Выбрать главу

Jest to plama na honorze całego Oregonu, skądinąd znanego ze swojej troski o środowisko.

Panie Gubernatorze, jak Pan wytłumaczy fakt, że nie zaprzestano jeszcze tej szkodliwej działalności? Wbrew twierdzeniom hodowców nasion powoduje to wyjałowienie gleby. Wypalanie ściernisk prowadzi do zachwiania proporcji między zawartymi w glebie związkami azotu i fosforu. Ziemia uprawna potrzebuje więcej azotanów niż fosforanów. Każdego lata dym znad wypalanych pól niczym smog wypełnia dolinę Willamette. Stanowi zagrożenie dla zdrowia i samopoczucia mieszkańców tych okolic. Zarówno dym, jak i wypalone połacie ziemi szpecą krajobraz. Ten piękny zakątek jest dewastowany przez nielicznych i w imię zysku nielicznych, za to z krzywdą dla wielu.

Pan, Panie Gubernatorze, może położyć temu kres. Wystarczyłoby jedno Pańskie słowo. Dlaczego Pan tego nie robi? Czy tych samych, ekonomicznych argumentów użyłby Pan w obronie producentów marihuany lub kokainy? Ich uprawy również przyniosłyby ogromne zyski, spowodowałyby tylko innego rodzaju zagrożenia. Niech Pan wypowie to słowo, Panie Gubernatorze!

Trzeba jedynie zakazać wypalania pól i pomóc hodowcom traw w znalezieniu jakiejś alternatywy dla tych bezmyślnych praktyk, które niszczą i profanują wasz piękny stan. Nie dopuśćmy, aby jakaś następna rodzina musiała doświadczyć tego smutku i żalu, które stały się naszym udziałem.

Załączam zdjęcia zwłok naszych dzieci wykonane w kostnicy w Dallas oraz fotografie pochodzące z lepszych czasów. Mam nadzieję, że dadzą Panu pewne wyobrażenie o tym, co straciliśmy.

Sądzę, że lepiej niż jakiekolwiek statystyki pomogą Panu zrozumieć, o co toczy się gra.

Niecałe dwa tygodnie później, 15 października, zadzwonił do mnie Bill Buchs, Sekretarz Rolnictwa stanu Oregon. Telefonuje tylko po to, żeby nam złożyć, w imieniu własnym i gubernatora, kondolencje w związku ze śmiercią naszych bliskich. Nie zamierza występować w niczyjej obronie ani niczego tłumaczyć.

Zadaję mu jednak tyle pytań, że nasza rozmowa przeradza się w blisko dwugodzinną dyskusję. Na koniec Buchs mówi, że muszę brać pod uwagę mentalność oregońskich farmerów, którzy z zasady są przeciwni wszelkim zmianom, a przede wszystkim nie lubią, jak ktoś ich poucza, co mają robić. Pytam, czy to nie on, jako Sekretarz Rolnictwa, odpowiada za to, żeby farmerzy zmienili swoje przyzwyczajenia, jeśli szkodzą one dobru publicznemu.

Buchs daje wymijającą odpowiedź. Stwierdza, że Oregończycy są po prostu uparci. Wtedy włącza się Matt, który przysłuchiwał się naszej rozmowie z drugiego telefonu.

– Panie Buchs, mówi Matt Wharton, brat Kate. Jestem biologiem, skończyłem Trinity College w Dublinie, doktoryzowałem się na Sorbonie, w Paryżu, w zakresie patologii roślin. Kontaktowałem się z przyjaciółmi z rozmaitych instytucji naukowych całego świata, w Nowej Zelandii, Australii, Anglii, kilku krajach Europy i północnej Afryki. Sporo zajmowałem się problematyką rekultywacji pól i chciałbym się z panem podzielić kilkoma odkryciami. Od lat czterdziestych, kiedy to w Oregonie rozpoczęto uprawę traw na nasiona, opatentowano mnóstwo nowych metod ochrony nasion przed chorobami i szkodnikami, których zagrożeniem oregońscy farmerzy tłumaczą konieczność wypalania ściernisk. Opłaty patentowe są bardzo niskie i dzięki temu kwestia bezpieczeństwa mieszkańców doliny Willamette zostałaby rozwiązana. Instytucją, która upiera się przy starych metodach i blokuje wprowadzanie nowych, lepszych, jest Oregoński Związek Hodowców Nasion. Metoda, którą, mi szczególnie polecano, polega na wykorzystaniu skoszonej trawy jako kompostu; to znaczy, po ścięciu należy ją zostawić na polu i zaorać. To wzbogaci glebę i zahamuje wzrost chwastów. Nie będzie pustych nasion, pleśni ani innych chorób, które trapią oregońskich farmerów. To zdecydowanie lepsze niż wypalanie ściernisk.

Matt urywa, patrzy w sufit. Po chwili mówi dalej:

– To nie przywróci życia mojej siostrze, szwagrowi ani moim ślicznym siostrzenicom, ale przynajmniej da nam poczucie, że zrobiliśmy wszystko, aby nikt już nie musiał cierpieć tego, co my wycierpieliśmy.

Po twarzy Matta płyną łzy.

Sekretarz Rolnictwa Buchs zapewnia, że gubernator Silversides jest przeciwnikiem wypalania pól i że zrobi, co w jego mocy, aby położyć kres tym praktykom. To właśnie chciałem usłyszeć. Odkładamy z Mattem słuchawki i aby to uczcić, otwieramy butelkę burgunda.

Zbyt szybko świętowaliśmy zwycięstwo.

Kilka dni później przychodzi list od gubernatora Silversidesa, datowany na 19 października.

Szanowny Panie Wharton

Przepraszam, że dopiero teraz piszą do Pana, aby przekazać Państwu wyrazy ubolewania w związku z tragiczną śmiercią Pańskiej córki i jej rodziny. Ich śmierć napawa zarówno mnie, jak i wszystkich mieszkańców Oregonu głębokim smutkiem. Zapewniam Pana, że uczucie to podzielają także urzędnicy sprawujący nadzór nad realizacją stanowego programu wypalania pól, nawet jeśli oficjalnie nie przekazali Państwu wyrazów współczucia.

Pański list świadczy o szczerym wysiłku zrozumienia zjawiska wypalania pól i upraw nasion w naszym stanie. W minionej dekadzie Zgromadzenie Stanowe wielokrotnie debatowało nad tą kwestią. Ostatecznie uznało, że, biorąc pod uwagą brak alternatywnych metod, zakaz wypalania pól byłby sprzeczny z interesem publicznym. Zgromadzenie Stanowe zobowiązało Komisją ds.

Środowiska do opracowania takich regulacji prawnych, które zredukują powstające podczas wypalania pół zanieczyszczenie powietrza, oraz do poszukiwania innych metod ochrony upraw. O ile mi wiadomo, jak dotąd, żadna z alternatywnych metod nie okazała się w pełni skuteczna.

W sezonie 1988 farmerzy zakończyli już wypalanie pól. Obecnie mój personel wraz z organizacjami ekologicznymi, hodowcami i hurtownikami nasion, agencjami stanowymi i członkami Zgromadzenia Stanowego przygotowuje projekt przepisów na rok 1989, który zostanie poddany pod dyskusję podczas styczniowej sesji Zgromadzenia. Tragiczny wypadek, w którym zginęła Pańska rodzina, zmusza do rewizji obowiązującego prawa.

Łączę się z Panem w bólu.

Szczerze oddany,

Neil Silversides

Gubernator

Cieszę się z tego listu, martwi mnie tylko jedno zdanie. Co gubernator miał na myśli pisząc, że „żadna z alternatywnych metod nie okazała się w pełni skuteczna”?

Wszystkie moje obawy spełniają się niemal jednocześnie. Zaczyna się dość niewinnie. Otrzymuję list od Bakera, Forda. Firma podejmuje się, czytam, reprezentowania nas w sprawie o spowodowanie „niezawinionej śmierci” Kate, Berta, Dayiel i Mii. Skarga zostaje wniesiona przeciwko stanowi Oregon, jego urzędnikom i instytucjom, a jej przedmiotem są zaniedbania prowadzące do śmierci. Stan Oregon również wnosi skargę. Pozywa do sądu wszystkich uczestników wypadku, oskarżając ich o nieostrożność i brawurową jazdę. Także Paul Swegler, farmer, który wzniecił pożar, skarży wszystkie ofiary katastrofy. Ciekawe o co? O tamowanie przepływu jego dymu?

Puszka Pandory została więc otwarta. Mam ochotę wycofać się ze wszystkiego, ale zdaję sobie sprawę, że Sally miała rację: musimy się bronić. Jednak żadna szanująca się firma prawnicza nie podejmie się naszej obrony, jeśli nie będzie mogła na tym zarobić. A to oznacza, że my również musimy wnieść skargę.