Выбрать главу

Poza tym był jeszcze „Niezwyciężony”, który pomimo ogromnej odporności w pełni zasłużył na określenie go mianem „magnesu na kłopoty”. Zanim dostarczy dawny superpancernik krodźwiedzi do przestrzeni Sojuszu, musi się liczyć z atakami ze strony ludzi, którzy za wszelką cenę będą próbowali wydrzeć mu tajemnice Obcych. Miał też przeczucie, że nawet rząd Światów Syndykatu może próbować szczęścia, choć nie dysponował obecnie wystarczającą siłą. Niestety, wartość „Niezwyciężonego” była większa niż jego rozmiary, a każdy, kto go zdobędzie, może zyskać przewagę nad przeciwnikami.

Pająkowilki dowiedli, że nie trzeba się nimi przejmować, ale wypadki chodzą po ludziach, jak mówi stare przysłowie, a trudno będzie wyjaśnić Obcym, że ich ziomkowie wpadli na dryfującą minę albo inne dziadostwo, skoro kontakty z nimi opierają się wciąż na kilku podstawowych słowach. Z własnego doświadczenia i raportów o sytuacji na Midway admirał Geary wywnioskował już dawno, że ludzie, którzy przejmowali władzę w rozpadających się Światach Syndykatu, są równie niewiarygodni i nieprzewidywalni jak ich poprzednicy. Grupka fanatyków mogła planować jakiś zamach, zwłaszcza teraz, gdy okręty Sojuszu nie osłaniały jednostek pająkowilków. Obcy latali przecież tam, gdzie chcieli.

Zważywszy na to wszystko, Geary nie był zbyt przyjaźnie nastawiony, gdy nadeszła najnowsza wiadomość od Boyensa.

DON także nie wyglądał na szczególnie zadowolonego. Łypał spode łba w obiektywy, nie próbując nawet ukryć złości, nie wysilał się też na fałszywe przyjazne gesty.

— Czuję się zobligowany do przestrzegania warunków traktatu pokojowego między Światami Syndykatu i Sojuszem, ale odnoszę wrażenie, że tylko nasza strona jest zainteresowana dochowaniem wierności duchowi i literze tych zapisów. Z tego też powodu nie podejmę akcji zbrojnej, której celem byłaby obrona obywateli Światów Syndykatu przed butą i arogancją obcych sił zbrojnych.

Geary poprosił Desjani, by obejrzała ten przekaz razem z nim i z emisariuszami, za co była mu ogromnie wdzięczna. Widział to po jej minie i słowach.

— Ależ proszę, broń systemu przed nami. Błagam, zrób to…

— Wasz powrót do domu może nie przebiegać tak łatwo, jak to sobie wyobrażacie — kontynuował Boyens. — Skoro odrzuciliście moją ofertę pomocy, nie dostarczę wam żadnych informacji, do których mam dostęp, a które ułatwiłyby wam podróż. Wyślę tylko jedną z nich, myślę, że wyda wam się bardzo interesująca… — Zamilkł na moment, jakby bawiło go to, że muszą poczekać na ujrzenie ciągu dalszego. — Zapewne ucieszy was wiadomość, że jeden z waszych towarzyszy, wysokiej rangi oficer, nie poległ, jak do tej pory przypuszczaliście, podczas bitwy w Systemie Centralnym.

Michael? Mój krewniak żyje? Przetrwał zniszczenie „Obrońcy”? Geary nie był pewien, czy jego serce naprawdę zatrzymało się na moment czy tylko odniósł takie wrażenie.

Poczuł ucisk, a gdy opuścił wzrok, zauważył, że Tania chwyciła go mocno za przedramię. Ona także miała strach w oczach.

DON Boyens, który musiał zdawać sobie sprawę z efektu, jaki wywołają jego słowa, uśmiechnął się pod nosem.

— Tak. Więcej niż jeden z oficerów, których do tej pory uważaliście za poległych we wspomnianej bitwie, przeżył i teraz wraca do domu. Okręt, który ich przewozi, opuścił System Centralny przed odlotem mojej flotylli.

Chwileczkę…

— Dlaczego miałby przekazywać nam tak dobre wieści? — wyszeptała Desjani, zaciskając palce jeszcze mocniej, gdy artykułowała swoje podejrzenia.

Rione stanęła u drugiego boku admirała. Ona z kolei zachowała kamienną twarz.

— Więcej niż jeden oficer?

— Wie pani, o co może mu chodzić? — zapytał Geary.

— Życzę zatem szybkiego powrotu do przestrzeni Sojuszu — dodał Boyens. — Gwarantuję, że to, co czeka was po przylocie do domu, będzie naprawdę interesujące. W imieniu ludu. Mówił Boyens. Odbiór.

Desjani zaklęła pod nosem.

— Nowa Rada Wykonawcza Światów Syndykatu znów próbuje mieszać — stwierdziła Rione. — Zupełnie jak jej przedwojenni poprzednicy.

— Co chcą osiągnąć? — zapytał Geary.

— Wiem tyle co i pan. Senator Navarro podzielił się ze mną kilkoma podejrzeniami, zanim wylecieliśmy. Uważał, że Syndycy będą próbowali mieszać się w naszą politykę, dokonywać sabotaży ekonomicznych i wzniecać niepokoje gdzie się da. Nie miał na to dowodów, ale DON Boyens potwierdził właśnie jego obawy. Tak bardzo chciał panu dogryźć, że nie umiał się pohamować. Niedobitki Światów Syndykatu coś knują. Przegrali wojnę, ale nie pozwolą nam cieszyć się pokojem.

— Który oficer przeżył? — zapytał raz jeszcze Geary.

— Może ten, o którym pan myśli — odparła ze spokojem Rione — choć z drugiej strony słyszałam pogłoski, że niektóre z egzekucji, które nam pokazano, były sfałszowane.

— Bloch? — wtrąciła Desjani tak mocno zszokowana, że odezwała się do Rione. — Admirał Bloch?

— Wiem w tej sprawie tyle co wy. Boyens mówił o kimś, kogo pojawienie się na scenie może narobić nam problemów. Może nas podpuszczał, może chciał nas tylko postraszyć. Admirale, pan wie, jak niestabilny jest dzisiaj Sojusz. Wojna wyniszczyła Syndyków, ale i nam niewiele brakowało do upadku. A są przecież ludzie, którzy dla własnej korzyści nie zawahają się popchnąć oszołomionego kolosa w stronę przepaści. Jak szybko możemy wrócić do przestrzeni Sojuszu?

— Podejrzewam, że nie tak szybko, jak byśmy chcieli — odparł Geary. Czy admirał Bloch naprawdę mógł przeżyć? W senacie było wiele osób, które wspierały go w przeszłości, ponieważ w niego wierzyły albo chciały zrobić przy nim karierę. A może Boyens zagrał na naszych największych obawach? — Nie możemy odlecieć z Midway przed zakończeniem najważniejszych napraw, ponieważ groziłoby to utratą wielu jednostek. A gdy ruszymy, możemy napotkać na swojej drodze kilka przeszkód, o których wspomniał Boyens.

— Chcą „Niezwyciężonego” — dodała Desjani. — Chcą go tak bardzo, że mogą próbować go zdobyć, gdy będziemy przelatywali przez ich terytoria. A my musimy zadbać o to, by Tancerze nie padli ofiarą jakiegoś wypadku podczas pobytu w przestrzeni Syndyków.

Na szachownicy, przy której siedziało już zbyt wielu graczy, a kilku kolejnych pozostawało jeszcze w ukryciu, ustawiono zbyt wiele pionów, co z pewnością skomplikuje grę i zagrozi Sojuszowi.

Koniec

Nota od autora

Trochę się tutaj ostatnio zmieniło.

Kapitan Tania Desjani

Dawno temu, jeszcze w dwudziestym wieku (pod koniec lat sześćdziesiątych, żeby być dokładnym), stacjonowałem przez kilka lat na Midway, wyspie leżącej pośrodku Pacyfiku. W tamtych czasach wynalazki takie jak telewizja satelitarna należały do science fiction. Oglądaliśmy więc tylko programy lokalnej stacji, czyli trwające po kilka godzin retransmisje. Pokryte białym piaskiem plaże, laguny otoczone rafami koralowymi i piski krążących nad nimi albatrosów są piękne, ale i one nudzą się z czasem. Gdy i mnie dopadła ta przypadłość, zacząłem nałogowo czytać — a w owym okresie najbardziej interesowała mnie historia.

Oprócz lektury miałem jeszcze jedną rozrywkę: chadzałem często do mieszczącego się na terenie bazy kina. W soboty i niedziele w programie projekcji znajdowały się godzinne filmy z serii Mission: Impossible albo The Big Valley, a po nich oglądaliśmy kolejny odcinek Star Treka (mowa, oczywiście, o pierwszych sezonach). Gdy większość ludzi oglądała przygody Kirka, Spocka i McCoya na niewielkich telewizorach, ja miałem okazję śledzić ich przygody na prawdziwym ekranie kinowym.