Wtedy budzi się Wills i, rzecz jasna, chce się do nas przyłączyć.
Przykłada głowę po jednej stronie mojego brzucha, a Bert swoją po drugiej. Bert nie chce przy Willsie śpiewać tych swoich nieprzyzwoitych piosenek, ale kiedy mu pozwalam, Wills śmieje się tak okropnie, że o mało nie spada z materaca. Mali chłopcy przepadają za takimi piosenkami.
Bert stanowczo nalega, żebyśmy się pobrali.
– Posłuchaj, Kate. Moja rodzina pochodzi z małego miasteczka, które ma tylko sześciuset mieszkańców. Wszyscy są katolikami, chociaż jedyną naprawdę religijną osobą jest moja młodsza siostra. Nie musimy mieć zaraz ślubu kościelnego, ale byłoby im lochę przykro, gdybyśmy mieli to dziecko w ogóle bez żadnego ślubu.
W końcu ulegam. Również ze względu na moich rodziców.
Proponują, aby ślub odbył się na ich barce, gdzie po ceremonii nożna urządzić tańce. Mama i tato mają własną, dwupiętrową jarkę, z metalowym kadłubem i drewnianą nadbudówką. Cały dolny pokład to właściwie jeden, długi na piętnaście metrów pokój. Barka wygląda jak biblijna arka i idealnie nadaje się na dom weselny. O naszym weselu myślę jak o prywatnym Halloween: nam nadzieję, że na zawsze przepędzimy z naszego życia wszystkie złe duchy. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że duchy nie istnieją, w każdym razie nie w taki sposób, jak to sobie ludzie wygrażają.
Tak więc, przyjmujemy propozycję moich rodziców. Nikt z krewniaków Berta nie był jeszcze nigdy w Europie, ale całą chmarą zapowiadają swój przyjazd. W tym roku z okazji Wszystkich Świętych i Zaduszek mamy pięć dni wolnych od pracy, Uczcimy w ten sposób również ciotkę Emmaline, siostrę mamy.
Tego dnia wypadają jej urodziny.
Mam dwie ciotki, Emmaline oraz Jean, siostrę taty. Obie przyjaźniły się już w szkole średniej. Prawdę mówiąc, to właśnie one poznały mamę z tatą, kiedy wszyscy byli jeszcze nastolatkami, Ciotka Jean wyszła za nauczyciela wf. i urodziła mu pięcioro dzieci, wszystkie przez cesarskie cięcie. Ciotka Emmaline była aktorką i wyszła za mąż w swoje czterdzieste urodziny. To było jej pierwsze i ostatnie małżeństwo. Trwało tylko pięć lat, chociaż poślubiła najsympatyczniejszego człowieka, jakiego kiedykolwiek spotkałam.
Jako mała dziewczynka przepadałam za ciotką Emmaline. Mieszkała wtedy w wykwintnych apartamentach i nosiła kosztowne stroje. Stale występowała w telewizji w tym czy innym serialu, zagrała również w kilku pełnometrażowych filmach. Zawsze była czarująca. Rozjaśniała sobie włosy, dzięki czemu mogła udawać naturalną blondynkę, i nosiła mocny makijaż. Miała też świetną figurę.
Dla nastolatki Emmaline była wymarzoną ciotką, kimś w rodzaju dobrej wróżki z bajki. Często zabierała mnie do restauracji, a także kupowała mi sukienki. W niczym nie przypominała mojej matki. Mama jest tego samego wzrostu, ale ma ciemne oczy i włosy. Nigdy się nie farbuje. Ma równie dobrą figurę, ale trudno to dostrzec, ponieważ fatalnie się ubiera. Jest bardzo opanowaną osobą. Prawdę mówiąc, nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek podniosła na kogoś głos.
Kiedy jednak ciotka Emmaline skończyła pięćdziesiątkę, była już tylko starą pijaczką. Telefonowała do nas w każdą Wigilię, żeby wygłosić do słuchawki swoją, jak mówił tato, „mowę pożegnalną”. Tato zawarł z nami umowę, że w Wigilię nikt poza nim nie będzie odbierał telefonów, ale z jego miny i tak zawsze poznawaliśmy, z kim rozmawia. Właściwie tylko słuchał i kiwał głową. Normalnie tatę trudno skłonić, żeby kogoś wysłuchał. Na koniec pytał: „Czy to wszystko, Em?” Następowała krótka przerwa. „No to życzę ci wesołych świąt i wszystkiego dobrego. Trzymaj się”. Nigdy nie wiedzieliśmy, co ona mówiła. Kiedyś wreszcie zapytałam o to tatę. Odpowiedział, iż groziła, że się zabije, ponieważ nikt jej nie kocha.
Moje ostatnie spotkanie z ciotką Emmaline było bardzo smutne.
Moja młodsza siostra i ja mieszkałyśmy wtedy w Kalifornii, ja w Venice, Camille w Culver City. Nasza babcia, matka naszej mamy i ciotki Emmaline, mieszkała w Santa Monica, a sama Emmaline w West Hollywood. Babcia miała wtedy ponad osiemdziesiąt lat.
Któregoś dnia babcia zatelefonowała do Camille mówiąc, że od trzech dni próbuje dodzwonić się do Emmaline, ale nikt nie odpowiada. Pojechała tam nawet taksówką, ale drzwi były zamknięte. Nie wiedziała już, co ma robić. Płakała do słuchawki.
Camille zadzwoniła do mnie. Był wieczór i Danny był już w domu, więc poprosiłam, żeby zajął się Willsem. Podjechałam po Camille, a potem razem ruszyłyśmy do mieszkania Emmaline.
Nie byłyśmy specjalnie zdenerwowane. Nie pierwszy raz ciotka Emmaline robiła podobny numer. Z drugiej strony, perspektywa wizyty u niej wcale nas nie zachwycała.
Z poprzednich odwiedzin wiedziałyśmy, że do mieszkania można się dostać przez okno łazienki. Zaparkowałyśmy samochód i skierowałyśmy się w stronę domu Emmaline. Spędziłyśmy trochę czasu pod drzwiami, pukając i dzwoniąc na przemian, ale drzwi się nie otworzyły. Przeszłyśmy na tyły domu. Obiecałyśmy sobie, że robimy to po raz ostatni.
Pomogłam Camille przepchnąć się przez okienko, a ona otworzyła mi frontowe drzwi. Było już ciemno, więc zapaliłyśmy lampę. Nawoływałyśmy przez chwilę i wtedy zauważyłyśmy światło w szparze pod drzwiami jej sypialni. Kiedy tam weszłam, o mało nie zemdlałam. Nawet Camille, która była bardziej wytrzymała ode mnie, odwróciła się z krzykiem.
Ciotka Emmaline leżała na podłodze obok łóżka. Wszędzie, na łóżku, na niej i na podłodze, pełno było ekskrementów. Od razu było widać, że nie żyje. Camille rozglądała się po pokoju z wytrzeszczonymi oczami.
– Musimy kogoś powiadomić, policję, kogokolwiek.
Telefon jednak stał przy łóżku, właśnie tam, gdzie leżała ciotka. Kombinowałyśmy, co zrobić. W końcu Camille obeszła łóżko z drugiej strony, przechyliła się i sięgnęła po aparat. Usiadła na podłodze. Ja w tym czasie starałam się podejść jeszcze trochę bliżej, żeby upewnić się, czy Emmaline naprawdę nie żyje. Nie żyła. Zaczynała już cuchnąć i był to nie tylko smród kału i całej reszty. Przedostałam się jakoś do Camille i kucnęłam obok niej.
Camille trzymała telefon na kolanach i patrzyła na mnie.
– Chyba powinnyśmy zadzwonić do rodziców. Oni najlepiej będą wiedzieli, co robić. Która tam może być godzina?
Obliczyłyśmy, że mniej więcej siódma rano. Camille dwa razy pomyliła się przy wybieraniu numeru, ale w końcu wykręciła właściwy. Ręce jej się trzęsły.
Możliwie delikatnie wyjaśniła, co się stało. Rozmawiała z tatą, ale mama słuchała przez dodatkową słuchawkę, w którą często wyposażone są francuskie aparaty. Słyszałyśmy, że mama płacze.
Tato zapytał, co już zrobiłyśmy.
Camille opowiedziała. W słuchawce zapadła cisza; domyśliłyśmy się, że tato konsultuje się z mamą.
– Dobrze, teraz się rozejrzyjcie i sprawdźcie, czy Emmaline nie zostawiła jakiegoś listu, notatki, czegoś w tym rodzaju.
Zaczęłyśmy szukać. Camille znalazła kilka polis ubezpieczeniowych rozrzuconych na biurku. Dobrze, że miałyśmy wreszcie jakieś zajęcie. Usiłowałam nie patrzeć w otwarte oczy ciotki. Wróciłyśmy do telefonu i Camille powiedziała tacie, co znalazłyśmy.
– Włóżcie je do szuflady biurka. Poza tym niczego nie dotykajcie. Upewnijcie się jeszcze tylko, że nie zostawiła żadnego listu.
Zrobiłyśmy, jak powiedział.
– Teraz zadzwońcie po policję i pogotowie. Zostańcie tam, dopóki nie przyjadą. Potem, tak szybko, jak to będzie możliwe, jedźcie do domu i weźcie sobie coś na sen. Przykro mi, dziewczynki, że musiałyście przez to przejść, ale tego nie dało się uniknąć. Stało się to, czego wasza ciotka zawsze sobie życzyła.
Potem już poszło w miarę gładko. W dokumentach zapisano, że ciotka Emmaline umarła na udar serca; przyjaciółka ciotki załatwiła to z policją, żeby Emmaline mogła zostać pochowana na poświęconej ziemi, i żeby babcia nie dowiedziała się, jak było naprawdę. W tej części świata takie rzeczy są na porządku dziennym. West Hollywood jest jednym z tych miejsc, w których upadłe gwiazdy i gwiazdorzy kończą swoją karierę w taki czy inny sposób.