgarnymi słowami swej ojczystej Itaki, i znowu cud sprośności podnieca Josefa, który zaczyna się z nią jeszcze raz kochać.
W głowie Ireny alkohol odgrywa podwójną rolę: uwalnia jej fantazję, dodaje śmiałości, pobudza zmysły i zarazem zasłania pamięć. Dziko, lubieżnie kocha się i zarazem zasłona zapomnienia spowija jej lubieżność w noc, która wszystko zaciera. Tak jakby poeta pisał swój najwspanialszy wiersz atramentem, który natychmiast znika.
48
Matka włożyła płytę do wielkiego urządzenia i przycisnęła kilka guzików, chcąc wybrać swe ulubione utwory, po czym zanurzyła się w wannie i przy otwartych drzwiach słuchała muzyki. To był jej wybór, cztery utwory taneczne, tango, walc, charleston, rock and roli, które dzięki technicznemu wyrafinowaniu urządzenia powtarzały się w nieskończoność bez żadnej zewnętrznej interwencji. Stanęła w wannie, długo się myła, wyszła, wytarła się, założyła peniuar i poszła do salonu. Później przyszedł Gustaf po długim obiedzie z kilkoma Szwedami, będącymi przejazdem w Pradze, i spytał o Irenę. Odpowiedziała (mieszając swą słabą angielszczyznę z uproszczonym dla niego czeskim): – Dzwoniła. Nie wróci przed wieczorem. Najadłeś się?
– Aż za bardzo.
– Napij się czegoś na trawienie – powiedziała i nalała likieru do dwóch kieliszków.
– Tego nigdy nie odmówię – wykrzyknął i wypił. Matka pogwizdywała melodię walca i kręciła biodrami, po czym bez słowa położyła ręce na ramionach Gustafa i wykonała z nim kilka tanecznych kroków.
– Jesteś w doskonałym humorze – powiedział Gustaf.
– Tak – odparła matka i dalej tańczyła, poruszając się tak starannie, tak teatralnie, że Gustaf także, wydając kilka zażenowanych chichotów, zaczął wykonywać przesadne kroki i gesty. Przystał na tę parodię, aby dowieść, że nie chce psuć żadnego żartu i by zarazem przypomnieć, iż był swego czasu doskonałym tancerzem i wciąż nim jest. Tanecznym krokiem matka podprowadziła go do wielkiego lustra zawieszonego na ścianie, oboje zwrócili w jego stronę głowy i się w nim obejrzeli.
Następnie go puściła i nie dotykając się, zaimprowizowali figury przed lustrem:
Gustaf wykonywał taneczne gesty rękoma i tak jak ona nie spuszczał z oczu ich odbicia. I wtedy zobaczył, że ręka matki dotyka jego członka.
Scena, która się rozgrywa, świadczy o odwiecznym błędzie mężczyzn, którzy przywłaszczywszy sobie rolę uwodzicieli, biorą pod uwagę tylko te kobiety, jakich mogliby pragnąć; nie przychodzi im do głowy, że kobieta brzydka lub stara, lub taka, która po prostu znajduje się poza ich wyobraźnią erotyczną, mogłaby zechcieć ich posiąść. Przespać się z matką Ireny było dla Gustafa rzeczą do tego stopnia nie do pomyślenia, niewyobrażalną, irrealną, że, zdumiony jej dotykiem, nie wie, jak się zachować: w pierwszym odruchu chce odsunąć tę rękę; jednak nie ma śmiałości; od młodości jedno przykazanie wbiło mu się w pamięć: nie będziesz brutalny wobec kobiety; wykonuje więc nadal taneczne ruchy i z przerażeniem patrzy na rękę między swymi nogami.