Выбрать главу

Luis, nie odrywając spojrzenia od Strażnika, uderzył o chodnik otwartą dłonią tuż obok swojej głowy. Linia mocy rozdarła ziemię, unosząc ją jak wzburzoną falę oceanu, rozbijając chodnik i usuwając wszystko na swojej drodze. Szarpnęła chodnik, na którym stał Strażnik, podrzuciła go i przewróciła, potoczyła nim na rzadki trawnik na czyimś podwórku. Trawa nie dawała dużych możliwości, była cienka, krucha i źle podlewana. Wlałam w nią energię, zmuszając do wyrośnięcia długich, śliskich pnączy, które owinęły się wokół bijących powietrze nóg Strażnika. Nie mogły go przytrzymać, lecz powinny spowolnić jego bieg.

Luis rozmiękczył ziemię w grzęzawisko, które pochwyciło nogi Strażnika, tak by górna część ciała, nie zatonęła. Po kilku chwilach Strażnik ugrzązł, stopy i łydki zapadły się w miękkie błoto, a gdy stwardniało, znalazł się w pułapce. Luis podał mi rękę i pomógł wstać. Przeszliśmy przez ulicę do miejsca, w którym bezradny Strażnik Pogody tkwił, unieruchomiony przez ziemię. Dyszał ciężko. Nie mógł mieć więcej niż dwanaście lat. Spojrzeliśmy na siebie. Nie wiem, jaki miałam wyraz twarzy. Luis wydawał mi się przerażony. To tylko chłopiec, mówiły jego oczy.

Chłopiec, który dwukrotnie usiłował nas zabić. Byłam mniej od Luisa przerażona, a bardziej zainteresowana powodem ataku.

Przykucnęłam obok chłopca i dokładnie mu się przyjrzałam. Był typowym dwunastolatkiem: o zbuntowanym spojrzeniu i dziecinnej, pozbawionej wyrazu twarzy. Czarne oczy, czarne włosy, w odcieniu bardzo podobnym do tego, który miał Luis. – Jak masz na imię? – zapytałam. Odpowiedział po hiszpańsku. Łatwo było się domyślić treści jego tyrady, zwłaszcza że słowom towarzyszył agresywny gest ręki. Poczułam, że znów zbiera moc z chmur wiszących nad naszymi głowami.

Wyciągnęłam rękę, stuknęłam palcem wskazującym w jego czoło i przerwałam mu próbę skoncentrowania się. Moc zawirowała chaotycznie, a dziecko zaskoczone spojrzało na mnie i zamrugało oczami.

– Imię – powtórzyłam.

– Candelario – powiedział. – Puta. Uniosłam brwi.

– Candelario – powtórzyłam za nim. – Domyślam się, że to drugie słowo nie jest twoim nazwiskiem. Luis odezwał się zza moich pleców.

– Nie, chyba że nazywa się dziwka. Znów stuknęłam w czoło dziecka-Strażnika.

– Przestań. Mogę cię zabić, jeśli będę chciała. Wiesz o tym? Rozwiało się jego skupienie. Poczułam, jak rozpływają się zbierane przez niego moce.

– Co z tego? – spytał wyzywająco. – Zabij mnie, to nieistotne. Zadrzesz z nią. Dobrze wiedziałam, że mówi o Perle. O mojej dawnej siostrze, dżinnie. O moim wrogu. O mojej zdobyczy.

Przynajmniej kiedyś tak myślałam. Perła, obłąkana i drapieżna, kiedyś w ataku zazdrości i szaleństwa zmiotła z powierzchni Ziemi całą rasę prymitywnych ludzi. Już dawno, zgodnie z prawem, powinna zostać zgładzona, zniknąć z Ziemi. Zadbałam o to. Mimo to żyła dalej, czerpała jak pasożyt od Strażników coraz większe siły i moc. Od wszystkich porwanych dzieci.

Candelario przypominał Pammy. Był ofiarą, choć prawdopodobnie nic o tym nie wiedział i nigdy by się z tym nie zgodził. Wierzył, że został wybrany jako specjalny, zaufany żołnierz do prowadzenia wojny ze złem. Perła przekonała wielu. Była to częsta słabość ludzkiego charakteru. Ludzie łatwo dawali się oszukiwać tym, którzy im źle życzyli. Rozkładali się od środka pod wpływem przekonania o własnej cnocie.

– Gdzie ona jest? – zapytałam chłopca. Splunął na mnie. – Wykorzystuje cię. Nie jest twoją opiekunką.

– Nie masz o niczym pojęcia! – krzyknął. – Puśćcie mnie albo ona was wszystkich pozabija!

– Wątpię – odpowiedziałam. – Już by to zrobiła, gdyby mogła. Coś poruszyło się we wnętrzu chłopca. Zmiana była tak silna, że wydawało nam się, że chłopiec zaczął rosnąć.

Wyostrzyły się rysy jego twarzy, wydoroślały. Stały się teraz podobne… do kogoś innego.

– Wątpisz? – rozległ się zupełnie inaczej brzmiący głos, choć do mówienia wykorzystywał struny głosowe chłopca. – Naprawdę w to wątpisz, moja siostro? Myślałam, że lepiej mnie znasz.

Perła. Perła wcieliła się w dziecko. Wstrzymałam oddech. Poczułam ciepłe palce Luisa zaciskające się na moim ramieniu. Położyłam dłoń płasko na rozgrzanej ziemi, czerpałam moc i przekazywałam dalej poprzez łączące nas ogniwo. Przygotowywałam się na zbliżające się uderzenie.

Oczy chłopca wciąż były czarne, ale znikł z nich gniew podrostka. Było tam coś gorszego. Skoncentrowana złośliwość. Prawdziwe zło.

– Wysyłasz swoje wojska bez przygotowania – powiedziałam jej. – Wiesz, że jego atak był niedokładny.

– Nie interesuje mnie subtelność – stwierdziła Perła. – Powinnaś już to o mnie wiedzieć, Cassiel. Wiedziałam. Aż za dobrze.

– Dlaczego nie przyjdziesz po prostu do mnie? Ja jestem twoim wrogiem, nie ten człowiek.

– Mylisz się – powiedziała, a w jej słowach zabrzmiał tak głęboki, odwieczny gniew, że zadrżałam. – Wszyscy są moimi wrogami. Nie wątp we mnie, siostro moja. Zniszczę ten świat i wszystko, co w nim żyje. Jesteś głupia, jeśli sądzisz inaczej.

Mówiąc to, zniknęła. Po prostu… zniknęła, nie zostawiając po sobie śladów. Nie wytłumaczyła swojego postępowania. Nigdy nie tłumaczyła i nie miała takiego zamiaru. Musiałam się, domyślać mrocznych motywów, którymi kierowała się, realizując swoje plany. Ale musiały one wziąć swój początek tak jak dawniej z nienawiści i zazdrości.

Wszyscy to odczuliśmy, gdy uderzyła w owianych mgłą zapomnienia czasach. Zabiła w jednym ułamku sekundy prawie milion myślących istot. Było to morderstwo w boskiej skali; milion dusz krzyczało z bólu i przerażenia. To wydarzenie zniszczyło umysł Perły, a raczej resztki, które z niego zostały. Rozrywała na strzępy otaczający nas wszechświat, niszczyła to, co nigdy nie powinno zostać zniszczone. To, czemu brakowało zdolności samowyleczenia.

Zgładziłam Perlę, a raczej tak mi się wydawało. Byłam wśród dżinnów pierwszą morderczynią. Pierwszą, która zabiła jedną z nas.

Jak na ironię, ocalały resztki nasienia Perły, w jakiś sposób zapuściły korzenie w nowym gatunku, który wypełnił pustkę powstałą na planecie po jej zbrodni. Perła ukryła się wśród ludzkich istot. Ludzkość stała się źródłem jej mocy.

Dlatego Astuin, przywódca prawdziwych dżinnów, rozkazał mi powtórzyć nie moją zbrodnię, lecz Perły. Zgładzając ludzkość, zniszczyłabym raz na zawsze Perłę. Wierzył w to i prawdopodobnie miał rację.

Gdybym wykonała rozkaz, stałabym się potworem. Gdybym nie podjęła działania, Perła mogłaby wykorzystać moc wyssaną z ludzi, aby zniszczyć mój lud. Wybory.

Candelario powrócił do nas i nadal spoglądał buntowniczo. Zrozumiałam, że nie miał żadnego pojęcia, co przed chwilą powiedział, a raczej co powiedziała ukryta w nim Perła. Wykorzystała go jak zdalnie sterowane narzędzie. Chowała się w nim, w nich wszystkich, jak wirus.

Wtedy sobie uświadomiłam, że nie był to prawdziwy atak. Candelario okazał się prymitywnym instrumentem, choć potężnym, to słabo przygotowanym. Został pewnie sklasyfikowany jako nieudana próba. Perta spisała go na straty. Wysłała do mnie, spodziewając się, że zostanie zniszczony.

Spojrzeliśmy z Luisem na siebie. Podłożyłam dłoń pod głowę chłopca. Udawał odważnego, ale cały aż się spocił. Poczułam na palcach lepką wilgoć.