Выбрать главу

– Tego poetę?

– Mówi w jednej zwrotce o smutku, mówi, że chciałby zbudować dom i zamknąć się w nim na trzysta lat. Trzysta lat. Widzieliśmy wszyscy przed sobą tunel długi na trzysta lat.

– Tak jak my tutaj.

– Dlaczego zatem nie chce się już tego wiedzieć?

– Bo koryguje się własne uczucia, jeśli uczucia się myliły. Jeśli Historia zadaje im kłam.

– I dalej: wszyscy myślą, że wyjechaliśmy po łatwiejsze życie. Nie wiedzą, jak trudno jest stworzyć własne, małe miejsce w obcym świecie. Pomyśl, opuścić kraj z małym dzieckiem i z drugim w brzuchu. Stracić męża. Wychowywać w nędzy dwie córki…

Milknie i Milada mówi: – Nie ma żadnego sensu im o tym opowiadać. Jeszcze niedawno wszyscy się kłócili, każdy chciał dowieść, że za reżymu cierpiał bardziej od innych. Każdy chciał zostać uznany za ofiarę. Ale ten konkurs cierpienia już się skończył. Dzisiaj chwalimy się sukcesami, a nie cierpieniem.

Jeśli ktoś jest gotów cię szanować, to nie ze względu na twoje trudne życie, lecz dlatego, że widzi u twego boku bogatego mężczyznę!

Rozmawiają od dłuższej chwili w kącie salonu i pozostałe kobiety podchodzą i stają wokół. Tak jakby wyrzucały sobie, że nie dość zajmują się swym amfitrionem, stają się gadatliwe (upojenie piwem czyni człowieka bardziej hałaśliwym i namolnym niż upojenie winem) i czułe. Kobieta, która na początku spotkania zażądała piwa, wykrzykuje: -Muszę przecież skosztować twego wina! – i wzywa kelnera, by otworzył butelki i napełnił kieliszki.

Irena poddaje się nagłemu wyobrażeniu: grupa kobiet ż kuflami piwa w ręku biegnie w jej stronę, śmiejąc się głośno, dochodzą do niej czeskie słowa i Irena rozumie, że nie jest we Francji, że jest w Pradze i jest stracona. Ach tak, to jeden ze starych snów emigracyjnych, którego wspomnienie szybko przegania: kobiety wokół niej nie piją już zresztą piwa, wznoszą kieliszki z winem i znowu przepijają do odzyskanej córki; po czym jedna z nich mówi do niej rozpromieniona: – Pamiętasz? Napisałam do ciebie, że jest najwyższy czas, najwyższy czas, byś wracała!

Kim jest ta kobieta? Przez cały wieczór nie przestała opowiadać o chorobie męża, rozgrzebując w podnieceniu przykre szczegóły. Wreszcie Irena ją rozpoznaje: koleżanka z liceum, która w tym samym tygodniu, kiedy upadł komunizm, napisała do niej: „Och, najdroższa, jesteśmy już stare! Najwyższy czas, byś wracała!" Raz jeszcze powtarza zdanie i na jej rozlanej twarzy szeroki uśmiech odsłania protezę.

Inne kobiety zarzucają ją pytaniami: „Ireno, pamiętasz, jak…" I: „Wiesz, co się stało z…?" „Ależ nie, musisz przecież go pamiętać!" „To ten facet z dużymi uszami, zawsze się z niego nabijałaś!" „Nie mogłaś o nim zapomnieć! On nadal mówi tylko o tobie!" Do tej chwili nie zajmowało ich to, co usiłowała im opowiedzieć. Co oznacza ta nagła ofensywa? Czego chcą się dowiedzieć te same kobiety, które nie chciały niczego słuchać? Szybko pojmuje, że ich pytania są szczególne: mają skontrolować, czy zna to, co one znają, czy pamięta to, 0 czym pamiętają one. I budzi się w niej dziwne wrażenie, którego się już nie pozbędzie:

Najpierw kompletnym brakiem zainteresowania tym, co przeżyła za granicą, amputowały dwadzieścia lat jej życia. Teraz swym przesłuchaniem usiłują zszyć jej przeszłe życie z obecnym. Tak jakby amputowały jej przedramię i przyszyli dłoń bezpośrednio do łokcia; tak jakby amputowały łydki 1 połączyły stopy z kolanami.

11

Sparaliżowana tym obrazem, nie jest w stanie odpowiedzieć na ich pytania; kobiety zresztą wcale tego nie oczekują i coraz bardziej pijane wracają do swych pogaduszek, z których Irena jest wykluczona. Widzi ich usta otwierające się wszystkie naraz, usta, które się ruszają, wydają z siebie słowa i nieustannie wybuchają śmiechem (tajemnica: w jaki sposób kobiety, które siebie nie słuchają, mogą wybuchać śmiechem?). Żadna nie zwraca się już do Ireny. Wszystkie promienieją dobrym nastrojem, a kobieta, która na początku zamówiła piwo, zaczyna śpiewać; pozostałe idą w jej ślady i nawet gdy przyjęcie się już skończyło, nie przestają śpiewać na ulicy.

W łóżku podsumowuje wieczór; raz jeszcze powraca stary emigracyjny sen i Irena widzi siebie otoczoną przez hałaśliwe i kordialne kobiety, wznoszące kufle z piwem. W śnie były na usługach tajnej policji i miały za zadanie wpędzić ją w zasadzkę. Ale na czyich usługach były te kobiety dzisiaj? „Najwyższy czas, byś wracała", powiedziała jej stara koleżanka z makabryczną protezą. Emisariuszka cmentarzy (cmentarzy z jej ojczyzny) miała rozkaz przywołać ją do porządku: ostrzec, że czas płynie i że życie musi się skończyć tam, gdzie się zaczęło.

Później myśli o Miladzie, która okazała się tak matczyna i przyjazna; dała jej do zrozumienia, że nikt już się nie interesuje jej odyseją, i Irena mówi sobie, że również i Milada nie wykazała nią zainteresowania. Ale jakże jej to wyrzucać? Dlaczego miałaby zainteresować się czymś, co nie ma żadnego związku z jej życiem? Odegrałaby komedię grzeczności i Irena jest szczęśliwa, że Milada była tak miła bez żadnej komedii.

Ostatnią myśl przed zaśnięciem poświęca Sylvii. Już tak dawno jej nie widziała!

Jakże jej brakuje! Irena chciałaby zaprosić ją do kawiarni i opowiedzieć o swych ostatnich wyprawach do Czech. Żeby zrozumiała, jak trudny jest powrót. To zresztą ty – wyobraża sobie, że się do niej zwraca – ty pierwsza wypowiedziałaś te słowa: Wielki Powrót.

I wiesz, Sylvie, dzisiaj zrozumiałam: mogłabym na nowo tu żyć, lecz pod warunkiem, że wszystko to, co przeżyłam z tobą, z Francuzami, złożę na ołtarzu ojczyzny i podpalę. Dwadzieścia lat mojego życia spędzonych za granicą pójdzie z dymem podczas sakralnej ceremonii. I kobiety będą śpiewały, będą tańczyły wokół ognia z kuflami piwa w uniesionych rękach. Tę cenę muszę zapłacić, aby uzyskać przebaczenie. Aby mnie przyjęto. Aby stać się na powrót jedną z nich.

12

Któregoś dnia na paryskim lotnisku po kontroli paszportowej usiadła w poczekalni. Na ławce naprzeciw zobaczyła mężczyznę i po dwóch sekundach niepewności i zdziwienia poznała go. Poruszona, odczekała chwilę, aż ich spojrzenia się spotkają, i uśmiechnęła się. On także się uśmiechnął i lekko skłonił głowę. Wstała, podeszła do niego, on także się uniósł.

– Poznaliśmy się w Pradze, prawda? – powiedziała do niego po czesku. – Pamiętasz mnie jeszcze?

– Oczywiście.

– Od razu cię poznałam. Nie zmieniłeś się.

– Przesadzasz.

– Nie, nie. Jesteś taki jak dawniej. Mój Boże, wszystko to takie odległe. – I po chwili ze śmiechem: – Jestem ci wdzięczna, że mnie poznałeś. -1 po chwili: – Przez cały ten czas byłeś w kraju?

– Nie.

– Wyemigrowałeś? -Tak.

– Gdzie mieszkałeś? We Francji? -Nie.

Westchnęła: – Ach, gdybyś mieszkał we Francji i dopiero dzisiaj byśmy mieli się spotkać!

– Znalazłem się w Paryżu całkiem przypadkowo. Mieszkam w Danii. A ty?

– Tutaj. W Paryżu. Mój Boże. Nie mogę uwierzyć własnym oczom. Jak ci się wiodło przez cały ten czas? Mogłeś pozostać przy zawodzie?

– Tak. A ty?

– Miałam ich tu mnóstwo.

– Nie pytam, z iloma byłaś mężczyznami.

– Nie, nie pytaj. Ja też obiecuję ci nie stawiać takich pytań.

– A teraz? Wróciłaś?

– Niezupełnie. Mam wciąż w Paryżu mieszkanie. A ty?

– Ja też nie.

– Ale często jeździsz?

– Nie, jadę po raz pierwszy – powiedział.

– Ach, dopiero! Nie spieszyło ci się! -Nie.

– Nie masz w Czechach żadnych spraw?

– Jestem zupełnie wolnym człowiekiem. Powiedział to spokojnie i z pewną melancholią, która nie umknęła jej uwadze.