Выбрать главу

Sędzia federalny, Joseph Murphy, powiedział w poniedziałek, że jego słowa zostały błędnie przytoczone, i że nigdy nie twierdził, iż we wszystkich sprawach zawarto ugodę.

W jednej ze spraw, Williama Whartona przeciw firmie przewozowej Cuttera, nie doszło do ugody. Proces zacznie się 25 września br.

W sierpniowym wypadku zginęli czterej członkowie rodziny Whartona.

„Nie chcę żadnej ugody… Przyjechałem tutaj, ponieważ mnie szantażowano” – powiedział Wharton.

Murphy przyznał, że wie, iż Wharton podważa legalność procedur, na mocy których wszystkie pozostałe sprawy rozstrzygnięto w drodze ugody.

„Pan Wharton jest bardzo przywiązany do swoich prywatnych wyobrażeń o prawie i sprawiedliwości” – stwierdził sędzia Murphy.

Wharton, który mieszka na stałe we Francji, powiedział, że w ciągu tych czterech dni nikomu nie wolno było opuszczać sali sądowej na dłużej niż pięć minut.

„Sędzia Murphy po prostu nas uwięził. Postanowił nas przeczekać – stwierdził Wharton. – Wszystko to było bardzo przygnębiające”.

Murphy utrzymuje, że nikogo nie zmuszał do ugody. „Powiem tylko, że posiedzenie pojednawcze ma charakter czysto mediacyjny. Sąd nie może nakazać ugody. Jeśli strony się układają, to dlatego, że taka jest ich wolna i nieprzymuszona wola, a zadaniem sądu jest zagwarantowanie im prawa wyboru…” [Tylko że adwokaci bali się narazić sędziemu Murphy'emu. Nie chcieli ryzykować interesów swoich firm. Krótko mówiąc, trzymali język za zębami.]

Poza Whartonem wszyscy skarżący przystali na ugodę.

Adwokat Paula Sweglera, Henry Forcher, stwierdził, że to Jedna z najbardziej skomplikowanych spraw sądowych w dziejach Oregonu”.

Prawie wszystkie pozwy były skierowane przeciwko władzom stanowym i Paulowi Sweglerowi, farmerowi z okolic Albany, których przeciwnicy wypalania ściernisk obwiniają o spowodowanie wypadku.

Nie wierzę własnym oczom. Z wrażenia odbiera mi mowę.

Dziękuję Monie za tę wspaniałą wiadomość. Daje mi w prezencie egzemplarz gazety. Nie chce mi się tego czytać po raz drugi.

Dopiąłem swego, ale zupełnie nie wiem, co powiedzieć. Padamy sobie w objęcia i całujemy się, zwyczajem francuskim, w oba policzki. Podnoszę z ziemi swoją torbę. Idąc do samolotu, oglądam się za siebie.

– Do zobaczenia we wrześniu! – krzyczy Mona.

Kiwam głową, uśmiecham się i ruszam do wyjścia.

Rozdział XVII

Lato spędzamy, jak zwykle, w New Jersey. Nie czuję się dobrze w miejscu, gdzie po raz ostatni widziałem Kate i jej rodzinę, ale podczas tego pobytu dużo czasu spędzam na plaży, słuchając taśm, które nagrałem bezpośrednio po posiedzeniu, i przygotowując się do zbliżającego się procesu. Robię notatki w moim własnym, żółtym, prawniczym skoroszycie. Mam mnóstwo wątpliwości. Nadal nie potrafię poskładać tego wszystkiego w jedną, logiczną całość.

Po kilku tygodniach dzwoni Charles Raven. Bez żadnego wstępu mówi, że wyłącza się z naszej sprawy. Nie będzie tłumaczył dlaczego. Proponuje, żebym znalazł sobie innego adwokata. Baker, Ford przekaże mu zgromadzone materiały.

Jestem ogłuszony tą wiadomością. Do rozpoczęcia procesu zostały już tylko dwa miesiące. Pytam, czy może mi kogoś polecić.

Odpowiada, żebym porozmawiał o tym z Moną Flores. Pytam, czy to oznacza, że firma Baker, Ford zostawia naszą sprawę. Jak to się ma do naszej umowy? Zapada cisza.

– Ustalcie to jakoś z Moną Flores. Ja tylko cię informuję, że wyłączam się ze sprawy.

To mówiąc, odkłada słuchawkę. Przez kilka minut siedzę bez ruchu przy telefonie. Potem opowiadam o wszystkim Rosemary.

Ona rozumie, co to dla mnie znaczy. Radzi, żebym zadzwonił do Buda. Bud to nasz zaprzyjaźniony prawnik.

– Może zna kogoś w Portland, kogo będzie mógł nam polecić. A przynajmniej powie, co robić.

Pokonawszy kolejne zapory w postaci sekretarek, dodzwaniam się w końcu do Buda. Wyjaśniam mu sytuację. Pyta, czy mógłbym przefaksować swoją korespondencję z firmą prawniczą Baker, Ford oraz własne notatki.

Jadę na pocztę i wysyłam, o co prosił. Daję mu trochę czasu na przefaksowanie odpowiedzi. Wracam do domu. Bud jednak nie faksuje, tylko dzwoni.

– Posłuchaj, Will. Wygląda na to, że z tych twoich adwokatów nie będzie już żadnego pożytku. Chyba masz rację, że im po prostu zależy na ugodzie. Co do tych nagrań, to dałeś im po prostu dobry pretekst.

– Co w takim razie mamy robić, Bud? Nie znam w Portland żadnych innych prawników.

– Ja też nie. Najlepiej nic nie róbcie. Nie ma pośpiechu. W takiej sytuacji każdy sędzia, niezależnie od twojej opinii o sędziach, z pewnością odroczy rozprawę. Popełniłeś błąd, zadając twoim adwokatom tyle kłopotliwych pytań. Mogli pomyśleć, że chcesz ich zaskarżyć. Na podstawie tych paru informacji nie mogę stwierdzić, czy miałbyś podstawy, ale jedno ci powiem: nigdy nie skarż swoich adwokatów. Zwłaszcza takiej dużej firmy. Zatrudniają masę ludzi, którzy przez cały boży dzień snują się po korytarzach, szukając czegoś do roboty. Nic ich to nie będzie kosztować, jeżeli użyją ich wszystkich przeciwko tobie. Samymi opłatami sądowymi zniszczą cię, zanim się obejrzysz. Tak więc, siedź cicho. Poczekaj, aż to oni się odezwą.

Cieszę się, że chociaż Bud jest po naszej stronie. Przeżywam prawdziwe męczarnie, ale idę za jego radą i nic nie robię.

Trzy dni później dzwoni telefon. To Mona i Clint. Mają specjalny telefon z zewnętrznym mikrofonem i głośnikiem, a ponieważ Rosemary podchodzi do drugiego aparatu, rozmowa toczy się na cztery głosy. Zaczyna Mona.

– Charles zgodził się, żebyśmy z tobą porozmawiali. On się już wycofał.

– Tak, wiem. A co ty masz zamiar zrobić, Mona?

– Charles powiedział, że jeśli nie będziesz miał nic przeciwko temu, to możemy z Clintem przejąć tę sprawę. Wtedy to ja reprezentowałabym ciebie w sądzie.

– To znaczy, że byłabyś moim adwokatem na procesie?

– Oczywiście. Przecież właśnie tego chcesz: procesu.

– Ale myślałem, że poza mną nikt tego nie chce, nawet ty.

– Sędzia Murphy tego nie chciał i nie zauważyłem, żebyście mieli inne zdanie.

– Więc jak, mamy się tym zająć?

– Jasne, że tak. Szczerze mówiąc, cieszę się, że to będziecie wy, a nie Raven.

– W takim razie umowa stoi. Napiszę ci, co nowego wydarzyło się od naszej ostatniej rozmowy, i jakie mam dalsze plany.

– Podczas rozprawy będziemy potrzebowali biegłych, a to kosztuje.

– Wszystko pójdzie na twoje konto, ale odciągniemy to z odszkodowania. Resztę wyjaśnię ci w liście.

Mona uważa, że tyle spraw wymaga omówienia jeszcze przed procesem, iż powinienem jak najszybciej zjawić się w Portland.

Mówi, że ma bardzo duży dom i że mogę zatrzymać się u niej.

Tym sposobem, 10 września, znowu wracam do Oregonu.

Dom Mony istotnie jest olbrzymi. Ma trzy piętra i sporą piwnicę. Zbudowany z cegieł, pochodzi prawdopodobnie gdzieś z początku wieku. Od frontu znajduje się duża weranda.

Mona prowadzi mnie na samą górę i pokazuje nie wykończony jeszcze pokój z wygodnym łóżkiem. Dawno temu ktoś zaczął go przemalowywać, starą farbę próbując usunąć za pomocą palnika gazowego, ale najwyraźniej szybko zrezygnował; zostawił tylko na ścianach wielkie, osmalone purchle. Pokój jest bardzo jasny. Wysokie, piękne okna wychodzą na wysadzaną drzewami alejkę.

Początek rozprawy wyznaczono na koniec miesiąca, kiedy to dołączy do nas także Rosemary. Chociaż mój wczesny przyjazd miał pomóc w przygotowaniach do procesu, większość roboty Mona i tak musi sama wykonać w biurze. Dochodzę do wniosku, że skoro już tu jestem, mogę w tym czasie wyremontować sypialnię.