W ich pobliżu siedziało lub leżało około dziesięciu rannych. Pierwszej pomocy udzielali przypadkowi świadkowie wypadku.
Sierżant Corrigan natychmiast poprosił o wysłanie na miejsce zdarzenia wszystkich dostępnych wozów strażackich i karetek pogotowia ratunkowego. Powiadomiono prokuratora okręgowego i inspektora sanitarnego hrabstwa Linn.
Następnie raport wylicza wszystkie samochody i osoby biorące udział w wypadku. Na skutek pożaru zniszczeniu uległo siedemnaście pojazdów.
Furgonetkę, w której znajdowali się Kate, Bert i dzieci, raport określa jako „obiekt 19”. Została uszkodzona w trzech miejscach.
Zgodnie z raportem, „pierwsze bardzo poważne uszkodzenie obejmuje przód pojazdu, prawy przedni błotnik i prawe drzwi”. Tam siedziała Kate. Moje biedactwo. „To uszkodzenie – stwierdza się w raporcie – jest rezultatem zderzenia z obiektem 5, na który furgonetka została zepchnięta przez obiekt 18”. Obiekt 18 to osiemnastokołowa ciężarówka, która uderzyła w samochód Kate i Berta od tyłu. Obiekt 5 to pojazd jadący po sąsiednim pasie, na który osiemnastokołowiec zepchnął furgonetkę.
Mniejsze uszkodzenie, powstałe na skutek zderzenia z innym pojazdem, obiektem 20, stwierdzono również w lewej przedniej części obiektu 19. Trzecie bardzo poważne uszkodzenie obiektu 19 obejmuje tył pojazdu oraz oba tylne koła. Powstało w wyniku najechania obiektu 18 na tył, a potem na dach obiektu 19.
Tam w specjalnych fotelikach, przypięte pasami, znajdowały się Mia i Dayiel. Żadne pasy bezpieczeństwa nie mogły ich uchronić przed impetem i masą osiemnastokołowej ciężarówki, która wjechała na nie, miażdżąc dach furgonetki.
Następnie raport stwierdza: „Wszyscy czterej (4) pasażerowie obiektu 19 zostali znalezieni martwi. Pojazd uległ rozległym uszkodzeniom na skutek pożaru i TA SAMA PRZYCZYNA SPOWODOWAŁA ŚMIERĆ CZWÓRKI PASAŻERÓW”. Fragment, który specjalnie przepisałem dużymi literami, to informacja, której miałem nadzieję nigdy nie przeczytać. Zazwyczaj ludzi cieszy świadomość, że ktoś zginął na miejscu. W tym wypadku, jak wszystko wskazuje, Kate, Bert i dziewczynki zostali straszliwie okaleczeni i zmiażdżeni przez uderzenie, ale wciąż żyli i może nawet byli przytomni, kiedy palili się żywcem.
„Wskutek uderzenia w tył furgonetki, obiekt 19 najechał na dach tego pojazdu”. Bert musiał być śmiertelnie przerażony, kiedy usiłował zjechać z prawego pasa na pobocze, nie widząc nic poza reflektorami wielkiej ciężarówki świecącymi tuż za nim poprzez ścianę żółtego dymu.
To uderzenie spowodowało natychmiastowe zapalenie się obu pojazdów. Obiekt 18 zepchnął obiekt 19 na obiekt 5… Obiekt 19 miażdżony i popychany przez obiekt 18 uderzył w tył obiektu 5, obracając go lekko w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara…
Wszystkie następujące po sobie kolizje zostały spowodowane przez obiekt 18. Równocześnie ogień zaczął się rozprzestrzeniać tak gwałtownie, że zapaliły się kolejne pojazdy. Bardzo wysoka temperatura wytworzona przez pożar przyczyniła się do powstania głębokich i rozległych pęknięć w betonowej nawierzchni autostrady.
Raport policji dalej opisuje poszczególne fazy karambolu, do którego doszło w kompletnych ciemnościach spowodowanych gęstym dymem. To już przekracza moją wytrzymałość. Składam kartki i siedzę jak odrętwiały.
Może Rosemary ma rację i powinienem dać sobie z tym spokój: na razie i tak nie mogę nic zrobić. A jednak nie mogę zrezygnować – jestem to winien Bertowi. Bez względu na koszty muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby coś podobnego nie przydarzyło się komuś innemu.
Przerzucam protokół z oględzin lekarskich dołączony do raportu policyjnego. Wykonano między innymi testy na zawartość alkoholu we krwi. W przypadku Kate (wtedy jeszcze nazywanej „nie zidentyfikowanym pasażerem płci żeńskiej”) stwierdzono brak alkoholu we krwi i osiemnaście procent zawartości tlenku węgla. U Berta, „nie zidentyfikowanego kierowcy płci męskiej”, zerowy poziom alkoholu i trzynaście procent zawartości tlenku węgla. Dayiel i Mia nie zostały poddane testowi. Podobnie jak żaden inny kierowca! Po prostu nie do wiary.
Kartkuję raport w poszukiwaniu personaliów kierowcy osiemnastokołowca, obiektu 18. Nazywa się Alex Chronsik. Nie zrobiono mu testu na zawartość alkoholu we krwi albo, jeśli taki test przeprowadzono, nie wspomina się o nim w raporcie.
Zgodnie z jego wstępnymi wyjaśnieniami złożonymi sierżantowi Carriganowi, Chronsik jechał na północ, po prawym pasie autostrady 1 – 5. W momencie, kiedy wjechał w strefę dymu, szybkościomierz pokazywał, zeznał, sześćdziesiąt kilometrów na godzinę. Początkowo widoczność utrzymywała się w granicach stu do stu pięćdziesięciu metrów. Widział płonące ścierniska i był pewny, że szybko znajdzie się poza rejonem zagrożenia. Wkrótce jednak dym stał się taki gęsty, że Chronsik nie widział już nawet maski swojej ciężarówki, wtedy zwolnił do trzydziestki. Włączył reflektory i światła awaryjne. Uderzył w coś, ale nie widział w co, i wówczas pokazały się płomienie. Wyskoczył z kabiny.
Nie był ranny. Uciekł, podczas gdy Kate, Bert i dzieci byli uwięzieni pod jego ciężarówką! Według świadków wrócił potem do wozu, żeby coś stamtąd zabrać. Chronsik z początku się do tego nie przyznawał. Później zeznał, że chciał wymontować wykrywacz radaru.
Ściągam z raportu spinacze i luźne kartki wieszam na ścianach pracowni. Kolejne dni spędzam, wędrując po pokoju, czytając zeznania naocznych świadków, przepisy regulujące wypalanie pól oraz wyjaśnienia Sweglera i jego syna w sprawie tego konkretnego pożaru, który wymknął się im spod kontroli. Wszystko wydaje mi się takie bezsensowne, lekkomyślne i niepotrzebne.
Uznaję, że najwyższy czas napisać nowy list do gubernatora.
Szanowny Panie Gubernatorze
Dzisiaj mijają dwa miesiące od dnia, kiedy pochowaliśmy naszą córkę, Kathleen, jej męża, Berta, i ich dwie córeczki, Dayiel i Mię, nasze jedyne wnuczki.
Za tydzień powinniśmy obchodzić trzydzieste szóste urodziny Kathleen. Chcieliśmy zrobić jej niespodziankę i polecieć tego dnia do Oregonu. Tymczasem polecieliśmy do Oregonu dwa miesiące wcześniej, żeby ją pochować.
Wstrzymywałem się z napisaniem tego listu, chcąc zebrać możliwie najwięcej informacji na temat tej straszliwej katastrofy, w której zginęli nasi bliscy.
Nasi prawnicy w Oregonie przestrzegali nas przed pisaniem do Pana czy do kogokolwiek innego w sprawie tego wypadku, czasem jednak nad wymogami procedur prawnych biorą górę zwyczajne ludzkie uczucia.
Wciąż czekam, że ktoś kompetentny wyjaśni nam, co się tak naprawdę wydarzyło i dlaczego. Spodziewałem się telefonu lub listu z wyrazami współczucia z Wydziału Środowiska, Wydziału Drogowego, z policji czy też od samego gubernatora. Miałem nadzieję, że skontaktuje się z nami Paul Swegler, który wzniecił ten pożar, albo przedstawiciel związku hodowców nasion. Nic takiego nie nastąpiło. Wspominałem już, że podczas samej ceremonii, o której w Dallas było głośno, prosiłem właściciela zakładu pogrzebowego, żeby powiadomił mnie, jeśli zobaczy reprezentanta którejkolwiek z wymienionych wyżej instytucji. Nikt jednak się nie pojawił.
Później dowiedziałem się, że najprawdopodobniej odradzili im to ich prawnicy.
Przecież, Panie Gubernatorze, wyrazy współczucia nie są równoznaczne z przyznaniem się do winy.
Niewątpliwym oskarżonym w tej sprawie jest proceder wypalania ściernisk. Fakt, że Paul Swegler spowodował śmierć siedmiu i obrażenia u trzydziestu pięciu innych osób, nie łamiąc przy tym żadnego z przepisów regulujących wypalanie pól, jest kompromitacją tychże przepisów. Nieważne, jakie obostrzenia wprowadzi teraz Wydział Środowiska. „Kontrolowane pożary” nie staną się przez to mniej niebezpieczne. Nawiasem mówiąc, Sąd Najwyższy stanu Oregon wydał orzeczenie, w którym wypalanie pól określił jako „nadzwyczaj niebezpieczne”. A jednak wciąż to się robi.