Z ręką na jego członku matka pląsa w miejscu i nie przestaje siebie oglądać; następnie uchyla peniuar i Gustaf dostrzega obfity biust i czarny trójkąt poniżej; czuje z zażenowaniem, jak jego członek rośnie.
Nie spuszczając wzroku z lustra, matka zabiera wreszcie rękę, ale po to tylko, by ją wsunąć w spodnie, gdzie chwyta nagi członek między palce. Członek nie przestaje twardnieć i matka, wciąż wykonując taneczne ruchy i patrząc w lustro, wykrzykuje z podziwem swym wibrującym altem: – Och, och, to nieprawda, to nieprawda!
49
Kochając się, Josef spogląda parokrotnie, dyskretnie, na zegarek: jeszcze dwie godziny, jeszcze półtorej; to miłosne popołudnie jest urzekające, nie chce niczego uronić, żadnego gestu, żadnego słowa, lecz koniec zbliża się nieuchronnie i musi czuwać nad upływającym czasem.
Ona także myśli o czasie, który umyka; jej sprośność tym bardziej staje się pośpieszna i gorączkowa, coś mówi, przeskakując z jednej fantazji w drugą i domyślając się, że jest już za późno, że ten obłęd dobiega kresu i że jej przyszłość pozostanie pustynią. Mówi jeszcze parę wulgarnych słów, lecz mówi je z płaczem, po czym, wstrząsana łkaniem, już nie może, zaprzestaje ruchów i spycha go ze swego ciała.
Leżą obok siebie i mówi: – Nie wyjeżdżaj dzisiaj, zostań jeszcze.
– Nie mogę.
Milknie na dłuższą chwilę, po czym: – Kiedy cię znowu zobaczę?
Nie odpowiada.
Z nagłą determinacją wstaje z łóżka; już nie płacze; stoi zwrócona w jego stronę i mówi do niego już nie z uczuciem, lecz nagłą napastliwością: – Pocałuj mnie!
On leży, waha się.
Ona czeka bez ruchu, spoglądając na niego całym ciężarem życia bez przyszłości.
Nie mogąc wytrzymać jej spojrzenia, kapituluje; wstaje, podchodzi, kładzie swe wargi na jej wargach.
Smakuje jego pocałunek, ocenia stopień chłodu i mówi: – Jesteś niedobry!
Bierze swą torebkę z nocnego stolika. Wyciąga z niej popielniczkę i pokazuje mu.
– Poznajesz?
Josef chwyta popielniczkę i patrzy.
– Poznajesz? – pyta srogo.
Nie wie, co powiedzieć.
– Spójrz na napis!
To nazwa praskiego baru. Ale nic mu to nie mówi i milczy. Irena obserwuje jego zakłopotanie z badawczą i coraz bardziej wrogą nieufnością.
Jej spojrzenie go krępuje i w tej chwili w mgnieniu oka przemyka obraz okna z doniczką i obok niej zapaloną na parapecie lampą. Ale obraz zaciera się i znowu widzi wrogie oczy.
Zrozumiała wszystko: zapomniał nie tylko o ich spotkaniu w barze, prawda jest gorsza: nie wie, kim ona jest! Nie zna jej! Nie wiedział, z kim rozmawiał w samolocie! I nagle uzmysławia sobie: nigdy nie zwrócił się do niej po imieniu!
– Nie wiesz, kim jestem!
– Jak to? – mówi w sposób rozpaczliwie niezdarny. Rozmawia z nim jak sędzia śledczy: – No to powiedz moje imię! Milczy.
– Jak mam na imię? Powiedz moje imię!
– Imiona nie mają znaczenia!
– Nigdy nie nazwałeś mnie po imieniu! Nie znasz mnie!
– Jak to?
– Gdzie się poznaliśmy? Kim jestem?
Chce ją uspokoić, chwyta ją za rękę, ona go odpycha: -Nie wiesz, kim jestem!
Przeleciałeś nieznajomą! Kochałeś się z nieznajomą, która ci się oddała!
Wykorzystałeś nieporozumienie! Wziąłeś mnie jak kurwę! Byłam dla ciebie kurwą, zwykłą kurwą!
Rzuciła się na łóżko i płacze.
Josef widzi na podłodze trzy puste buteleczki po alkoholu: – Za dużo wypiłaś! Co za głupota tyle pić!
Nie słucha go. Leży na brzuchu, jej ciało podryguje i w głowie ma już tylko samotność, która ją czeka.
Po chwili, jakby w uścisku zmęczenia, przestaje płakać i przekręca się na plecy, nieświadomie, beztrosko rozrzucając nogi.
Josef stoi przy łóżku; patrzy na jej podbrzusze, jakby patrzył w pustkę, i nagle widzi dom z cegieł i świerk. Spogląda na zegarek. Może zostać w hotelu jeszcze przez pół godziny. Musi się ubrać i znaleźć sposób, by także zechciała się ubrać.
50
Kiedy ześliznął się z jej ciała, zamilkli i słychać było tylko cztery kawałki muzyczne, które powtarzały się bez przerwy. Po dłuższej chwili głosem wyraźnym i niemal uroczystym, jakby recytowała klauzule umowy, matka powiedziała w swej czecho-angielszczyźnie: „Ty i ja jesteśmy silni. We are strong. Ale też my jesteśmy dobrzy, good, nie skrzywdzimy nikogo. Nobody will know. Nikt się nie dowie. Ty jesteś wolny. Ty możesz, kiedy chcesz. Ale ty nie musisz. Ze mną ty jesteś wolny. With me you are free!
Tym razem mówi to bez żadnego powodu, tonem jak najbardziej poważnym. I Gustaf odpowiada również z wielką powagą: – Tak, rozumiem! „Ze mną ty jesteś wolny", te słowa długo w nim wybrzmie-wają. Wolność: szukał jej u jej córki, lecz nie znalazł. Irena oddała mu się z całym ciężarem swego życia, a on pragnął żyć bez ciężaru. Szukał w niej ucieczki, a ona stawała przed nim niczym wyzwanie; niczym rebus; niczym zadanie do wykonania; niczym sędzia w trakcie przesłuchania.
Widzi ciało swej nowej kochanki, która zrywa się z kanapy; stoi, pokazuje się od tyłu, wystawia potężne uda po108 znaczone celulitem, celulitem, który go zachwyca, jakby wyrażał żywotność skóry, która faluje, która drży, która mówi, która śpiewa, która wibruje, która się odsłania; kiedy pochyla się po peniuar rzucony na podłogę, Gustaf nie może się powstrzymać i leżąc nagi na kanapie, głaszcze jej cudownie nabrzmiałe pośladki, maca to monumantalne, zbyt obfite ciało, którego cudowny nadmiar pociesza go i uspokaja. Okrywa go poczucie spokoju: po raz pierwszy w życiu seks pojawia się poza wszelkim niebezpieczeństwem, poza poczuciem winy, poza troskami; nie musi niczym się zajmować, to miłość zajmuje się nim, miłość, której pragnął i nigdy nie przeżył: miłość-odpoczynek; miłość-zapomnienie; miłość-dezercja; miłośćbeztroska; miłość-nieistotność.
Matka przeszła do łazienki i zostaje sam: przed paru chwilami myślał, że popełnił ciężki grzech; ale teraz wie, że jego miłosny akt nie miał nic wspólnego z występkiem, z wykroczeniem albo z perwersją, że był normalnością najbardziej normalną. To z nią, z matką, tworzy parę przyjemnie banalną, naturalną, odpowiednią, parę pogodnych starszych ludzi. Z łazienki dobiega odgłos wody, Gustaf siada na kanapie i patrzy na zegarek. Za dwie godziny przyjdzie syn jego najświeższej kochanki, młody człowiek, który go podziwia.
Gustaf wprowadzi go tego wieczora między swych przyjaciół od interesów. Całe życie był otoczony kobietami! Co za przyjemność mieć wreszcie syna! Uśmiecha się i zaczyna szukać swych ubrań porozrzucanych na podłodze.
Jest już ubrany, kiedy matka, w sukience, wraca z łazienki. Sytuacja jest nieco uroczysta, zatem więc kłopotliwa, jak zawsze po pierwszym zbliżeniu miłosnym, gdy przed kochankami staje przyszłość, którą muszą udźwignąć. Muzyka wciąż rozbrzmiewa i w tej delikatnej chwili, jakby chciała przyjść im z pomocą, przechodzi z rocka na tango. Wysłuchują tego zaproszenia, obejmują się i poddają tej monotonnej, bezwładnej fali dźwięków; nie myślą o niczym; dają się nieść i nieść; tańczą, powoli, długo, bez żadnego udawania.
51
Jej łkania trwały długo, po czym cudownie ustały pod ciężkim oddechem; zasnęła; ta zmiana była zadziwiająca i smętnie śmieszna; spała głęboko, beztrosko. Nie zmieniła ułożenia, leżała na plecach, z rozsuniętymi nogami.
Patrzył wciąż na jej podbrzusze, na to małe miejsce, które z cudowną oszczędnością przestrzeni wypełnia cztery najwyższe funkcje: podniecania, kopulowania, zapładniania, sikania. Długo patrzył na to biedne, odczarowane miejsce i chwycił go ogromny, ogromny smutek.